Według gazety, urząd Pitery pochłaniał miesięcznie około 30 tysięcy złotych. I to tylko na pensje. Pitera miała co miesiąc około 12 tysięcy złotych. Zatrudniała też dwie sekretarki i dwóch kierowców. Ujawnione przez rząd wydatki za okres od listopada 2007 do marca 2011 roku wyglądają tak: 497 tys. zł dla pani minister, 161 tys. dla sekretarek i aż 425 tys. dla kierowców.   A Pitera zajmowała ministerialny stołek jeszcze przez pół roku. W sumie wyjdzie więc z półtora miliona na same pensje. I to bez kosztów np. prawniczych ekspertyz, które zlecał urząd Pitery, opłat za  telefony czy wydatków na benzynę. A dorsz saute, takze bez dodatków, symbol rozpasania urzędników PiS, kosztował 8,90 pln...