Katolicka nauka społeczna nie jest kolejną doktryną ekonomiczną, „trzecią drogą” między indywidualistycznym kapitalizmem, a kolektywistycznym socjalizmem. Tę prawdę można powtarzać tysiąc razy, a i tak znajdzie się kolejny polityk, czy publicysta, który zapragnie wykorzystać autorytet papieży do podparcia swej ideologii.
Dlatego też Rafał Łętocha powtarza ją po raz tysiąc pierwszy. Książka „O dobro wspólne. Szkice z katolicyzmu społecznego” to zbiór jego tekstów, publikowanych w takich pismach, jak „Obywatel”, „Fronda”, czy „Pro Fide Rege et Lege”. Pozycja podzielona na trzy części, na początku przedstawia stosunek Kościoła i nauczania kolejnych następców św. Piotra do dwóch antagonistycznych wobec siebie systemów gospodarczych, jakimi były i są socjalizm i kapitalizm – zarówno w swej formie teoretycznej, jak i w realnym wcieleniu. Szablą rąbie na prawo i lewo, uderzając w tych, którzy chcieliby zapozować do zdjęcia z Papieżem i encykliką w klapie. Jednocześnie już od wstępu czytelnik wyraźnie wyczuwa, który sposób myślenia Łętocha uważa za groźniejszy. Szczególną niechęcią darzy liberalizm i libertarianizm.
Podszczypywanie to za mało
Być może wynika to z tego, iż kolejne rozdziały książki ukazywały się co najmniej kilka lat po upadku komuny w Polsce – w czasach, w których, wydaje się, ostra wersja socjalizmu została ostatecznie pogrzebana. Jednocześnie razi niekonsekwencja w przedstawianiu katolickiej krytyki kapitalizmu i liberalizmu, która zajmuje duży fragment przede wszystkim pierwszej i drugiej części zbioru. Jeśli bowiem to „korwinmikkianizm”, jak uszczypliwie nazywa autor polską „szkołę liberalną”, stanowi obecnie największe zagrożenie, to wypadałoby ją gruntownie przeanalizować. Jednak to, czego mi w książce Łętochy najbardziej brakuje, to kompleksowa krytyka liberalizmu. Nie wystarczy ograniczyć się do słownych kuksańców sprzedawanych nosicielom „coraz powszechniejszego przekonania, że wyróżnikiem katolickości danej teorii społeczno-gospodarczej jest jej zgodność z poglądami Murraya Rothbarda, Frederica Bastiata czy też Ludwiga von Misesa”. Twierdzenie o jawnej niezgodności katolickiej nauki społecznej z tezami stawianymi przez wyżej wymienionych panów należy mocniej uargumentować, szczególnie, jeśli tego typu smakowite sformułowania pojawiają się w książce dość często.
Piszę to z pewnym przekąsem, ponieważ wiem, że, jak sam jej podtytuł wskazuje, książka Łętochy jest zbiorem „szkiców z katolicyzmu społecznego”. Ale i w miejscu, w którym najbardziej można byłoby się spodziewać wytęsknionej przeze mnie krytyki, czyli w rozdziale „>W obronie ładu prawdziwego<. Papieże XIX wieku wobec liberalizmu i demokracji”, autor skupia się jedynie na demokracji. Nieco lepiej sytuacja wygląda w przypadku pierwszego rozdziału, czyli „Zakładnicy liberalizmu? Uwagi na marginesie nauczania społecznego Leona XIII i Piusa XI”.
KNS w praktyce
W dwóch kolejnych częściach książki - „Reminiscencje europejskie” i zajmującej ponad połowę objętości publikacji „Reminiscencje polskie” autor ukazuje myśl wybranych przedstawicieli szeroko rozumianego katolicyzmu społecznego. Interesująca jest szczególnie trzecia część książki, ale i w drugiej raczy nas esencją poglądów takich ludzi, jak Gilbert Keith Chesterton, Adolf Kolping, czy niemieccy ordoliberałowie (w których przypadku skupia się jednakże na udowadnianiu, jak nieliberalni byli zarówno oni, jak i realizujący ich poglądy politycy).
W trzeciej części spotkamy plejadę bardziej i mniej znanych Polaków. I tu na politycznych katolików spadnie kolejny cios, bowiem spora część omawianych przez Łętochę postaci nie angażowała się w przemiany ustrojowe, a nawet jeśli, to autor ten element w dużej mierze pomija. Moim zdaniem z pożytkiem dla czytelnika – to prawdziwe zaprzeczenie coraz powszechniejszego przekonania, jakoby katolik mógł realizować swoją misję jedynie poprzez działalność polityczną.
Polska plejada
Bohaterami książki myślenickiego politologa są ludzie, którzy starali się zmieniać świat, rozpoczynając od swojego najbliższego otoczenia – jak August Cieszkowski, ks. Wacław Bliziński, czy ks. Jan Zieja. Łętocha zapoznaje nas zarówno z poglądami osób bardziej znanych, jak Stanisław Grabski, Adam Doboszyński, czy ks. Stanisław Szczepanowski, ale także teoretyków i praktyków, przynajmniej mi dotychczas nieznanych, jak np. Stanisław Szczepanowski, czy Karol Ludwik Koniński. Z zaznajomienia się z sylwetką tego drugiego jestem szczególnie zadowolony – sądząc po rozdziale mu poświęconym był nietuzinkową postacią o interesujących poglądach, a także last, but not at least, intrygującym talencie publicystycznym. Obcowanie z jego twórczością musi być (i będzie, o ile będzie mi dane się z nią zetknąć) ciekawym przeżyciem nie tylko intelektualnym, ale także estetycznym.
Opisywane przez Łętochę postaci to w dużej mierze głęboko zanurzeni w twórczości Papieży teoretycy i praktycy. Autorzy ważkich publikacji (Jerzy Braun), reformatorzy tu-i-teraz, jak ratownik Liskowa, ks. Wacław Bliziński, czy wprowadzający tę tematykę na scenę społeczno-polityczną, jak ks. Stanisław Stojałowski. Wzory, pokazujące, że możliwa jest praktyczna jego aplikacja w codziennym życiu. A także przykłady na to, że katolicka nauka społeczna nie rozwija się jedynie w Watykanie, Niemczech, czy Francji.
„O dobro wspólne” pełni w dużej mierze funkcję popularyzatorską. Autor wypełnił funkcję historyka idei, w przystępny sposób streszczającego życie i myśli opisywanych przez siebie osób. Z pewnością nie jest to dzieło wyczerpujące temat, i, jak wcześniej pisałem, nie ma wysokiej wartości polemicznej. Ale potrafi zainteresować omawianą tematyką i stanowi zaprzeczenie stereotypu nudnych i pisanych hermetycznym językiem pism z dziedziny katolickiej nauki społecznej. I, co bardzo ważne, autor nie daje się pociągnąć poglądom politycznym, które, jak każdy, posiada i nie ulega pokusie wykorzystania katolicyzmu społecznego w celach propagandowych. A to jest rzadkie.
Stefan Sękowski
Rafał Łętocha, O dobro wspólne. Szkice z katolicyzmu społecznego, Wydawnictwo Libron, Kraków 2010
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »