W czerwcu rosyjski rząd obiecywał inwestycje na Krymie warte nawet 200 mld rubli (18 mld zł) każdego roku przez pięć lat. Jednak prywatni przedsiębiorcy nie mają ochoty inwestować na półwyspie. Wiedzą, że nie będą mogli eksportować produktów do UE ze względu na sankcje – chyba, że inaczej zdecyduje Kijów.

Nie mają też sensu inwestycje w turystykę, dotąd najbardziej prężną gałąź krymskiej gospodarki. Liczba turystów znacząco zmalała.

Rosjanie planowali także budowę mostu drogowo-kolejowego łączącego Krym z Krajem Krasnodarskim. Nie mogą jednak znaleźć prywatnego partnera do tej inwestycji. W tym momencie na półwysep można dostać się wyłącznie szosą lub pociągiem od strony Ukrainy – lub dość drogim i trudno dostępnym promem z Rosji.

Duży kłopot jest też z energetyką. Krym w 80 proc. zależy od importu prądu z Ukrainy. To od Kijowa zależy więc decyzja, czy energia będzie docierać na półwysep. By uniezależnić Krym od Ukrainy potrzebna jest inwestycja o wartości 177 mld rubli.

bjad/forsal.pl