Co prawda proces ograniczania suwerenności państwowej jest zjawiskiem stałym i mającym miejsce już od dawna, ale do tej pory dominowała narracja , iż podzielona suwerenność państw członkowskich wzmacnia i bezpieczeństwo narodowe, i rozwój ekonomiczny, i wreszcie  gwarantuje nowy model wzmocnionej, chociaż wykonywanej wspólnie, suwerenności. Bo rzeczywiście - unia polityczna nie tylko nie musi likwidować suwerenności, ale  na ogół państwa zawierają unie właśnie po to, by zachować wolność narodową i bezpieczeństwo. Natomiast propozycja ministra spraw zagranicznych stworzenia Stanów Zjednoczonych Europy oznacza zupełne przeniesienie suwerenności z państw unijnych na poziom samej Unii. Oznacza to, że państwa przy zachowaniu nawet szerokiej autonomia, ale mniejszej niż w amerykańskich stanach, zachowujących suwerenność budżetową, stają się jedynie prowincjami tego superpaństwa o nazwie Unia Europejska. Jeszcze bardziej szokująca jest propozycja lidera opozycji stworzenia armii europejskiej pod wodzą Prezydenta Europy. Wszystko to dzieje się w klimacie entuzjastycznej ucieczki od narodowej wolności. Propozycje wypowiadane "prywatnie" przez ministra wspierają oficjalnie premier i Prezydent, a publicyści i urzędujący ambasadorowie zachwycają się rezygnacją z  narodowej podmiotowości.


Ten poziom debaty nad sposobami i skalą rezygnacji z naszej narodowej wolności jest  przejawem zupełnie zadziwiającego zaniku samozachowawczego instynktu naszego narodu. Normalny naród nie tylko nie rezygnuje z własnej podmiotowości, ale traktuje ją jako najwyższą wartość i broni jej wszelkimi dostępnymi środkami. Tak też było w przeszłości z naszym narodem, heroicznie, w każdym pokoleniu zrywającym się do walk o wolność. Naród, jeżeli chce być właśnie narodem, jest wspólnotą polityczną,  dąży do zagwarantowania sobie pełnej podmiotowości i wolności. Natomiast rezygnując z podmiotowości, którą definiuje suwerenne państwo, naród redukuje się  do poziomu grupy etnicznej, swego rodzaju 'tutejszych' nie aspirujących, poza zachowaniem tożsamości etnicznej, do odgrywania roli politycznej, do współkształtowania swojej teraźniejszości i przyszłości.  Ton obecnej debaty przypomina zapewnienia ostatniego króla, zawarte w jego  abdykacji, że czyni to dla "dobra rodaków". Ubezwłasnowolnienie można nazwać "dobrem" ubezwłasnowolnionego jedynie w wypadku, gdy jest on ułomny psychicznie i niezdolny do samodzielnego życia. W przeciwnym razie pozbawienie podmiotowości politycznej jest gwałtem na wolności narodu. Dziś ten gwałt jest znieczulany ideologią o  nadrzędności dobrobytu materialnego, rzekomo najlepiej realizowanego w Unii rządzonej z Berlina, a Polakom przeznaczającej rolę jedynie  podwykonawcy w budowie niemieckiej Europy.


Ten wydawałoby się absurdalny i paranoiczny koncept nie budzi jednak zdecydowanego sprzeciwu, a jego promotorzy cieszą się, podobnie, jak w czasach saskich ówcześni władcy, zupełnie niezasłużonym szacunkiem i społecznym poparciem.Mamy bowiem do czynienia ze zjawiskiem znacznie poważniejszym niż groźba kryzysu europejskiego, czy z załamaniem gospodarczym. Te zagrożenia maja bowiem charakter przejściowy . Natomiast  obojętność na kwestie naszej narodowej wolności ukazują głęboki kryzys naszej narodowej tożsamości i polskiego patriotyzmu.  Już św. Tomasz i Nicollo Machiavelli zauważyli, iż narody żyjące długo w systemie despotycznym, wykazują skłonność do rezygnacji z własnej podmiotowości i uciekają się pod skrzydła dominujących oligarchów. Ta obojętność na los ojczyzny,  jest wyrazem kryzysu naszej wspólnoty narodowej, która nie bardzo widzi sens samodzielnej egzystencji a  przyszłość swą upatruje  w rozpłynięciu się w ponadnarodowej Unii. Bo tak należy tłumaczyć fakt  intencjonalnej zgody na wyzbywanie się prerogatyw niepodległego państwa. Jeżeli własne państwo staje się niepotrzebnym balastem w samorealizacji poszczególnych jednostek, to znaczy także że zanika potrzeba więzi o charakterze narodowym.Zanika potrzeba kontynuacji tej wspólnoty i tego dziedzictwa, które kształtowało nas przez ponad tysiąclecie. Materialnym dowodem zaniku tej potrzeby  kontynuacji jest kryzys demograficzny i wymieranie, po raz pierwszy w czasie pokoju i braku masowych epidemii, naszego narodu. Skoro to dziedzictwo jest balastem, to po co je kontynuować? Wymieranie naszego narodu jest właśnie reakcją, nie 'elit", czy "rządzących", ale narodu, na zanik moralnej i psychicznej potrzeby  własnego istnienia, kontynuacji tego wszystkiego, co dobre i szlachetne w naszej przeszłości i teraźniejszości, co wielkie i wzniosłe wnosił nasz naród w dzieje powszechne, w rozwój dorobku ogólnoludzkiego, a przynajmniej ogólnoeuropejskiego.To wszystko traci swój blask i swoje zobowiązanie dla współczesnego pokolenia.


Kryzys demograficzny, poza  sztafażem potrzeby dobrobytu i rozrywki, ujawnia jakąś wielka pustkę i głęboki pesymizm.Bo człowiek ma głęboką wewnętrzną  potrzebę  dzielenia się swymi radościami i  swym optymizmem. Radość i optymizm, ze swej natury są zjawiskiem społecznym, natomiast radość niekomunikowalna jest czymś w swej istocie ... smutnym.Dzieli się  ją bowiem  przede wszystkim z bliskimi, z własną rodziną, a zwłaszcza z własnymi dziećmi, którzy w wymiarze doczesnym, są znakiem  naszej  wieczności i nieśmiertelności. Są znakiem i doświadczeniem sensu naszego  istnienia.  A własne dzieci otwierają na wspólnotę  w której żyjemy  i z której czerpiemy  żywotne soki dla  duchowego rozwoju. Rodzina otwiera się na własny naród, jego potrzeby, a zwłaszcza jego przyszłość, bo w nim będą żyły dzieci, wnuki, czy prawnuki.Natomiast pesymizm skłania do zamykania się w sobie i samooszukiwania, do zagłuszania własnych niepokojów i egzystencjalnej bezradności. To raczej skłania do zagłuszania ich  w rozrywce, w odurzającej muzyce,  niż szukanie i budowanie sensu własnego istnienia.To nieumiejętność komunikacji  z innymi  skutkuje  postrzeganiem wspólnoty w kategoriach ograniczenia i balastu, a nie płaszczyzny istnienia i samorealizacji. 


Ale ten kryzys patriotyzmu, ma nie tylko demograficzny wymiar. A nawet więcej, demograficzna zapaść, oprócz ekonomicznych uwarunkowań, jest przede wszystkim wyrazem kryzysu duchowego, swoistego zatracenia własnego "dyszla w głowie', jak mówił mój duszpasterz. Zatracenie tego 'dyszla w głowie' zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i narodowym jest rezultatem duchowego wyjałowienia naszego narodu przez komunizm i jego duchowej kolonizacji, przez niszczący dziedzictwo klasycznej i chrześcijańskiej Europy,relatywizm moralny i poznawczy, przez inwazje irracjonalizmu i przez "intelektualne" i antyspołeczne konsekwencje postmodernizmu. Wbrew powszechnemu przekonaniu, z komunizmu wyszliśmy, jako naród okaleczony, który z trudem przetrwał eksperyment długotrwałego  rozwałkowywania jego tożsamości i więzi społecznych.W niepodległej Rzeczpospolitej został natomiast poddany systematycznej ideowej indoktrynacji i kolonizacji  dokonywanej przez media głównego nurtu, dyrygowane wedle niemądrej publicystyki Michnika.Atak na naszą tożsamość narodową, nasz patriotyzm, na rodzinę stał się motywem przewodnim tej propagandy. Dla tego obozu, patriotyzm, jak to ujął jeden z  publicystów Gazety Wyborczej stał się "rasizmem" współczesnej Polski. I właśnie patriotyzm stał się przedmiotem ataku,  destrukcji, ośmieszania i wyszydzania. Dla wyjałowionych intelektualnie i moralnie postpeerelowskich elit, ta krucjata przeciwko polskiej tradycji i kulturze  narodowej stała się wyrazem jej zbiorowej tożsamości i polityki zastąpienia narodowej tożsamości, tożsamością wykorzenionego 'społeczeństwa". Zwycięstwo postkomunistów w wyborach 1993 roku i Kwaśniewskiego w dwa lata później pokazały, że w wymiarze masowym,nasz naród zaakceptował obóz, który przez dziesięciolecia stał na usługach obcego mocarstwa w zniewalaniu naszego narodu. Ten zanik narodowej wrażliwości na zło dokonywane przez ten obóz, zapoczątkowało podniesienie do poziomu polityki państwowej  destrukcji narodowej idei, zarówno w wymiarze szkolnej edukacji, jak i w wymiarze narodowej pedagogiki. Państwo nie stało się podmiotem świadomie odbudowującym, po latach komunizmu, tożsamości i więzi narodowej, ale stało się eksperymentatorem na świadomości narodowej, zwłaszcza w wymiarze edukacyjnym. Wówczas można było jeszcze mieć pewne nadzieje, ze trwanie i rozwój własnego państwa uruchomi procesy ozdrowieńcze, że uruchomi naturalne procesy kształtowania się  norm społecznych  i krystalizowania się narodowych wartości, że naród samoczynnie, tak jak rzeka, będzie dokonywał samooczyszczania. Niestety dziś można powiedzieć, że choć pewne procesy odrodzenia patriotyzmu mają miejsce, że powoli kształtuje się niezależna, patriotyczna opinia publiczna, to  jednak w życiu publicznym, wykorzenianie edukacji z narodowej tradycji i wychowanie "bezstresowe" podważyło tradycyjne normy moralne i prawomocność patriotyzmu w ocenie zjawisk społecznych. Stało się po prostu  nośnikiem narodowej demoralizacji.Dziś kryzys patriotyzmu w młodym pokoleniu, w przeciwieństwie do pokolenia średniego , nie jest już bezpośrednim skutkiem wyjałowienia komunizmem, ale jest właśnie  rezultatem głębokiej demoralizacji i kulturowego wykorzenienia. Jest rezultatem obecnej edukacji i tolerancji różnych patologicznych zjawisk w życiu młodego pokolenia.Filozofia "rób ta, co chce ta' zaczyna przynosić swoje złowrogie rezultaty.Mamy do czynienia ze zjawiskiem nie tylko wykorzenienia patriotyzmu, ale także ze zjawiskami zupełnej barbaryzacji młodego pokolenia. Dla młodego pokolenia naród  przestał być postrzegany jako płaszczyzna własnego moralnego i duchowego rozwoju, stał się zjawiskiem obojętnym, a czasami nawet wrogim, gdy mowa jest o narodowych zobowiązaniach i powinnościach. Czasami jest postrzegany jako obciążenie, jak to niegdyś sformułował Donald Tusk: jest czymś nienormalnym. Taka postawa, to w rzeczywistości postawa pasożyta, świadcząca o atrofii wyższych uczuć, niezdolna do miłości i do poświeceń nie tylko w wymiarze narodowym, ale i jednostkowym.  Bowiem miłość, altruizm, czy poświecenie  zupełnie nie mieszczą się w kategoriach "bezstresowej' pedagogiki.Nic dziwnego, ze postulat ucieczki od narodowej wolności nie spotyka się w sercach młodego pokolenia prawie z żadną reakcją emocjonalną. Atrofia wyższych uczuć rodzi obojętność na życie społeczne, jeżeli nie jest bezpośrednio związane z materialnym awansem jednostki.


Taka pedagogika, ma charakter samobójczy. Wspólnota, która nie chce pielęgnować własnej narodowej pamięci, dla której jest obojętna przeszłość, dla tej wspólnoty, także nie ma przyszłości. Taka wspólnota skazuje się na samolikwidację, bowiem we własnej kulturze, własnej tradycji i przeszłości nie odnajduje racji dla których warto żyć, które warto kontynuować, którym warto się poświęcać.  Tylko w ramach tej samobójczej pedagogiki jest zrozumiała koncepcja stopniowej likwidacji narodowej wolności i obojętność na przyszłość polskiego państwa. Tylko w ramach takiej pedagogiki mogła powstać koncepcja polityki nastawionej wyłącznie na "tu i teraz', polityki po której nie zostanie żadna pozytywna wartość. Tylko w takiej atmosferze moralnej można uprawiać politykę praktycznego i teoretycznego nihilizmu, bez politycznej i społecznej odpowiedzialności.


Naród, to przede wszystkim wola tworzenia wspólnej przyszłości, to wola budowania wspólnego domu dla naszych dzieci, wnuków, czy prawnuków. To nasza odpowiedzialność przed przyszłymi pokoleniami, za to dziedzictwo, które zostawili nam nasi ojcowie i dziadowie. To zobowiązanie szczególnie  w stosunku do tych, którzy walczyli o nasza wolność, w stosunku do tych, którzy  jak młodzi powstańcy warszawscy, orlęta lwowscy, czy powstańcy styczniowi z bronią w ręku, na przekór wszelkim przeciwieństwom walczyli i oddawali swoje życie za wolność naszej Ojczyzny. Ale to także duma i  zobowiązanie wobec tych, którzy stawiali zręby naszego państwa , bronili chrześcijańskiej Europy, budowali wspaniałe gotyckie czy barokowe kościoły, którzy siali i pracowali przez pokolenia. To dzięki nim jesteśmy tym, czym jesteśmy. Jesteśmy im winni pamięć, szacunek i kontynuacje tego wszelkiego dobra jakie oni w swym życiu wypracowali. To także zobowiązanie wobec naszych dzieci i dzieci ich dzieci. To w nich my sami żyjemy i dla nich żyjemy. To oni nadają sens naszym wysiłkom. I dlatego nie możemy pozwolić, aby to nasze wspólne państwo, największe wspólne dobro, jakie naszemu pokoleniu udało się odzyskać, stało się żetonem w rozgrywkach niepoważnych polityków.  To jest nasze wyzwanie. To wyzwanie  w walce o duszę naszego narodu, a zwłaszcza o duszę i serca  młodego pokolenia, tego pokolenia od którego zależy przyszłość naszej Ojczyzny. 


Dziś trwa walka o to, by nie pozwolić  na pozbawienia naszego narodu suwerenności państwowej. Ale ta walka, oprócz wymiaru politycznego i międzynarodowego ma także, a może przede wszystkim wymiar duchowy, walki o kształt współczesnego polskiego patriotyzmu.Bo losy narodów zależą nie tylko od ich materialnej kondycji, położenia, czy militarnych możliwości, ale  także od tego czym naród jest, czego pragnie, co jest w stanie dla własnych pragnień poświecić.  Od  moralnej kondycji narodu zależy nie tylko  teraźniejszość, ale przede wszystkim  przyszłość. Narody zdemoralizowane, narody pozbawione ambicji, niezdolne do wysiłku,  do poświęceń i wyrzeczeń, przegrywają. Natomiast narody które nie chcą być tylko mierzwą historii, narody, które chcą tworzyć, które chcą odcisnąć swój ślad w historii, które pragną wnieść swój wkład w rozwój wspólnego ogólnoludzkiego dziedzictwa , nie tylko wygrywają w materialnym wymiarze, ale wnoszą istotny wkład kulturowy i polityczny w rozwój własnej cywilizacji i budzą szacunek innych. Państwa kwitną i rozwijają się, gdy narody wierzą w swoja misję i z determinacją ja realizują. Patriotyzm , choć niewymierny, jest  tak samo realnym składnikiem narodowej siły, jak potencjał gospodarczy, czy wielkość populacji.To jest podstawa rozwoju państw i narodów. Najbardziej to widać wśród społeczeństw, które zrezygnowały z walki o swoje miejsce na ziemi. Cesarstwo Rzymskie padło pod ciosami nielicznych, w porównaniu z ludnością rzymską, watah barbarzyńców tylko dlatego, że ci ostatni chcieli walczyć i zwyciężać, gdy zdemoralizowana ludność rzymska chciała tylko kupować sobie święty spokój.Ten patriotyzm kształtuje się w domu, ale także w Kościele, w szkole, w harcerstwie, w życiu publicznym. W każdej z tych instytucji trzeba walczyć o patriotyczne ideały, najpierw o ich współczesne zdefiniowanie, a następnie o ich realizację. Dziś trzeba odbudować patriotyczną idee. Jej podstawą powinien być powrót do klasycznej edukacji i klasycznego wychowania.   To edukacja zakorzeniająca młode pokolenie w dziedzictwie kulturowym antyku i w narodowej literaturze. To one kształtują wiedzę o naszej narodowej i cywilizacyjnej tożsamości, ale, co może jeszcze ważniejsze, kształtują indywidualne i zbiorowe emocję. Uczą szacunku nie tylko dla wiedzy, ale wykuwają twarde  charaktery i kształtują  emocje. Uczą szacunku dla wytrwałości, poświecenia, męstwa, kształtują przyjaźnie i oddanie dla wyznawanych ideałów. Wpajają  poważny stosunek do życia, do własnych powinności i obowiązków. Uczą życia w grupie, we wspólnocie  i odpowiedzialności za środowisko w którym się żyje. Kształtują odporność na niepowodzenia i porażki.Wychowanie klasyczne kształtuje moralny ideał wartościowego człowieka i obywatela oddanego i rodzinie i narodowi.


Ten moralny ideał wychowania, choć korzeniami sięga czasów republiki rzymskiej i oparty jest na klasycznych cnotach sprawiedliwości, roztropności, umiarkowania i męstwa, niemożliwy jest współcześnie do kształtowania w oderwaniu od chrześcijańskim cnót: wiary nadziei i miłości. To one dają religijny fundament  kształtujący współczesny ideał polskości, tradycyjnie mężnej i odważnej, a jednocześnie współczującej i wrażliwej . Plejada klasycznych cnót jest dziś najlepszą odpowiedzią na neobarbarzyństwo 'bezstresowej' demoralizacji. Kształtuje bowiem ideał człowieka nie tylko wrażliwego i dzielnego, ale także ideał człowieka umiarkowanego, sprawiedliwego i opanowanego, ideał człowieka dobrze wychowanego, pewnego swych racji, ale szanującego innych. Jest to idea wychowania patriotycznego opartego na wzorach wielkich bohaterów starożytności i polskiej historii, na wzorach wielkości moralnej i politycznej, a zwłaszcza na wzorach patriotycznego poświecenia i oddania własnej Ojczyźnie. Jest odpowiedzią i na kulturowe wykorzenienie współczesnej szkoły i na  jej demoralizację spowodowaną zanikiem egzekwowania odpowiedzialności za popełniane czyny i zaniechania. Jest odpowiedzią na współczesny zanik myślenia o Polsce i  na zanik odwagi cywilnej w publicznej debacie. Jest intelektualną i moralną reakcją,  na niestety silną a  spowodowaną naszą peryferyjnością, skłonność  kulturowej imitacji i stadialności zachowań, tak charakterystycznych dla współczesnych mediów i partii politycznych.


Choć fundamentem przezwyciężenia obecnej dekadencji naszego narodu  musi być rewolucja wychowawczo-edukacyjna, to musi ten  proces być uzupełniony o  odrodzenie polityczne, przezwyciężające niepoważne spory współczesnych partii oligarchicznych.To dopiero odrodzenie polityczne stworzy ramy dla skutecznej odpowiedzi na narodowe i cywilizacyjne wyzwania, stworzy ramy dla aktywności narodu przezwyciężającego obecną moralna i narodową zapaść. Ale skutecznym motorem tego procesu  może być naród,który przezwycięży kryzys własnej tożsamości i własnego patriotyzmu. Naród, który poświeceniem i siłą swego ducha odzyska, traconą dzisiaj, możliwość kształtowania własnego losu.


Marian Piłka