Gdybym dziś zaprzestał lektury pierwszej strony dziennika "Metro" na tytule głównego tekstu pomyślałbym, że Polacy stali się "narodem in vitro". Czytamy bowiem: "Polska w kolejce do zabiegu in vitro". Zapewne wiele osób tylko rzuciło okiem na nagłówek, a potem całą gazetę wyrzuciło do kosza. Za to pozostało im w głowie przekonanie, że oto ujawnił się w masowej skali tłumiony do tej pory problem społeczny.

Jednak już w lidzie artykułu czytelnik trafia na pewnego rodzaju dysonans poznawczy. "Ogromna popularność programu refundacji in vitro od pierwszego dnia. W kolejce na pierwszą wizytę trzeba czekać 2 tyg." Faktycznie, gdyby chodziło o kolejkę do mięsnego to sytuacja byłaby dramatyczna, ale trzeba by zapytać autora tekstu, ile czasu czeka się do kardiologa, ortopedy, czy nawet onkologa w Polsce. Może 3 miesiące, może pół roku. Ale przecież in vitro to kwestia życia i śmieci rewolucji społecznej. W tej sytuacji dwa tygodnie to dramat niespotykany.

Zaraz jednak w pierwszym akapicie okazuje się, że na pierwsza wizytę w klinice zajmującej się in vitro, "trzeba czekać nawet dwa tygodnie". Czyli to nie jest standard, tylko maksimum. Można czekać krócej, o w przypadku in vitro nie ma rejonizacji więc warto szukać "szczęścia" w różnych klinikach – jest ich 23.

W kolejnym akapicie kiedy już widzimy, że wcale nie cała Polska stoi w kolejce, że dwa tygodnie to tylko w niektóry miejscach, dodatkowo dowiadujemy się, nie wprost, że kolejki zaraz się skończą, bo są efektem rocznego limitu zabiegów wyznaczonego przez Ministerstwo Zdrowia. A kto pierwszy ten lepszy i uzyska refundację.

Nie ma to jak czujność rewolucyjna funkcjonariuszy postępu. Problem ma być masowy to będzie masowy, choćby dotyczył promila społeczeństwa, którego w dodatku nie poinformowano o mniej niegodziwych metodach zmagania się z niemożliwością poczęcia. Chodzi wszak o to byśmy śnili te niekończące się kolejki po in vitro i cierpieli, że nie chcemy wspierać lub wspieramy nie dość refundację szczęścia. Oczywiście rodziców – niekoniecznie dzieci.

Tomasz Rowiński