Tomasz Wandas, Fronda.pl: W 2014 roku, polski Sejm uchwalił decyzję o wypłaceniu ponad 50 tysiącom Żydów polskiego pochodzenia emerytur. Minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński w 2017 roku przyznał 100 milionów złotych na ochronę cmentarza żydowskiego w Warszawie. Dlaczego Polska jest tak hojna dla Żydów? Co otrzymujemy w zamian?

Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Do Rzeczy”: Jest to dobre pytanie, na które ciężko znaleźć dobrą odpowiedź. Sprawa jest o wiele szersza bo, nie chodzi tu wyłącznie o przyznane Żydom ogromnych sum w tych dwóch sprawach, ale dotyczy to np. deklaracji dotyczącej budowy muzeum getta w Warszawie, pieniędzy przeznaczanych na muzeum POLIN, czy o gigantyczne pieniądze, które Polska przekazała wcześniej żydowskim religijnym stowarzyszeniom. Jeśli pytanie brzmi, co ma z tego Polska, to szczerze mówiąc ja nie dostrzegam, byśmy dostawali coś w zamian, a wręcz przeciwnie mam wrażenie, że im więcej jest tu wsparcia ze strony państwa, to tym więcej słyszymy obraźliwych wypowiedzi ze strony izraelskich polityków, publicystów pod adresem Polski. 

"Wpisanie p.o. ministra spraw zagranicznych Izraela Israela Katza na  listę osób niepożądanych w  Polsce mogłoby doprowadzić do  niepotrzebnej eskalacji kryzysu" –  ocenił wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk w  odpowiedzi na  wniosek wicemarszałka Sejmu Stanisława Tyszki z  Kukiz'15. Skąd ta powściągliwość naszego ministerstwa?

Jest to powściągliwość, której kompletnie nie rozumiem. Tego typu reakcja jest formą tchórzostwa, albo jest to brak zrozumienia tego, jak toczy się gra polityczna. Jeśli nasze władze uważają, że chowając głowę w piasek i udając, że można bezkarnie obrażać i w ten sposób Polska cokolwiek zyskuje, to jest to kompletne pomylenie pojęć. Liczą się inne państwa z państwami, które walczą o swoje, bronią swej pozycji, potrafią się mocno postawić, nie unikają (jeśli to potrzebne) starcia słownego czy w postaci reakcji dyplomatycznych. Wynika z tego, że pan Katz ma prawo obrażać Polskę i Polaków, a my nie mamy prawa na to reagować tylko dlatego, żeby nie zaogniać sytuacji. Rozumiem, że jeśli pan Katz zaognia sytuację, podgrzewa atmosferę i dolewa „oliwy do ognia”, to mu wolno, a nam nie wolno nawet reagować – jest to anty-logika prowadzenia polityki, co jest bardzo dużym błędem.

"Pomimo zaistniałej sytuacji w  dalszym ciągu traktujemy Izrael, jako jednego z  naszych istotnych partnerów i  zamierzamy rozwijać z  tym państwem stosunki dwustronne. W  kontaktach ze  stroną izraelską akcentujemy, że  powinny być one budowane na  prawdzie i  szacunku dla  cierpienia naszych narodów podczas II Wojny Światowej" – dodał wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk. Czy ministerstwo naprawdę nie widzi, ze Izrael przez taką retorykę w ogóle przestaje się z nami liczyć? 

Jest to pytanie do ministerstwa, a nie do mnie – ja mogę tylko powiedzieć, że jak słyszę tego typu wypowiedzi i konfrontuje je z obietnicami PiSu, który obiecał, że Polska będzie „wstawała z kolan”, to niestety brzmi to jak bardzo ponury żart. Nie jest to żadne wstawanie z kolan, tylko raczej rozpaczliwe czołganie się. Trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć, że tego typu wypowiedzi tylko rozzuchwalają drugą stronę. Zagraniczna polityka międzynarodowa jest to też gra sił, gra interesów, jeśli Polska toleruje takie zachowania wobec siebie, opowiada o tym, że nadal będzie rozwijała dobre wzajemne stosunki, że Polska i Izrael  mają pamiętać o cierpieniach swoich narodów, to jest to zaklinanie rzeczywistości. Gdyby tak było to panowie Katz (i wcześniej) Benjamin Netanjahu nie pozwoliliby sobie na obrażające Polskę wypowiedzi. Rozumiem, że można robić dobrą minę do złej gry i udawać, że wszystko jest „wspaniale i różowo”, ale pytanie jakie się pojawia to po co to robić? Kogo ministerstwo chce oszukać – siebie czy opinie publiczną? Mamy do czynienia z konfliktem, nie możemy przed nim uciekać, a trzeba starać się go rozwiązać po myśli Polski broniąc polskiego interesu narodowego. Polski interes narodowy nie polega na tym, żeby tolerować w taki sposób tego typu zachowania. Jeśli nasi żydowscy partnerzy tego nie rozumieją, to niestety, ale trzeba im pokazać, że nie ma tolerancji dla takich zachowań. Jeśli my za każdym razem będziemy ustępowali, to druga strona nie stanie się przez to bardziej rozsądna, bardziej wrażliwa na to, co my mówimy, tylko wręcz przeciwnie rozzuchwala się dalej. Jest to absolutnie elementarna logika, zupełnie nie mogę zrozumieć, że polscy dyplomaci, polscy politycy tego nie rozumieją. 

Mówi, Pan że sprawa relacji polsko-izraelskich jest ciekawa, że jest wiele niewiadomych, co Pan proponuje by więcej się dowiedzieć? Kogo pytać, gdzie szukać odpowiedzi na pytanie; o co tu chodzi? 

Moim zdaniem, chodzi tu o opatrznie rozumiane przekonanie, że właściwie jedynym źródłem bezpieczeństwa dla Polski są dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi, a ponieważ wiemy dobrze (oczywiście o tym głośno się nie mówi) że Izrael ma tak duży wpływ na politykę amerykańską, to na wszelki wypadek staramy się położyć „uszy po sobie” i nie zadzierać z Izraelem. Jest to samobójcza polityka, polityka w której kompletnie nie da się zrozumieć na czym ma tu polegać partnerstwo. Jeżeli partnerstwo ma polegać na tym, że my nawet wizerunkowo nie jesteśmy w stanie bronić naszej pozycji, to ja za takie partnerstwo dziękuję. Natomiast kogo pytać? Na pewno MSZ, przedstawicieli rządu – na pewno nie można przechodzić nad tym do porządku dziennego i mówić, ze mamy do czynienia z pięknym rozwojem relacji między Polską, Izraelem i Stanami Zjednoczonymi. 

Dziękuję za rozmowę.