Martyna Ochnik: Panie Profesorze, jak ocenia Pan wypowiedź ambasador USA, Pani Georgette Mosbacher dotyczącą mediów w Polsce? Pani ambasador postawiła nam swoiste ultimatum. Czy to dopuszczalne w dyplomacji?

Prof. Zbigniew Lewicki: Taka wypowiedź jest dopuszczalna, pod warunkiem że pada w gabinecie, w cztery oczy. Między przyjaciółmi, sojusznikami można mówić różne rzeczy, także trudne, a nie tylko się komplementować. Jednak zupełnie czym innym jest wypowiedź na forum, które nie jest zamknięte...

Publiczne.

Pół-publiczne, choć jednak otwarte. Spotkanie z grupą parlamentarzystów ma bowiem charakter nie całkiem publiczny, ale też nie do końca dyskretny.
Jednak co najważniejsze i nieprzyjemne, to wyraźny w wypowiedzi Pani ambasador ton pogróżki. Gdyby Pani Mosbacher powiedziała na przykład, że Amerykanie kochają wolne media, że trzeba o tym pamiętać etc, to nie widziałbym w tym niczego złego. Natomiast kiedy pojawia się element pogróżek, trudno to zaakceptować.
O liście do Premiera Morawieckiego wolałbym nie wypowiadać się, ponieważ nie widziałem go i znam jedynie z relacji medialnych. Jednak jeśli taki list został napisany i w takim tonie jak to się podaje, to jest to w mojej ocenie nie do końca przemyślane posunięcie. Natomiast tego można było się spodziewać. Pani ambasador jest osobą specyficzną; mówiła od początku, że będzie pilnowała interesów amerykańskich biznesmenów, tyle że robi to w sposób zdecydowanie zbyt obcesowy. My nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego typu zachowań.

Źle nam się to kojarzy.

Może nie aż tak… Nie nawiązywałbym do czasów sowieckich, bo uważam to za przerysowanie. Tutaj mamy przecież do czynienia z obcesową Panią ambasador, a wtedy wydawano nam rozkazy – to jednak nie to samo. Ale tak czy owak, ambasador winien mieć na względzie wrażliwość kraju, w którym urzęduje, to elementarz jego pracy. Pani Mosbacher nie wzięła zatem pod uwagę naszej wrażliwości. Jeżeli już miałbym szukać skojarzeń, to przychodzi mi na myśl raczej sposób, w jaki z początkiem XX wieku Teodor Roosevelt traktował kraje Ameryki Łacińskiej. To nie jest dobra robota dyplomatyczna

Jak zatem polska dyplomacja powinna na to zareagować? Minister Gowin odwołał swoje spotkanie z Panią Mosbacher.

Rozumiem decyzję Pana Premiera, ale sądzę że znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby nie odwoływać spotkania, tylko doprowadzić do niego, a wtedy w sposób jasny i zdecydowany uświadomić Pani Ambasador, co jest a co nie jest dopuszczalne w naszych warunkach. Natomiast odwołanie spotkania nie daje nam żadnej korzyści poza pewnego rodzaju aktem demonstracji. Można by przecież odbyć rozmowę w gabinecie i poprowadzić ją w taki sposób, żeby Pani Ambasador zrozumiała, że przekroczyła pewną granicę.

Jak Pan sądzi, na podstawie wieloletnich doświadczeń i obserwacji, czy Pani ambasador nie przybiera tego tonu za przyzwoleniem Prezydenta Trumpa?

Nie. Pani ambasador ma dla naszego państwa jedną cechę bardzo pozytywną – jest osobą posiadającą autentycznie bardzo dobre dojście do Prezydenta, do Białego Domu. To rzecz bezcenna. Jest w stanie załatwić wiele spraw jednym telefonem. To niezwykle ważne dla ambasadora, że ma do kogo zadzwonić, że będzie wysłuchany, a sprawa zostanie załatwiona. Pani Mosbacher była w stanie załatwić z korzyścią dla nas sporo spraw dotyczących relacji polsko-amerykańskich, o czym nasze władze wiedzą.

Czy mógłby Pan podać przykład?

Niestety, nie wszystko mogę ujawnić. Powiem tylko, że Pani ambasador bardzo ułatwiała nam przebieg wizyt w Waszyngtonie. Było tych działań znacznie więcej, ale musimy poprzestać na tym jednym przykładzie.
Pani ambasador, jeżeli chce, a na ogół chce bo jest nam życzliwa, to może naprawdę jednym telefonem załatwić sprawę, która wydawała się nie do załatwienia. To ogromna jej zaleta i wartość z naszego punktu widzenia. Dlatego nie można pozwolić sobie na demonstracje typu „nie będę z Panią rozmawiał”. Przecież będziemy jeszcze nie raz potrzebowali jej pomocy w rozmaitych sprawach. Trzeba więc postępować stanowczo ale z wyczuciem i delikatnością. Moglibyśmy postawić sprawę choćby tak, że doceniamy i rozumiemy zainteresowanie Pani Ambasador kwestią wolności mediów, ale jednak powinno to zostać wyrażone w innej formie. Tego rodzaju komentarz byłby produktywny; więcej by nam dał niż obrażanie się. Nawiasem mówiąc, pamiętam innego ambasadora amerykańskiego, który wręcz brutalnie rozmawiał z naszym Premierem. Amerykanie potrafią być bardzo aroganccy, ale zawsze trzeba ważyć zyski i koszty.

A jeszcze na marginesie – pani Aleksandra Jakubowska napisała na Twitterze, że swego czasu Prezydent Carter napisał do Premiera Millera list w sprawie Agory. Czy słyszał Pan o tym?

Nie, nie przypominam sobie, a jeśli słyszałem, to już zapomniałem.

Rozumiem. Nie było to pewnie istotne. Dziękuję za rozmowę.