Polska nie zgadza się na ustalenie tego limitu na 40 proc., przewodząc buntowi krajów uzależnionych od węgla kamiennego.

Trzykrotny wzrost cen energii elektrycznej, spadek PKB o 1,8 proc., 600 tys. bezrobotnych, wzrost socjalnych wydatków państwa, zmniejszenie się konkurencyjności polskich firm – to bardzo prawdopodobne efekty wprowadzenia pakietu klimatycznego. Strat nie pokryją wpływy ze sprzedaży uprawnień do emisji gazów cieplarnianych. Zresztą są to wpływy do budżetu, natomiast wzrost rachunków czy efekty bezrobocia odczują wszyscy Polacy.

Gra warta świeczki

Premier, minister środowiska, nasi politycy w Brukseli dwoją się i troją, aby nie dopuścić do uchwalenia niekorzystnych zapisów. Strona polska skupia się na uzyskaniu jak największej dla Polski puli darmowych uprawnień na CO2, które można wykorzystać notabene jako alibi do nie zmniejszania emisji. Nasz kraj i tak należy do pionierów, który redukuje efekty spalania. Globalnie – emisje zamiast spadać – stale rosną.

Europejski system handlu CO2 jest największym i w zasadzie jedynym liczącym się na świecie. Dotyczy on wyłącznie regulacji na Starym Kontynencie, w myśl których kraje „zielonej grupy wzrostu” m.in. Niemcy, Hiszpania i Wielka Brytania chcą narzucić reszcie swoje technologie alternatywnego wytwarzania energii. Sprzeciwiają się temu kraje Grupy Wyszehradzkiej, Państwa Bałtyckie, a także Rumunia i Bułgaria.

Niemniej europejska polityka wobec zmian klimatu nie ma większego sensu, bowiem obejmuje wyłącznie Europę. Najwięksi globalni emitenci – z Azji i obu Ameryk, nie uczestniczą w systemie. Od lat nie udaje się także podpisać międzynarodowego porozumienia, zastępującego Protokół z Kioto. Jak nietrudno zauważyć jest ono potrzebne wyłącznie Europie, aby za pomocą regulacji ekologicznych hamować konkurencyjność dynamicznie rozwijających się krajów azjatyckich.

Dlatego to dobry moment na zadanie sobie trzech fundamentalnych pytań: na jakich podstawach naukowych jest budowana ideologia „globalnego ocieplenia”, jakie efekty przyniosła dotychczasowa polityka i jaki jest jej koszt? Wiemy już, że efektów nie ma, a jak są to przeciwne do zamierzonych. Efekty są niewspółmierne do kosztów, natomiast jeśli chodzi podstawy naukowe to są one przecież tak wątłe, że w bajki o tym, że CO2 to największa trucizna powodująca, że Bałtyk zaleje Tatry, nie wierzą już nawet przedszkolaki.

Pakiet niszczy Polskę

To, co nie udaje się z Chinami czy Indiami, Niemcom udaje się z Polską. Ceny energii rosną, a konkurencyjność naszych firm spada. Z analizy firmy EnergSys wynika, że ceny energii w handlu hurtowym w latach 2010-2050 wzrosną nawet trzykrotnie! Jest to scenariusz dwukrotnie wyższy niż w unijnych analizach dotyczących polityki klimatycznej. Dlatego postulaty podgrzewane przez ekoterrorystów z Greenpeace, którzy próbują wymóc na politykach deklarację o 40 proc. redukcji CO2 w porównaniu z poziomami z 1990 r. są utopijne.

Polska ma wciąż jedne z niższych cen prądu w Europie i jest obok Danii najmniej uzależnionym od importu energii krajem Unii Europejskiej. To, iż importujemy jedynie ok. 20 proc. koniecznych źródeł energii zawdzięczamy dostępowi do taniego, lokalnego surowca, jakim jest oczywiście węgiel kamienny. Poza tym Niemcy także budują nowe elektrownie węglowe, importują aż 50 mln ton węgla rocznie i spalają go… więcej niż Polska.

Nasz kraj natomiast konsekwentnie redukuje emisje gazów cieplarnianych i dzięki darmowym przydziałom pozwoleń na emisje sprzedaje nadwyżki na wolnym rynku. Jednak są to coraz mniejsze kwoty: jeśli w poprzednim roku był to miliard złotych, to w obecnym zarobimy jedynie 320 mln, czyli trzykrotnie mniej. Stało się tak dlatego, że część uprawnień za lata 2014-2015 zabrała nam Komisja Europejska! Komisja chce wymóc na państwach członkowskich, aby udział energii odnawialnej w bilansie energetycznym wynosił w 2030 aż 45 proc. Dla nas są to postulaty niemożliwe do spełnienia.

Patrioci czy zdrajcy?

Czy mają rację ci, którzy twierdzą, że rzeczywiste organy władzy w Polsce leża poza konstytucyjnymi organami państwa, a być może poza granicami naszego kraju? Już samo uwikłanie Polski w klimatyczną układankę jest podejrzane. Klimat nie ociepla się zgodnie z komputerowymi modelami, które można było ustawiać w dowolny sposób. Dogmaty o związku stężenia CO2 w atmosferze z wzrostem temperatur są tak samo wiarygodne jak ostrzeżenia ekologów o tym, że na Ziemi zabraknie wody.

Dlatego nie wiadomo w jaki sposób politycy Platformy Obywatelskiej chcą zatrzymać nasze energetyczne samobójstwo. Wydatki idące w setki miliardów dolarów, to często pieniądze wyrzucane w błoto, bo jak inaczej nazwać montowanie w elektrowniach, oczywiście zachodnich, systemów do wyłapywania CO2 i tłoczenia go pod ziemię. Kraje członkowskie widzą, że na tym tracą. Do buntu Europy Środkowo-Wschodniej może dołączyć więc także Portugalia. Natomiast nie widać większych szans na podpisanie globalnego porozumienia, co zaplanowano w Paryżu.

Politycy muszą w końcu stawiać sprawę jasno. Polska ani nie ma warunków geograficznych na budowanie np. hydroelektrowni czy farm wiatrowych, ani pieniędzy na modernizację energetyki w tempie, jakim życzy tego sobie Bruksela. Poza tym „globalne ocieplenie” to pseudonaukowa bujda na resorach, której wszystkie hipotezy skompromitowały się już do granic możliwości. UE pozostaje więc wycofać się rakiem, albo zacząć wsadzać do więzień „negacjonistów klimatycznych”.

Kolejne dni pokażą na ile skuteczni są nasi politycy w Unii. A tak na marginesie: gdzie jest Donald Tusk? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?

Tomasz Teluk