Czy polska gospodarka zyska czy straci na pandemii koronawirusa? Na to pytanie w zasadzie wypowiadają się wszyscy o polityków i lekarzy począwszy, a kończąc na ekonomistach oraz ekspertach giełdowych.

Dla portalu forsal.pl mówił o tym dr hab. Marcin Piątkowski, profesor Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.

W odniesieniu do kryzysu spowodowanego pandemią koronawirusa Piątkowski powiedział:

- Nie ma kryzysu bez spadków produkcji czy gorszych wyników. Myślę, że to są dane pokazujące prawdopodobnie najgorszy miesiąc dla gospodarki w tym roku i informacje za kolejne miesiące powinny być już lepsze. Dlatego te dane mimo wszystko nie zmieniają prognoz, zarówno tych międzynarodowych, jak i krajowych.

Oraz:

- Podejrzewam, że najgorsze już za nami i wraz z otwarciem gospodarki w miarę szybko dojdzie do powrotu do w miarę normalnego funkcjonowania.

Zauważył elastyczność polskiej gospodarki w perspektywie czasowej:

- Fakt, że w ciągu ostatnich 30 lat Polska przechodziła przez różne kryzysy zawsze lepiej niż inni i została europejskim liderem wzrostu, świadczy o tym, że mogą nas czekać nie tylko negatywne niespodzianki, ale również te pozytywne.

Dodał także:

- Elastyczność naszej gospodarki, poziom jej zdywersyfikowania jeśli chodzi o produkcję i eksport, największy pakiet wsparcia fiskalnego i płynnościowego w całym regionie oraz to, że gastronomia i turystyka mają w naszej gospodarce mniejsze znaczenie niż gdzie indziej oraz szybko postępujące otwarcie gospodarki - wszystko to sprawi, że prognozy PKB, o ile nie pogorszy się sytuacja epidemiczna, może będziemy rewidować nie w dół, ale w górę.

Piątkowski odniósł się również do kwestii koniunktury na świecie:

- nie jest prawdą, że w ciągu ostatnich 5 lat mieliśmy jakąś wspaniałą globalną koniunkturę. Jeśli popatrzymy na dane, to światowa gospodarka przez ostatnie pięć lat rosła wolniej niż przez pięć lat wcześniej. Była to zatem całkiem normalna koniunktura i na pewno nie najlepsza w ciągu ostatniej dekady. Co więcej, w roku 2019 mieliśmy najniższy wzrost światowej gospodarki od dekady.

Sprawę nadwyżek budżetowych oraz spłacania długu publicznego skomentował następująco:

- Przekonanie, że powinniśmy mieć nadwyżki budżetowe przez ostatnie 5 lat i spłacać dług publiczny, jest zupełnie nieuzasadnione ekonomicznie. Celem rozwoju gospodarczego nie jest bowiem spłacanie długu na siłę jak Ceausescu w Rumunii w latach 80-tych, ale przyspieszanie wzrostu i podnoszenie dobrostanu i jakości życia obywateli. I tak też w Polsce przez ostatnie pięć lat się działo – wzrost gospodarczy był wysoki, w szybkim tempie doganialiśmy Zachód, spadły nierówności i zmniejszyliśmy poziom biedy.

Na temat tarczy antykryzysowej oraz reakcji przedsiębiorców stwierdził:

- W demokracjach zawsze najbardziej przebijają się głosy tych przedsiębiorców, którzy albo nie mogli dostać wsparcia, albo dla których to wsparcie jest za małe. Jeszcze chyba nigdy nie spotkałem przedsiębiorcy, który chwaliłby rząd – tego się po prostu nie robi w towarzystwie. Niemniej dane pokazują, że wdrożone tarcze działają. Ponad kilkadziesiąt miliardów złotych zostało już wpompowane w gospodarkę, aby pomóc firmom przeżyć i uchronić miejsca pracy. Jeśli popatrzymy na prognozy bezrobocia, to one się akurat poprawiają. Początkowo bowiem była mowa o bezrobociu dwucyfrowym, teraz już poruszamy się na poziomie 7-8 proc.

Jako efekty zmian po pandemii zauważa:

- Sądzę, że w efekcie pandemii rzeczywiście dojdzie do dużej globalnej zmiany w łańcuchach produkcji, ale też z powodów geopolitycznych. Pewnie produkcja z Azji nie przeniesie się akurat do Holandii, Niemiec czy pod Paryż, ale wiele innych części świata, w tym nasza Europa Środkowa, zyska na tych zmianach. Oczywiście trzeba pamiętać, że kapitał zagraniczny w Chinach zainwestował w ciągu ostatnich 40 lat grubo ponad bilion dolarów.

Dodaje także:

- I teraz ten bilion dolarów nie trafi nagle na Słowację czy do Polski. Mówimy bardziej o długim procesie, w którym część starego kapitału i rosnąca część nowego kapitału, która kiedyś byłaby przeznaczona na produkcję w Chinach, będzie alokowana gdzie indziej. Firmy niemieckie, francuskie czy szwedzkie będą przenosić choć część produkcji do nas, aby z różnych powodów – ekonomicznych i politycznych – mieć pewność, że nie zaskoczy ich kolejny kryzys.

Piątkowski przewiduje także zmiany w rozwoju niektórych branż gospodarki. Stwierdza:

- Myślę także, że może to być też szeroko pojmowana branża technologii. Można się spodziewać, że będzie dochodziło do coraz większego podziału globalnego rynku technologicznego na dwa osobne bloki i w związku z tym wiele technologii będzie produkowanych w krajach Zachodu. Polska posiada przewagę komparatywną w technologiach cyfrowych i choćby niedawna inwestycja Microsoftu za miliard dolarów stanowi sygnał, że możemy stać się europejskim hubem technologicznym.


mp/forsa.pl