Reżim Aleksandra Łukaszenki porwał wczoraj samolot, którym podróżował białoruski opozycjonista Roman Protasiewicz. Dziennikarz i bloger, redaktor kanału Nexta został zatrzymany. Obecnie rodzina nie wie co dzieje się z mężczyzną.

Wczoraj zarejestrowany w Polsce samolot linii Ryanair, wykonujący lot na trasie Ateny – Wilno, pod pretekstem zagrożenia bombowego został przez białoruskie władze zmuszony do awaryjnego lądowania na lotnisku w Mińsku. Po sprawdzeniu samolotu nie potwierdzono informacji o podłożonym ładunku. Białoruskie władze zatrzymały za to opozycjonistę Romana Protasiewicza. Następnie samolot został zwolniony.

Natychmiastowego zwolnienia opozycjonisty zażądał prezydent Litwy Gitanas Nauseda, wzywając kraje do reakcji kraje NATO i Unii Europejskiej. Roman Protasiewicz, jak przypomniał litewski prezydent, otrzymał azyl na Litwie.

Zdaniem ojca zatrzymanego blogera, który sam od ośmiu miesięcy przebywa na emigracji, wczorajsze przechwycenie samolotu było zaplanowaną wcześniej operacją.

- „Jestem przekonany, że była to zaplanowana wcześniej operacja, starannie przygotowana, prawdopodobnie nie tylko przez służby specjalne Białorusi”

- stwierdził Dzmitry Pratasiewicz w rozmowie z Radiem Swaboda.

- „Bardzo martwimy się o naszego syna. Niestety nie wiemy, gdzie jest i co się z nim dzieje. Mamy nadzieję, że wszystko będzie dobrze”

- dodał.

Wyraził nadzieję, że na sytuację jej syna wpłynie reakcja międzynarodowa, w tym zakaz lotów nad Europą dla białoruskich przewoźników.

kak/PAP