Gdy Łukasz Piszczek i Robert Lewandowski dołączli do Jakuba Błaszczykowskiego, który już od 2007 r. pozostaje piłkarzem Borussi Dortmund, niemiecki klub, pomimo wielkiej przeszłości, był tylko średniakiem, powoli wychodzącym z problemów finansowych. Zarówno Piszczek, jak i Lewandowski mieli pełnić rolę zmienników. Polacy nie złożyli jednak broni i szybko zostali podstawowymi graczami BVB. Ten pierwszy miał być tylko dublerem Patricka Owomoyeli, ale w ciągu kilku tygodni, dzięki własnej pracy, "wygryzł" ze składu niemieckiego defensora. I chociaż Łukasz opuszczał polskę jako nominalny napastnik/skrzydłowy, został uznany najlepszym bocznym obrońcą Bundesligi poprzedniego sezonu, wyprzedzając w rankingu m.in. Philippa Lahma, prawdziwą gwiazdę niemieckiej piłki. Już dziś Piszczek jest przymierzany do największych klubów europejskich.

 

Podobną drogę przebył Robert Lewandowski. Gdy pojawił się w Dortmundzie, wszyscy zapowiadali, że nie ma szans na grę jako wysunięty napastnik. Ta rola była już przeznaczona dla Paragwajczyka Lucasa Barriosa. Natomiast pozycja ofensywnego pomocnika nie była optymalna dla byłego snajpera Lecha Poznań. Ostatecznie "Lewy" musiał zadowolić się rolą rezerwowego, ale nie na długo... Polski napastnik starał się maksymalnie wykorzystywać niewielki wymiar czasu, jaki przeznaczał mu szkoleniowiec Borussi - Jürgen Klopp. I tak w kilku spotkaniach, grający "ogony" Lewandowski, błysnął strzeleckim kunsztem, niekiedy zmieniając losy meczu. Wyrósł na najlepszego jokera Bundesligi. W rundzie wiosennej sezonu 2010/2011 "Lewy", dzięki kontuzji Shinjiego Kagawy, przedarł się do pierwszego składu BVB i zdobywał szlify jako ofensywny pomocnik. Z nowej roli wywiązywał się zaskakująco dobrze i to również dzięki jego grze, Borussia zdobyła pierwszy - od prawie 10 lat - tytuł mistrza Niemiec.

 

Prawdziwa erupcja talentu Polaka nastąpiła jednak w obecnym sezonie, gdy "Lewy" wskoczył na swoją ulubioną pozycję wysuniętego napastnika. Świetnie wykorzystał czas nieobecności kontuzjowanego Lukasa Barriosa, raz po raz, imponując skutecznością i coraz lepszą techniką (zagranie piętką powoli staje się jego znakiem rozpoznawczym). Gotowy do gry Barrios nie miał już czego szukać w wyjściowej "11". Ostatecznie Polak już wyrównał rekord Jana Furtoka sprzed niemal 20 lat, strzelając 20 goli w Bundeslidze (w tegorocznej klasyfikacji strzelców wyprzedza m.in. takie gwiazdy jak Lukas Podolski, Raul czy Claudio Pizarro). Swoją klasę potwierdził w szlagierowym spotkaniu z Bayernem Monachium, w którym strzelił decydującego gola... piętą. Na byłego piłkarza Lecha Poznań ostrzą już sobie zęby prawdziwi potentaci. Mówi się o zainteresowaniu Chelsea Londyn, Arsenalu, Mianchesteru City czy czołowych klubów włoskich, jak Inter czy Juventus.

 

Również Jakub Błaszczykowski, po zażegnaniu problemów zdrowotnych, wraca do dyspozycji sprzed kilku lat. Chociaż sceptycy już wróżyli mu powrót na stare śmieci, "Kuba" nie poddał się, zacisnął zęby i wrócił do wyjściowego składu BVB. Za swoje ostatnie występy skrzydłowy b. często otrzymuje wysokie noty. Znów mówi się o zakusach Liverpoolu na zakup walecznego pomocnika. W końcu opaska kapitana reprezentacji Polski zobowiązuje...

 

***

 

Historie wspomnianych piłkarzy mogłyby uchodzić za scenariusz ckliwych amerykańskich filmów, gdyby nie fakt, że wydarzyły się naprawdę. Kariera Łukasza, "Kuby" i "Lewego" pokazuje, że - mimo przeciwności - Polacy mogą osiągnąć sukces za granicą. Przez niemal 20 lat byliśmy skazani na płaczliwe opowiastki polskich piłkarzy, którzy skarżyli się na postawę niemieckich trenerów, rzekomo szykanujących zawodników zza Odry. Piłkarze BVB również mieli pod górkę, tyle, że smutków nie topili w alkoholu, ale kroplach potu. Oni również musieli zmierzyć się z widmem "grzania ławy", a mimo to, dzięki determinacji, uporowi i pracowitości są prawdziwymi gwiazdami Bundesligi.

 

Dziś obchodzimy Święto Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, które powinno przypominać o pojęciu, które jest dziś przykryte kurzem - dumie narodowej. I nie chodzi o jakiś prymitywny nacjonalizm, ale poczucie przywiązania do własnej tożsamości. Dzięki ludziom takim jak trójka Polaków z Dortmundu, Agnieszka Radwańska czy Marcin Gortat, stare pojęcia nadal obowiązują, a tzw. American Dream ma swój odpowiednik również na polskim podwórku.

 

Aleksander Majewski