- Raport komisji min. Millera ma się ukazać w tym miesiącu.


- O ile ukaże się w tym miesiącu. Zapowiadano już jego publikację w marcu, kwietniu i maju. Przestałem już wierzyć w rychłe jego ogłoszenie. Poza tym, nie wiem, czy Premier w ogóle konsultował tę kwestię z ministrem Millerem.


- Możemy się w nim spodziewać jakichś rewelacji? Liczyć na przełom w wyjaśnieniu wielu tajemnic katastrofy smoleńskiej?


- Nie oczekuję żadnego przełomu. Zresztą nie za bardzo wiem, jakie rewelacje mógłby zawierać raport sporządzony bez dostępu do pełnego materiału dowodowego, nie wspominając już o dowodach pierwotnych. Oczywiście, pewne ustalenia faktyczne są możliwe w oparciu o dowody pochodne, jednak dla prawidłowego i rzetelnego procedowania konieczny jest dostęp do dowodów pierwotnych (oryginałów), takich jak chociażby „czarne skrzynki”, wrak samolotu, nagranie z wieży lotów. Nadto, do teraz strona rosyjska nie przekazała dokumentacji lotniska dotyczącego jego statusu oraz urządzeń. Żaden polski biegły nie przeprowadził jakiejkolwiek czynności, której przedmiotem byłoby sprawdzenie prawidłowości działania urządzeń, z których korzystali rosyjscy kontrolerzy. Tutaj mamy analogię do wraku tupolewa, bowiem do dzisiaj żaden członek komisji pod przewodnictwem ministra Millera, a w śledztwie – żaden polski prokurator, a także biegły nie wykonał jakiejkolwiek czynności, której przedmiotem byłby wrak. Wciąż Rosjanie nie przekazali także dokumentacji, dotyczącej stanu zdrowia i dyspozycyjności w dniu katastrofy rosyjskich kontrolerów, a zachodzi w tym miejscu istotna rozbieżność między faktami podanymi w raporcie MAK, a dotychczasowymi ustaleniami. Ekspertyzy z sekcji zwłok – o ile one w ogóle miały miejsce – bardzo eufemistycznie mówiąc, zawierają tak dalekie rozbieżności, że trudno lub nie można ich racjonalnie wyjaśnić. Nadmienić również należy, że analiza parametrów zarejestrowanych na tzw. skrzynkach ATM (kopia parametrów w dyspozycji komisji i polskiej prokuratury), nie wyjaśnią wszystkiego, co działo się z tupolewem podczas lotu, a zwłaszcza bezpośrednio przed i podczas zdarzenia. Są takie dane, które w przypadku, np. awarii jakiegoś systemu lub podzespołu, nie będą zarejestrowane. Chodzi mi w tym miejscu o chociażby awarię tzw. rurki Pitota (pomiar prędkości). Reasumując, nie wyobrażam sobie, aby raport komisji pod przewodnictwem ministra Millera mógł rzetelnie pokazywać rzeczywistą przyczynę lub przyczyny zdarzenia z 10 kwietnia bez dostępu do najważniejszych dowodów pierwotnych, które w szczególności uprzednio wymieniłem. Nie chce mi się też wierzyć, że wszyscy członkowie komisji podzielają pogląd, iż komisja może wydać rzetelny raport w oparciu o posiadany na teraz materiał dowodowy. Stąd żywię nadzieję, że to nie nastąpi, bo inaczej polski raport będzie miał tyle wspólnego z rzeczywistym ustaleniem przyczyn i okoliczności katastrofy co rosyjskiego MAK-u. Chyba nie chcemy takiej powtórki?

 

- Pojawiają się głosy, czy komisja Millera jest komisją uprawnioną do przygotowywania tego raportu? Pan nawet napisał w tej sprawie listy do premiera i ministra Klicha?


- Tak, wystosowałem wnioski w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej do Pana premiera, jak i ministra Bogdana Klicha, których celem jest ustalenie, czy badanie przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej przez Komisję Ministra Millera odbywa się zgodnie z przepisami prawa. Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego może prowadzić badania incydentów lub wypadków lotniczych, które miały miejsce poza terytorium Polski, jedynie na podstawie przepisów międzynarodowych, umowy międzynarodowej z państwem, w którym nastąpił wypadek lub wówczas, gdy takie badanie zostanie jej powierzone przez to państwo. Nic mi nie wiadomo o tym, aby którakolwiek z tych przesłanek miała miejsce w tym przypadku. Stąd skierowanie takiego wniosku stało się w pełni zasadne. Jak każdy organ czy instytucja państwowa, również komisja millerowska może działać tylko na podstawie i w granicach odpowiednich przepisów prawa. W przeciwnym wypadku efekty jej działalności - w tym przypadku Raport w przedmiocie przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej – mogą być podważane z powodu naruszenia tych przepisów. Nadto, raport millerowski mógłby się stać materiałem dowodowym w polskim śledztwie, acz innego rodzaju, niż opinia biegłych, bo w tym przypadku konieczne byłoby wydanie postanowienia o powołaniu biegłego. Trudno, aby polski raport mógł stać się dowodem, gdyby okazało się, że komisja millerowska działała nielegalnie. To oczywiste.


- Otrzymał pan odpowiedź na swoje listy?


Premier Tusk poinformował mnie, że ceduje merytoryczną odpowiedź na ministra Millera, a minister Klich jedynie przesłał informację o niemożności udzielenia odpowiedzi bez przeprowadzenia uzgodnień i odroczeniu jej udzielenia do 10 lipca. Dziwi mnie to, ponieważ MON powinien być w stanie udzielić takiej odpowiedzi „od ręki”. Mam nieodparte wrażenie, że przeprowadzona przeze mnie analiza stanu prawnego może okazać się trafna, tj. może okazać się, że komisja millerowska działa nielegalnie. Nie przesądzam jednak sprawy i czekam na rzeczowe odpowiedzi.


- Czy jest pan zadowolony ze współpracy z naszą prokuraturą, z Rosją?


- Przykro mi to stwierdzić, ale nie jestem zadowolony. Tak naprawdę współpraca praktycznie od samego początku nie układała się dobrze. Polscy prokuratorzy, a także polscy biegli zostali wyrugowani z czynności na miejscu zdarzenia. Nie pozwolono im na zbadanie wraku, uczestniczenie w oblocie lotniska, oględzinach urządzeń tam zamontowanych. Nie pozwolono polskim patomorfologom na uczestniczenie w sekcjach zwłok. Wnioski dowodowe skierowane przez polskich prokuratorów w drodze pomocy prawnej są realizowane z niebywałą wręcz zwłoką. Przykładowo, pierwsza partia dokumentacji medycznej sekcyjnej została skierowana do Polski po 7 miesiącach od zdarzenia, mimo że przecież sekcję zwłok wykonuje się w pierwszej kolejności, w pierwszych dniach od zdarzenia. Mam pewność, że Rosjanie nie traktują Polski poważnie. Świadczą o tym ich działania i zaniechania. Obiecują, po czym na obietnicach się kończy. Takie traktowanie Polski to wynik defensywnej taktyki zastosowanej przez Pana Premiera Donalda Tuska. Premier przyznał się na spotkaniu z rodzinami w dniu 10 listopada 2010 r., że taką właśnie taktykę zastosował, a taktyka ofensywna, jego zdaniem, nie miała szans powodzenia. Jeżeli chcemy być traktowani poważnie, to musimy stawiać wyraźne żądania. Nie możemy stawiać się w roli petentów, ale równoprawnych partnerów. Polska jest członkiem NATO i UE. Zginął m.in. polski prezydent, a Rosji powinno zależeć na wyjaśnieniu zdarzenia. Mamy argumenty, tylko trzeba potrafić negocjować. Już sam fakt oddania badania zdarzenia z 10 kwietnia MAK-owi, mimo że wciąż obowiązujące porozumienie między Polską a Rosją z grudnia 1993 r. przewidywało w takich przypadkach powołanie wspólnej komisji (art. 11) z prawnego punktu widzenia jest dla mnie, eufemistycznie mówiąc, „niezrozumiałe”. Na skutki nie trzeba było długo czekać. 12 stycznia br. MAK ogłosił raport, który trudno nie określić jako tendencyjny, nierzetelny, jednostronny i fałszujący rzeczywiste przyczyny katastrofy. Istniały też możliwości wynegocjowania zespołu prokuratorskiego, złożonego z polskich i rosyjskich prokuratorów. Wspólnie prowadzono by śledztwo, unikając tak wielu problemów, jak chociażby dostęp do materiału dowodowego, który mają polscy prokuratorzy. Mam wrażenie, że Rosjanie traktują wszystko, co dzieje się wokół wyjaśniania zdarzenia z 10 kwietnia, jak grę w szachy. Co więcej, przewidują polskie ruchy i są przed nami o co najmniej symboliczne 10. Przykładowo, Rosjanie doskonale zdają sobie sprawę, jak wielkie nieprawidłowości z ich winy są w dokumentacji sekcyjnej. Podczas wizyty polskiego Prokuratora Generalnego w Moskwie mieliśmy do czynienia z „wrzutką” strony rosyjskiej, jakoby to polska strona popełniła błędy przy identyfikacji i dotyczy to 3 przypadków. Chodziło w mojej ocenie o przerzucenie odpowiedzialności na polską prokuraturę i, co najbardziej „niestosowne”, rodziny.


- W czym tkwią największe problemy?


- Największe problemy to utrudniony dostęp do materiału dowodowego lub wręcz brak tego dostępu, np. wrak, status lotniska, zamontowane tam urządzenia, oryginalne nagranie z wieży lotów. Rosjanie realizują wnioski dowodowe strony polskiej z niebywałą wręcz zwłoką, np. 10 miesięcy i więcej. W sferze politycznej składają obietnice, które nie są następnie spełniane. Padają słowa, ale za nimi nie idą żadne czyny bądź są „markowane”. Aktualnie polscy prokuratorzy są wyjątkowo wręcz zaangażowani w wyjaśnienie niebywałych rozbieżności w dokumentacji sekcyjnej. Chodzi w wielu przypadkach o wyjaśnienie fundamentalnych rozbieżności między rzeczywistymi i bezspornymi cechami anatomicznymi i stanem zdrowia za życia, a cechami anatomicznymi i stanem zdrowia stwierdzonym w rosyjskiej dokumentacji po śmierci i przy uwzględnieniu możliwości wystąpienia określonych zmian wskutek odniesionych obrażeń podczas zdarzenia lotniczego. 


- Czy po wizycie prezydenta USA i spotkaniu z rodzinami ofiar coś się zmieniło w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy?


- Przykro mi to stwierdzić, ale nic się nie zmieniło. Przekazałem w imieniu reprezentowanej przeze mnie Pani Jadwigi Czarnołęskiej-Gosiewskiej – mamy śp. Przemysława Gosiewskiego - na ręce Ambasadora USA w Polsce Lee Feinstein’a list-apel skierowany do Prezydenta USA Baracka Obamy. Zostały w nim opisane problemy, z którymi borykają się polscy śledczy, w tym brak współpracy ze strony stosownych organów USA. Przykładowo, brak przekazania zdjęć satelitarnych z 10 kwietnia, a także brak odpowiedzi na wniosek dowodowy w drodze pomocy prawnej, skierowany przez polskich prokuratorów do władz USA, mimo że upłynął już blisko rok od jego przekazania. Inny list, jak wiadomo, wręczył Prezydentowi USA również Prezes Jarosław Kaczyński. Jednakowoż, być może, upłynął zbyt krótki czas od wizyty, aby można było oczekiwać przełomu. Chcę mieć nadzieję, że on nastąpi, bowiem USA posiadają istotne informacje dla polskiego śledztwa. Pomoc tego mocarstwa jest potrzebna.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski