W czwartkowym „New York Times” na pierwszej stronie mogliśmy przeczytać tekst zatytułowany: „Świat może uczyć się mówić Heimat”. Amerykański dziennik uznał, że będzie to trzecie międzynarodowe niemieckie słowo – po „Kindergarten” (przedszkole) i „Schadenfreude” (radość z cudzego nieszczęścia). Hmm, wydawałoby się, że takim międzynarodowym pojęciem jest też niemieckie „Arbeit macht frei” czy słowo „Konzentrationslager”.

Okazało się jednak, że amerykański dziennikarz, a może raczej, sądząc z nazwiska, niemiecki korespondent tej gazety, owych pojęć nie zna. Jeśli to Niemiec, nie jest to specjalnie dziwne, bo wypychanie z obszaru zbiorowej i indywidualnej świadomości poczucia niemieckiej winy za ludobójstwo Żydów, Polaków i innych nacji wydaje się być częścią konsekwentnej niemieckiej polityki historycznej. Ale prawdę mówiąc, Amerykanom też się nie dziwię, skoro ich prezydent Franklin D. Roosevelt nie wierzył wysłannikowi polskiego rządu, Janowi Karskiemu, jak straszliwą zagładę zgotowali Niemcy Żydom w okupowanej Polsce.

Cóż, polityka, w tym polityka historyczna, polega nie tylko na kłamstwach, ale też na ocieplaniu wizerunku. Lepiej pisać, jak „NYT” o zapachu Bożonarodzeniowych ciasteczek w maminej kuchni niż o niemieckich reparacjach wojennych. Na przykład dla Polski.

Ryszard Czarnecki

Gazeta Polska Codziennie 3 III 2018