Na Twitterze rozgorzała dyskusja na temat polityki Polski w czasach II Wojny Światowej. Ujawnili się jak zwykle zwolennicy poddania się Hitlerowi, oczywiście, żeby uniknąć strat. Pewien zwolennik takiej polityki napisał:

„Słodko i zaszczytnie jest umrzeć za Ojczyznę”, ale bardzo szkoda tych przyszłych lekarzy, poetów, naukowców, wojskowych, może noblistów, którzy polegli, drąc się z gołymi rękami na bunkry i stanowiska CKM-ów, w bitwie bez szans na zwycięstwo”.

Rzeczywiście strata kilku milionów ludzi musi boleć jednak ci ludzie zginęli walcząc o niepodległość. Byli świadomi tego, że walka o niepodległość to ich obowiązek. I pamiętamy o nich z wdzięcznością także dlatego, że „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.

Jednak biadający nad stratami lat wojny nie dostrzegają, że w Polsce traciliśmy miliony ludzi nie tylko atakując „stanowiska CKM-ów”. W okresie PRL mieliśmy 27 lat aborcji, w praktyce na życzenie, od 1956 do 1993 r. Oblicza się, że skutkiem tego w Polsce, jakby nie było w czasach pokojowych, zginęło ponad 20 milionów dzieci.

Jakże inna też była ich śmierć. Ci Polacy nie zginęli w walce, od kul wroga, ale jako bezbronne dzieci w łonie matek zostali uśmierceni przez „wyskrobanie”. Straszna i okrutna śmierć istot, którym nie pozwolono narodzić się.

Ilu więc byłoby wśród nich „przyszłych lekarzy, poetów, naukowców, wojskowych, może noblistów”. I dlaczego o tych ofiarach zapomina się?

 

Prof. Romuald Szeremietiew/Facebook