Z polityką międzynarodową jest jak z gospodarką: dobrą koniunkturę trzeba umieć wykorzystać. Polacy, mający manie bicia się w piersi za winy popełnione, a często nie popełnione mogą być dziś w Europie i na świecie powodem zazdrości: znakomicie wykorzystujemy ekonomiczna hossę jako państwo (ale też przekładając to na kieszenie obywateli), jak i w polityce zewnętrznej.

Trump  nie dość, że nie wtrąca się w nasze sprawy wewnętrzne to jeszcze chwali polskie władze i podkreśla, że z naszą demokracją jest OK. Wie, że te same środowiska liberalno-lewicowe atakują i jego i nas. Za drugiego rządu SLD-PSL zaraz po wejściu do NATO też mieliśmy bliskie relacje z USA tyle, że była to „ulica jednokierunkowa”: nasi chłopcy bohatersko walczyli w Afganistanie i Iraku, ale nie przekładało się to na język korzyści gospodarczych czy geopolitycznych dla Rzeczypospolitej.

Teraz idealnie wykorzystujemy fakt, że w Białym Domu są Republikanie a nie Demokraci (z ich tendencją wspierania opozycji nad Wisłą). Nie chodzi tu tylko o amerykańskie bazy czy współpracę energetyczną, bo przecież nie przypadkiem prezydent Duda odwiedził renomowana klinikę onkologiczna. Najważniejsza jest jednak geopolityka: uznanie przez Waszyngton Polski za sojusznika nr 1 w UE zamiast Wielkiej Brytanii oraz za partnera politycznego nr 1 w Unii w miejsce Niemiec oznacza ,że wokół nas tym bardziej będą grupować się kraje naszego regionu. 

Ryszard Czarnecki

Gazeta Polska Codziennie, 15 VI 2019