Holandia jest mekką lewicowców całego świata. Jej postępowe eksperymenty społeczne, coffeshopy, czy liberalne podejście do eutanazji mają być wzorem do naśladowania dla innych.

Historia kobiety, którą żeby poddać ją eutanazji trzeba było dosypać jej środek uspokajający do herbaty, a rodzina podczas dokonywania zabiegu musiała ją przytrzymywać, są najlepszą ilustracją tego czym jest w istocie ten lewicowy "raj".

Holandia zalegalizowała eutanazję w 2002 roku. Mówiło się wtedy o "prawie do godnej śmierci". W 2012 roku pacjentka napisała oświadczenie, w którym zadeklarowała, że chce zostać poddana eutanazji, ale z zastrzeżeniem, że chce wybrać moment kiedy to nastąpi. Kiedy cierpiącą na Alzheimera pacjentkę miano w 2016 r. umieścić w ośrodku opieki, lekarz zdecydował, że wypełnia to wytyczne oświadczenia. Procedura ruszyła.

Kiedy nadszedł czas, na który pacjentka nie miała wpływu, dodano jej do kawy środek uspokajający, a podczas samego zabiegu rodzina musiała ją przytrzymywać. W końcu lekarzowi udało się zaaplikować jej śmiertelny zastrzyk.

Urzędnicy zaczęli badać sprawę we wrześniu zeszłego roku, a obecnie trwa proces emerytowanej lekarki oskarżonej o niedopełnienie obowiązków.

Ile podobnych przypadków umknęło uwadze postępowych holenderskich urzędników?

Tysol.pl