Boże Narodzenie – to oczekiwanie na ponowne przyjście Jezusa. Już nie, jako wcielenie miłości – w człowieku, lecz w triumfie i w chwale, pokonując ostatecznie ostatniego z wrogów, jakim jest śmierć.

Mamy zwyczaj przeżywania Świąt Bożego Narodzenia na sposób sentymentalny. Szopka, choinka, prezenty, palący się kominek, prószący śnieg za oknem, roznoszący się zapach wykwintnych potraw, dopiero potem Kolendy, Kościół, Słowo Boże 

„Przygotuj się na udane Święta! Aby poczuć je w pełni, przygotowaliśmy dla Pani kredyt na udane Święta. Dzięki temu nadchodzący czas będzie naprawdę wyjątkowy” – napisał do mojej żony jeden z banków, proponując jej zaciągnięcie pożyczki na kwotę ok. 40 tys. złotych. Rzeczywiście, zapamiętalibyśmy ten czas na długo. Zapewne na czas spłaty kredytu.

W codziennej pogoni, ulegając agresywności współczesnego świata, zaczynamy ulegać pogańskim zwyczajom. Koncentrujemy się niemal wyłącznie na tym, aby postawić jak najwcześniej choinkę, oraz spełnić oczekiwania innych pięknymi prezentami. Magia Świąt zostaje sprowadzona do dobrego samopoczucia i rzeczywiście pozostaje wyłącznie magią.

Tymczasem umyka nam, to co najistotniejsze w tym wydarzeniu. Oto prostej dziewczynie ukazuje się anioł i mówi, że stanie się Matką Boga. Ona ma też swoje plany na życie. Ma narzeczonego, pewnie zadowoliłaby się spokojną, bogobojną codziennością. Ale w swej cichości, skromności i posłuszeństwie oddaje swoje życie woli Boga. Wybiera chwałę, ale i cierpienie. Niepewność, lęk, wyruszenie w drogę, zamiast świętego spokoju w swojej wiosce.

Maryja naprawia to, co zniszczyła Ewa. Ewa, która wybrała swój plan – zostania „bogiem”, decydowania o swoim losie, smakowania życia. Ewa wybrała katechezę demona, który sugerował: „Bóg cię nie kocha, weź sprawy w swoje ręce”. Dała miejsce pokusie, weszła w dialog ze złem i odniosła porażkę.

Jednak miłościwy Bóg miał plan ratunkowy dla ludzkości! Tak umiłował człowieka, że zesłał swojego jedynego Syna, uniżając się do tego stopnia, że stał się człowiekiem, najgorszym, ostatnim z ostatnich. Od początku dzieląc swe cierpienie. Przychodząc na świat w lichej pieczarze, pośród odchodów zwierząt, uciekając w obawie przed swoim życiem, żyjąc w pogardzie, prześladowaniu.

Chrystus też mógł realizować swój plan, jaki podsuwał mu świat. Mógł zostać królem, uzdrowicielem, cudotwórcą, cieszyć się powszechnym poważaniem, szacunkiem swojego ludu, a w konsekwencji władzą i wygodami. Ale pokochał człowieka do tego stopnia, że z miłości dał się za niego wycieńczyć, zhańbić i ukrzyżować. Wszystko po to, aby w chwale zmartwychwstać, aby dać nam nowe życie, abyśmy nie umierali, lecz mieli życie wieczne.

Jezus pokazał nam czym jest prawdziwe życie. Nie: w pozłacanej kołysce, wśród nianiek, dobrych szkół aż po tron, lecz w oślim żłobie, pośród ubogich, w codziennej pracy. Jego tronem stał się Krzyż. Tak wygląda prawdziwa miłość! Oddać życie za wroga!

Dlaczego tak kochamy Święta Bożego Narodzenia? Pewnie dlatego, że w odróżnieniu od Paschy, odsuwają od nas myśli o  smutku, cierpieniu, krzyżu, czyli o tym, co nieuchronne. Pewnie dlatego, nieraz podświadomie tak daleko uciekamy od przeżywania tego czasu w duchu tajemnicy Narodzenia Pańskiego i zaczynamy myśleć jak poganie.

Bo dla pogan ponownie przyjście Chrystusa to przecież chwila przerażająca. Wszystko w czym pokładają nadzieję: dostatku, znajomościach, gadżetach, kupionych na kredyt nieruchomościach i samochodach, pozycji w pracy, emocjonalnych zabezpieczeniach, to wszystko runie w niebyt. Dlatego zależy im, aby Chrystus nie przyszedł za ich życia.

Natomiast dla chrześcijan ponowne nadejście Pana to najszczęśliwszy moment życia, oznaczający wybawienie od cierpień i śmierci, nieskończoną szczęśliwość i życie wieczne. Chrystus nadejdzie w chwale. Będzie triumfujący i zwycięski na Ziemi. Paradoksalnie więc, zarówno chrześcijanie, jak i Żydzi, oczekują już tego samego Mesjasza.

Tomasz Teluk