W rozmowie z portalem niezależna.pl europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski komentował spór, jaki powstał w UE wokół pakietu budżetowego i tzw. mechanizmu praworządności. Polityk przypomniał, że na lipcowym szczycie zdecydowano, iż ewentualny mechanizm wejdzie w życie dopiero po jednomyślnej zgodzie wszystkich państw. Teraz natomiast złamano postanowienia szczytu.

Prof. Krasnodębski zauważa w rozmowie z niezależna.pl, że powiązania budżetu z praworządnością nie domagają się tylko Niemcy, ale również wielu polityków innych państw członkowskich. Politycy niemieccy się wyróżniają, ponieważ są licznie reprezentowani w unijnych instytucjach, sprawują obecnie prezydencję oraz „mają przekonanie, że przemawia przez nich duch Europy”.

- „W swej znakomitej większości niemieccy politycy rzeczywiście nie pałają sympatią do Polski (Węgry są traktowane nieco łagodniej). Dlaczego tak się dzieje? To proste: wydaje im się, że wiedzą lepiej, na czym polegają wartości europejskie, jak powinniśmy organizować nasze sądy, kogo powinniśmy wybierać, i w ogóle co jest dla nas dobre. I chcieliby nas do tego przymusić, byśmy działali zgodnie z tymi ich wyobrażeniami. Unię i jej fundusze traktują jako takie narzędzie przymusu, którym mogą się posłużyć” – przekonuje europoseł.

Dodaje, że Niemcy mają ambicje wpływania na decyzje polityczne i gospodarcze w Polsce, nie ukrywając przy tym swojej niechęci wobec prawicowego rządu w Polsce. Dlatego chcieliby ograniczyć możliwość podejmowania przez ten rząd decyzji przez kontrolowane przez siebie unijne instytucje.

- „Zawetowanie wieloletniego budżetu jest oczywistą porażką prezydencji niemieckiej, której zadaniem było doprowadzenie do kompromisu w tej sprawie i do uchwalenia Wieloletnich Ram Finansowych i Funduszu Odbudowy” – podkreśla prof. Krasnodębski.

Polityk odniósł się do słów Manfreda Webera, który przekonywał wcześniej, że groźba weta to „humbug” i nie wierzył w jej urzeczywistnienie.

- „Przeliczył się. Wielu innych także. Sądzili, że ulegniemy z powodów finansowych” – mówi prof. Krasnodębski.

- „Powiedziałbym zresztą, że na tle wielu innych, bardzo aroganckich wypowiedzi, Manfred Weber jeszcze się dosyć umiarkował, ale już niektórym europosłom Partii Zielonych wydaje się, że są władcami Unii i świata” – dodaje.

Zaznacza jednak, że na poziomie rzeczywistych, poufnych rozmów, negocjacje wyglądają zupełnie inaczej niż „buńczuczne wystąpienia ludzi, na których nie ciąży odpowiedzialność za państwo”. Angela Merkel ma w rzeczywistości szukać kompromisu i rozmawiała już z premierem Mateuszem Morawieckim i premierem Węgier Viktorem Orbanem.

- „Polska również potrzebuje funduszy europejskich. Może nie tak gwałtownie, jak kraje europejskiego Południa, ale potrzebuje. A poza tym, Fundusz Odbudowy i wynegocjowane Wieloletnie Ramy Finansowe są dla nas gospodarczo korzystne. Ale niestety, w takiej sytuacji, w której zostaliśmy postawieni, nie mieliśmy wyjścia. Nie sprzedamy Polski za garść euro” – podkreśla.

Polska nie mogła zgodzić się na mechanizm praworządności w zaproponowanej formie ze względu na kilka przyczyn. Po pierwsze dlatego, że został on przygotowany, aby dyscyplinować Polskę i Węgry. Ponieważ nie udało się na drodze unijnego prawa udowodnić Polsce rzekomego łamania praworządności, „do uzgodnionego z PE projektu rozporządzenia wpisano, że wystarczy samo ryzyko jej naruszenia”.

- „Zgodnie z tym dokumentem, można by każdą decyzję podjętą w Polsce, która się nie podoba w Brukseli, podważać jako arbitralną i niezgodną z zasadą praworządności. I zamiast wykazać faktyczny brak niezależności sądownictwa, można by poprzestać na stwierdzeniu, że coś może ją osłabić w przyszłość. Unia miałaby więc narzędzie, które mogłaby używać zupełnie arbitralnie jako narzędzie nękania politycznego” – zaznacza europoseł.

Drugi powód to to, że samo przyjęcie tego mechanizmu byłoby wbrew praworządności, ponieważ sprzeciwiałoby się unijnym traktatom. Trzecim powodem jest fakt, że złamano przyjęte przez unijnych przywódców na lipcowym szczycie porozumienie.

kak/niezależna