Na miejsce wiceministrów odwołanych przez Ewę Kopacz wejdą pełnomocniczki ds. realizacji obietnic z exposé. Posłanki PO obejmą stanowiska w czterech resortach: zdrowia, edukacji, skarbu i infrastruktury. Prof. Jadwiga Staniszkis porównuje taką wymianę do działań z czasów PRL.

„Tak dokładnie funkcjonowało państwo w okresie komunizmu. Na biurokrację nakładano siatkę komisarzy, którzy mieli mobilizować urzędników do wzmożonych działań. Taka struktura, w skrajnej formie, istniała w okresie stanu wojennego” – mówi w rozmowie z portalem Wpolityce.pl socjolog. Dodaje ponadto, że wtedy byli to ludzie, którzy nie rozumieli gospodarki, więc sparaliżowali biurokrację. Jej zdaniem, premier Kopacz wybrała podobne rozwiązanie.

W ocenie socjolog, szefowa rządu próbuje przełamać inercję państwa przed wyborami parlamentarnymi. PO zostało bowiem niewiele czasu, by pokazać, że coś jednak robi, więc premier postanowiła zrealizować choć część obietnic z expose. „To nie jest więc próba zmiany systemowej tylko połowicza próba dania kopniaka systemowi, by zaczął lepiej działać, by w ogóle ruszył” – komentuje rozmówczyni portalu Wpolityce.pl.

Prof. Staniszkis przestrzega jednak przed porównywaniem takiego działania do przysłowiowego malowania trawy, które robi się wtedy, kiedy już innego nie zostało. W jej ocenie, Kopacz wprowadza do resortów swoich ludzi po to, aby mieć bezpośredni przekaz informacji na temat postępów. To kolejny dowód na to,  jak bardzo polski system biurokratyczny oparty jest na braku zaufania.

„Kopacz nauczyła się tego pewnie w komunizmie. Na tym polegały wówczas zmiany systemowe, że dokładano kolejny poziom, który miał kontrolować i mobilizować ten poprzedni. Komunie to nie pomogło. Kopacz zapewne też nie pomoże” – konstatuje socjolog.

MaR/Wpolityce.pl