Tomasz Wandas, Fronda.pl: Proszę mi powiedzieć, co Pan Profesor sądzi o działaniach KOD-u? Jeden z jego przedstawicieli powiedział nawet, że przyjdzie czas, kiedy poleje się krew... powinniśmy się bać? 

Prof. Andrzej Nowak: Cóż, myślę, że wiele zależy od tego, kto mówi, co mówi i w jakich okolicznościach to robi. Słowa, które Pan zacytował padły z ust byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego magistra Jerzego Stępnia często występującego w mediach jako profesor. Otóż jeżeli ktoś, kto pełnił funkcję strażnika ładu konstytucyjnego w Polsce wywołuje wizję przelewu krwi, to mamy do czynienia ze zjawiskiem skrajnie niebezpiecznym. Jeśli pisze to anonimowy bloger albo choćby znany z nazwiska, ale trzeciorzędny publicysta, to skomentowałbym to, mówiąc że upust takich emocji pojawia się w różnych okolicznościach i oczywiście jest niedobry. Ale kiedy stają za tym pierwsze nazwiska sceny publicznej, to znaczy, że pojawia się przyzwolenie na wywoływanie widma wojny domowej, w której ma się polać krew. Przypomnę, że w Polsce krew już się polała, że doszło do morderstwa politycznego, dokonanego na działaczu PiS-u. Został on zamordowany wskutek takiej właśnie nienawistnej kampanii, jaką rozpętały media i elity związane z Platformą Obywatelską przeciwko PiS-owi od przede wszystkim 2010 roku. 

W ostatnim programie Jana Pospieszalskiego postawiono tezę, że nienawiść przenosi się z internetu na salony. Jako przykład podano wybuczenie Ministra Glińskiego w filharmonii. Jednak czasem można odnieść wrażenie, że to salony prowokują masy do agresji. Jak jest faktycznie?

Powiedziałbym, że objawy chamstwa, prymitywizmu są głęboko wpisane w naturę człowieka. Myślę, że rodzaj ludzki zawsze przejawiał skłonność do gwałtów, przemocy, wulgarności. Problem zaczyna się wtedy, kiedy pojawia się przyzwolenie na pełen przemocy i wulgarności język, na rozbudzanie negatywnych emocji przez tych, którzy mają nas reprezentować, przez ludzi czujących się przedstawicielami tak zwanej kultury wysokiej. A kultura to przecież dziedzina, w której obowiązują pewne świadomie narzucane normy, w której nie pozwalamy, używając freudowskiego terminu, żeby rządziło nami podświadome id, nasze najgorsze instynkty, ale staramy je poskramiać się przy pomocy kulturowego superego. Przepraszam za tę freudowską nowomowę, ale chodzi mi o zobrazowanie pewnego mechanizmu. Otóż ci, którzy z racji wykształcenia, z racji pozycji, często profesorskiej, z racji pozycji także politycznej czy społecznej używają tego rodzaju języka, w oczywisty sposób jakby promują wulgarność, chamstwo i prymitywizm. W rezultacie są one stale obecne, wpuszcza się je na salony. Nie wiem, czy mechanizm jest taki, że najpierw pojawia się przyzwolenie salonów, a potem ujawniane jest to oddolne chamstwo, czy odwrotnie. Raczej widzę to tak, że ten żywioł, zły żywioł, który jest w naszej ludzkiej naturze hamowany przez pewne normy kulturowe, zaczął być dopuszczany do obiegu publicznego poprzez przełamanie pewnej bariery. Moim zdaniem nastąpiło ono po katastrofie smoleńskiej, a momentem tego przełamania według mnie było szyderstwo z ludzi, którzy właśnie stracili swoich najbliższych. To sikanie na świece, kpiny z modlących się, tuż po tragedii. Pamiętam gigantyczny napis na hotelu „Forum” w Krakowie sławiący zalety zimnego Lecha, świadomie ustawiony w momencie, kiedy organizowane były uroczystości pogrzebowe Lecha Kaczyńskiego. Otóż jest to przełamanie pewnego tabu kulturowego. Oczywiście w kulturze nowoczesnej istnieje element bardzo szeroko rozpowszechnionego szyderstwa, ale szydzić z ludzi, którzy stracili swoich najbliższych w momencie tej straty jest czymś strasznym. Dzisiaj to chamstwo promuje Pan Maciej Stuhr, mówiąc o Tu-po-lewie przy poklasku elity aktorskiej i reżyserskiej III RP. Wystawia to jemu, a jeszcze bardziej klaszczącym mu, starszym od niego, bardziej doświadczonym kolegom jak najgorsze świadectwo z punktu widzenia ludzkiego, nie politycznego. 

W głowie się nie mieści, że elita, szczególnie ludzie z tytułami profesorskimi, może być zdolna do świadomych kłamstw i podsycania nienawiści. Podobnie Prezesi przeróżnych fundacji działający faktycznie na korzyść dobra obywateli są dyskredytowani na rzecz przedstawicieli przeróżnych lobby. Jak zwykły obywatel ma się w tym nie pogubić? 

Niestety musimy przyjąć realne spojrzenie na naturę ludzką i na relacje społeczne. Zawsze tak było, mówi o tym Pismo Święte, że niesprawiedliwym powodziło się w życiu ziemskim. Nie oznacza to jednak, że każdy niesprawiedliwy unika kary w tym życiu i że zawsze zło zwycięża. Ale często triumfuje. Widzimy tego przykłady, i to na krótkim dystansie, nie tylko w III RP i PRL-u, ale na przestrzeni historii ludzkości. Nie łudźmy się, że wyeliminujemy to zjawisko, że stworzymy takie społeczeństwo, w którym zawsze najlepsi będą promowani, najlepsi będą wygrywali ze względu na swoje wyrzeczenia, na swoją etyczną postawę. Niestety tak nie jest. Na tym, że w związku z naszą etyczną postawą nie spodziewamy się nagrody w postaci materialnego zysku polega przecież wybór etyczny. Drugi aspekt sprawy, którą Pan poruszył wiąże się z rozpowszechnieniem postawy sofisty, świadomie promowanej we współczesnej kulturze. Sofista czyli ten, który sprzedaje nie tyle swoją mądrość, ile zdolność manipulowania słowami, by czerpać z tego zyski, korzyści. To jest przeciwieństwo filozofa. Sofista to ten, który potrafi wszystko udowodnić: że białe jest czarne, że czarne jest białe, i z tego jest dumny. Ludzie czasem szczycą się tym, że są w stanie zaprzeczyć oczywistościom. Tego rodzaju postawa była piętnowana przez to wszystko, co najlepsze w historii ludzkiej myśli, od Sokratesa poczynając przez Chrystusa, aż do filozofów reprezentujących tradycje sokratejskie. Mimo to jednak ta tradycja sofistyczna ożyła i stała się dominująca we współczesnej kulturze zachodniej, co powoduje, że ludzie świadomie rezygnują ze wszelkiego wstydu. Robią to nawet osoby reprezentujące tak zwane elity intelektualne, właśnie profesorowie, o których pan powiedział. Wyrzekają się wstydu wynikającego z zaprzeczania rzeczywistości, są dumni, że potrafią ubrać swoje poglądy w takie słowa, by wyglądały na swoją odwrotność. Są wynajętymi za pieniądze kłamcami albo ludźmi, którzy bronią swoich błędnych wyborów z powodu zaprzedania złu, niekoniecznie dla materialnych korzyści, ale dlatego, że kiedyś popełnili błąd, i teraz trudno jest się do niego przyznać, trudno się go wyrzec. Łatwiejsze wydaje się brnięcie dalej w usprawiedliwianie. Myślę, że sprawa Smoleńska jest tego rodzaju przypadkiem – jeżeli założyłem, iż nie mogło być tam nic innego jak tylko katastrofa, że sytuacja Generała Nodina wyjaśniła nam prawdę, to przyznanie teraz, że istnieje możliwość innego przebiegu wydarzeń byłoby trudne. Ja osobiście nie wiem, jak było. Mówię teraz w swoim imieniu i bez żadnej ironii, naprawdę nie wiem, jak było. Nie zainwestowałem swojej tożsamości ani w to, że była to katastrofa, ani w to, że był to zamach. Jestem w stanie dać się przekonać rzetelnie przeprowadzonemu śledztwu, że miała miejsce katastrofa, ale jest duża grupa ludzi, którzy są gotowi oddać dusze, a w zasadzie już to zrobili, za to, że to musiała być katastrofa. Gdyby Prezydent Kaczyński został wskrzeszony i stanął obok Prezydenta Putina i razem przyznaliby, że to nie była katastrofa, tylko zamach, przedstawiając wszelkie dowody w tej sprawie, to ci ludzie, którzy zainwestowali swoją tożsamość w tezę, że to była katastrofa powiedzieliby: „to nieprawda, to niemożliwe, Putin umówił się z Kaczyńskim, żeby nas okłamać”. To jest bardzo rozpowszechniony dzisiaj problem. Nie ma możliwości przekonania części ludzi do powrotu do rzeczywistości, bo oni w nieprawdę zainwestowali swoją tożsamość. Musieliby przyznać, że źle wybrali, że wybór ich wizerunku samych siebie był egzystencjalnym błędem. To nie jest kwestia wyboru zarobkowego, związanego na przykład z tym, że będę zarabiał o tysiąc złotych mniej, ale to rezygnacja z samego siebie. Dlatego też muszą oni udowodnić, że ich kłamstwo jest jedyną rzeczywistością i będą tego bronili do końca, wręcz desperacko. 

Wielu ludzi z „górnej półki”, ale tych dobrych, chcących faktycznie zrobić coś pożytecznego dla społeczeństwa podkreśla, że najbardziej destrukcyjny wpływ na społeczeństwo mają grupy interesów, które wykupują poglądy profesorów i przedstawicieli przeróżnych środowisk. Zgadza się z tym Pan Profesor czy może świadome kłamstwa co poniektórych są motywowane czymś innym?

Jedni są wynajmowani za pieniądze: to potężne grupy interesów, właściciele. Platon włożył to w formę metafory strażników i właścicieli stada. Ci medialni czy polityczni wykonawcy są tylko strażnikami ludzkiego stada. Nad nimi stoją jednak właściciele, ci którzy kupują ich ruchy, ich głosy, ich zachowanie… To są oczywiście wielkie koncerny bankowe, koncerny przemysłowe i inne wpływowe grupy, które działają w świecie. Nie oznacza to, że w tym temacie wyczerpuje się cała istota dziejów ludzkich. Ludzi nie napędza tylko żądza pieniądza. To byłoby bardzo uproszczone stwierdzenie. Żądza pieniądza jest bardzo ważna, ale nie stanowi jedynego motywu postępowania. Człowiek upadł z różnych powodów, i ciągle upada. 

Co możemy zrobić, aby zapobiegać, oczywiście w miarę możliwości, tego typu zachowaniom, działaniom?

Trzeba odbudowywać kulturę. Kultura wiąże się z systematyczną uprawą. Nie subkulturę, bo dzisiaj zwyciężyła subkultura sofistów, subkultura ludzi, którzy jak Pan Petru twierdzą, że zamach majowy był w 1935 roku czy, jak rzecznik SLD uważają, że powstanie warszawskie miało miejsce w roku 1988. To ich nie dyskwalifikuje, po prostu można nic nie wiedzieć o polskiej kulturze, tradycji, a mimo to przynależeć do elity. Ta subkultura powinna stopniowo być zastąpiona przez kulturę, czyli przez systematyczną pracę mającą przywracać pamięć, bo bez pamięci można nam wmówić wszystko. O ile nie będziemy świadomi, że kłamstwem, już zresztą rozpowszechnianym, jest to, że PiS stanowi główną siłę Władimira Putina, można będzie nam wmówić na przykład, że to Lech Kaczyński umówił się z Władimirem Putinem w spisku przeciwko Donaldowi Tuskowi. Radykalne zaprzeczenie rzeczywistości jest upowszechnione jako nowa prawda, fakt prasowy. Otóż żeby nowa prawda czy fakty prasowe nie wygrywały z Prawdą, potrzebna jest systematyczna praca u podstaw nad odbudowaniem szacunku dla rzeczywistości Prawdy u młodych, dzieci: żeby subkultura nie mogła z nami wygrać. Mimo że obecnie ma ona mocną pozycję, na pewno ostatecznie przegra, bo rzeczywistość jest zawsze silniejsza od nierzeczywistości; zawsze ta szklana tafla, która ma przysłonić rzeczywistość w końcu się rozbije i rzeczywistość się zza niej wychyli. Z bardzo wielu powodów ta rzeczywistość coraz gwałtowniej atakuje ideologiczną nierzeczywistość. Łamie się i kruszy polityczna poprawność, trudno wmówić dzisiaj ludziom, nie w Polsce, ale w Niemczech, we Francji, że ta wizja multikulturowego raju się spełni. Widzą oni w tym raczej koszmarne zagrożenie i głosują zgodnie z poczuciem tej rzeczywistości, odrzucając to, co mówią im media. A mówią nie mniej nachalnie niż nasze media, może nawet bardziej nachalnie. Rzeczywistość więc i w tym przypadku przełamuje barierę kłamstwa. To samo dotyczy Polski. Główne media mówią o katastrofie gospodarczej Polski, o zapaści, która wiąże się z rządami PiS-u. Jednocześnie widać, że ta zapaść nie następuje, że pod względem materialnym nic katastrofy nie zapowiada. Oczywiście nie wiem, co będzie, ale w tej chwili wskaźniki na to nie wskazują. Ludzie w końcu zrozumieją, powiedzą sobie „a, to tym mediom nie możemy wierzyć”. Niestety ludzie z TVN-u czy z Gazety Wyborczej mają jakąś swoją rzeczywistość, w której mogą zostać jak w małym gettcie wyznawców  jakiejś sekty, sekty nierzeczywistości, którzy spotykając się wokół totemów nienawiści, wydają swoje wojenne okrzyki. Nie zarażą nas jednak tymi okrzykami, ponieważ wiemy, że systematycznie kłamią, systematycznie nas oszukują. Uległa im jedynie mała grupa tych, którzy dali się zarazić ideologią nienawiści. Grupa ta jednak już się bardzo skurczyła. Nie twierdzę, że większość popiera PiS, większość jest obojętna, ale zdecydowanie więcej osób dzisiaj jest za obozem rządzącym niż za obozem nienawiści, obozem walki z Polską.

Prawda zawsze się obroni, ale czy wielokrotnie powtarzane kłamstwo nie stanie się dla kogoś w pewnym momencie prawdą? Patrząc na społeczeństwo niemieckie, można dojść do wniosku, że coś jest na rzeczy. Niby obawiają się imigrantów, a jednak swoje kobiety uczą podejścia do nich, powstają nawet podręczniki pokazujące, jak należy uprawiać seks z imigrantami.

To jest właśnie przykład tego, że nierzeczywistość działa tym agresywniej, im bardziej usuwa się jej grunt spod nóg. Widać, że jest jakiś problem, stąd tym bardziej narasta nie tylko chęć, ale i wola zakrzyczenia go. „Jest świetnie!”, „Będzie jeszcze lepiej!”. Jest to psychologicznie bardzo zrozumiały mechanizm, natomiast myślę, że dojrzewające przez setki lat kultury narodowe nie dadzą się podważyć przy pomocy technologii, które oddziaływają na nie przez dziesięć, dwadzieścia czy nawet pięćdziesiąt lat. Tak jak w Rosji wygrała kultura imperialna, po okresie trzeciej międzynarodówki. Rosja imperialna jak gdyby zatryumfowała już w czasach Stalina, w systemie komunistycznym, który chciał wprowadzać Lenin i który, w kolejnych mutacjach, przetrwał do dzisiaj. Mimo że Lenin chciał czegoś innego, to był to straszny zbrodniarz, który nie pragnął, aby zatryumfowała rosyjska kultura imperialna. Tak, jestem przekonany, że transformacje w Niemczech nie zmienią tego, co Niemcy wypracowywały w swojej kulturze duchowej od dwóch tysięcy lat, od czasów, w których opisał je Tacyt. Myślę, że Niemcy za dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt lat będą wciąż tymi Niemcami z czasów Tacyta, pod wieloma względami bardziej podobnymi do nich niż do projektu politycznie poprawnego, multikulturowego. Dzisiaj widzimy małe sukcesy Alternative Deutschland Może mi się ona nie podobać, ale to nie zmieni faktu, że spływa powoli ten lukier politycznej poprawności Niemiec, na dobre i na złe. Bo poprawność polityczna w przypadku tego kraju miała też i dobre konsekwencje. Kultura budowana przez dwa tysiące lat jest silniejsza od pseudokultury czy nawet antykultury budowanej przez kilkadziesiąt lat. 

Jeśli rzeczywistość ma wygrać, to oznaczałoby to powrót do wartości chrześcijańskich w Europie? 

Oczywiście mogą wygrać nowi zdobywcy Europy, może wygrać tendencja do neopogaństwa jako odpowiedzi na zagrożenie. To bardzo by mnie zmartwiło. Ale może też nastąpić otrzeźwienie w dobrym kierunku. Odpowiedzi na to, która z tych opcji wygra brak. Na pewno nie ma wątpliwości, że zwycięży rzeczywistość z nierzeczywistością. Ideologia poprawności politycznej przegra i to niedługo, co do tego nie mam żadnej wątpliwości. 

 

Bardzo dziękuję za rozmowę

<<< DOBRA KSIĄŻKA NA WIECZORNY CZAS ! ZOBACZ! >>>