Profesjonalizm zwolenników armii zawodowej

Coraz więcej ludzi posługuje się samochodami. Chcąc jednak zachować bezpieczeństwo w masowym ruchu pojazdów każdy siadający za kierownicą musi odbyć kurs prowadzenia samochodu, zdać stosowny egzamin i dopiero po otrzymaniu prawa jazdy może ruszać w drogę.  Mamy też kierowców o różnych umiejętnościach, są prowadzący samochody wyścigowe, są kierowcy ciężarówek, autobusów i są miliony dojeżdżających do pracy, na zakupy , udających się na wycieczki. Otóż wszyscy oni musieli odbyć kurs na prawo jazdy. Później mogli zdobywać dodatkowe kwalifikacje i sprawności w kierowaniu pojazdami, ale zdecydowana większość kierowców poprzestaje na tym podstawowym szkoleniu. 

A teraz wyobraźmy sobie, że rząd w obawie przed wypadkami zarządzi, aby za kierownicę mogli zasiąść tylko ci z najwyższymi kwalifikacjami. Stwierdzi, że kursy na prawo jazdy są uciążliwe, obciążają kieszenie obywateli, zasady poruszania się na drogach trudne do przyswojenia, a samochód jest coraz bardziej skomplikowanym urządzeniem więc jego poznanie nie jest możliwe w czasie krótkiego kursu. W efekcie kursy na prawo jazdy nie dają właściwego przygotowania do prowadzenia samochodów i należy je zlikwidować. Możliwość prowadzenia samochodów będą mieli tylko kierowcy zawodowi. Kandydaci na takich kierowców będą przechodzić długie i skomplikowane szkolenie w czasie którego uzyskają odpowiednie kwalifikacje. 

Absurdalne rozwiązanie, ale… takie właśnie przyjęto w Polsce w przypadku przygotowania kraju do obrony. Bronić kraju mają tylko zawodowi żołnierze (kierowcy zawodowi) potrafiący obsługiwać skomplikowane systemy broni (ciężarówki, samochody wyścigowe).  Natomiast wszyscy inni nie muszą odbywać przeszkolenia wojskowego (nie ma kursów na prawo jazdy) bowiem są oni dla obrony kraju nieprzydatni (nie będą zakłócać ruchu drogowego).

Kiedy minister obrony Bogdan Klich wprowadzał program uzawodowienia Wojska Polskiego zapewniano, że dzięki temu zyska obronność kraju - będą nas strzec żołnierze o wysokich kwalifikacjach, zawodowi profesjonaliści.  Słowo profesjonalizm było na wszystkie przypadki odmieniane w mediach i w MON.  Kiedy okazało się, że potrzebujemy żołnierzy nie tyle do misji zagranicznych, ale do obrony naszych granic stało się jasne, że malutka armia zawodowa Polski nie obroni.  

Z trudem pojmowali tę prawdę decydenci, ale szybko zrozumieli obywatele. Nastąpił wysyp  różnorodnych pro obronnych inicjatyw obywatelskich, których zresztą MON długo nie dostrzegał, nie wspominając o ich popieraniu. W końcu i politycy dostrzegli, że coś trzeba zrobić z ludźmi, którzy chcą bronić swych domów w razie zagrożenia. Wrócił do łask, postulowany przeze mnie od lat, pomysł stworzenie sił terytorialnych, wojska obywatelskiego motywowanego patriotyzmem.

Po wyborach prezydenckich i parlamentarnych 2015 r. sprawa OT pojawiła się jako jeden z elementów programu rządu PiS – Zjednoczonej Prawicy. Co prawda nowe kierownictwo resortu obrony (Antoni Macierewicz) nie odczuwało potrzeby, aby korzystać z moich pomysłów w tej mierze, ale pomijając ten niezbyt miły dla mnie motyw ucieszyłem się, że OT wreszcie powstanie.

Obserwowałem dyskusję w sejmie,  jaka rozwinęła się przy okazji ustawy powołującej służbę OT. Okazało się, że głównym zarzutem, jaki stawiali oponenci jest brak profesjonalizmu, który według nich będzie charakteryzował żołnierzy OT. Słyszeliśmy, że to będzie „armia niedzielna”, słabo wyszkolona i uzbrojona, na którą zostaną wydane miliardy złotych, których zabraknie do uzbrojenia „prawdziwej armii”, profesjonalnych zawodowych wojsk operacyjnych.

Niemożliwym byłoby utrzymanie masowego ruchu samochodów na polskich ulicach bez kursów na prawo jazdy dających podstawowe umiejętności kierowcy, podobnie trudno sobie wyobrazić sprawny system obrony państwa bez masowego podstawowego przeszkolenia wojskowego tysięcy obywateli. W obronie są potrzebni profesjonalni żołnierze obsługujący zaawansowane technologicznie systemy broni, ale są też niezbędni żołnierz potrafiący tylko strzelać z karabinu i rzucać granatem. Zdolności obronne kraju są bowiem sumą wszystkich możliwości stawienia oporu, a nie tylko tego, co może zapewnić nieliczna armia zawodowa.

Według słownika języka polskiego profesjonalizm to  „czyjeś duże umiejętności i wysoki poziom wykonywanej pracy”.  To co zrobiono z wojskiem i szkoleniem wojskowym obywateli w latach minionych dowodzi, że decydujący o siłach zbrojnych działali w dysonansie z tym czym jest profesjonalizm. Zwolennicy opierania obrony narodowej na garstce zawodowy „profesjonalistów” wykazują się skrajnym brakiem profesjonalizmu przy konstruowaniu systemu obrony państwa polskiego.

Romuald Szeremietiew