Od informacji o karach (a może tylko o decyzjach, bo wcale nie jest łatwo ustalić, jaki charakter miały, ustne na razie, polecenia prowincjała) minęło dopiero kilka godzin, a ojciec Mądel, choć jak sam przyznaje ma milczeć także na Facebooku, już opublikował na swojej stronie podziękowania dla broniącego do ks. Kazimierza Sowy. Nie ma w nich nic specjalnego, ale charakteryzuje je niezwykle lekkie podejście do własnego posłuszeństwa i zakazu przełożonego, a do tego są one jawnym przekroczeniem polecenia. „Kazik, dzięki za miłe słowa. Ponoć na fejsie też mam milczeć, dokładnie jeszcze nie wiem na czym te kary polegają, bo prowincjał przekazł mi je ustnie, ale jakby mimochodem, cieszę się jednak, że bez słów wiesz, co ja o tym myślę. Jeszcze raz dzięki za wsparcie :) I w pacierzach się polecam” - napisał o. Mądel. A na Twitterze wyjaśnia już, że „1szy raz mne zakneblowali gdym poparł x Isakowicza wtedy prowincjał napisał kłamliwy list żem nieposłuszy teraz się nie odważy”.

Ostry język jezuity

Ale nie za takie, niezwykle często powracające pod wpisami ludzi, z którymi się zgadza (ostatnio najczęściej zachwalany w ten sposób był ks. Wojciech Lemański, ale na pochwałę zasłużył także Paweł Wroński za tekst wyśmiewający arcybiskupa Henryka Hosera) opinie, ojciec Mądel został ukarany czy wezwany do posłuszeństwa, a raczej za niezwykle ostre i niesprawiedliwe oceny swoich współbraci w kapłaństwie, których określał mianem „nieuków z habilitacją” (to o ks. prof. Franciszku Longchamp de Berier) czy zapominających o tym, że komunizm już się skończył (to o arcybiskupie Henryku Hoserze), a także za nieustanne podważanie reguły posłuszeństwa w Kościele i kwestionowanie kierunku, w jakim zmierza Kościół (w internecie ojciec Mądel stał się wręcz głównym rzecznikiem ks. Lemańskiego). Istotne mogło być także to, że kolejne wypowiedzi i cytaty z ojca Mądla (on sam domaga się, by jego nazwisko odmieniać Mądela) były z upodobaniem wykorzystywane przez antyklerykalne media do budowania wizerunku złowrogiego i zepsutego do cna Kościoła.

Wykorzystywanie to wynika ze stylu ojca Mądla. On pisze, tak jak mówi, ostro i jednoznacznie, bez cackania się. Problem polega na tym, że w ten sposób przejmuje bardzo często retorykę antyklerykalną, i choć ma (w to akurat nie wątpię) dobre intencje, to w efekcie dokładnie wpisuje się w myślenie o Kościele palikociarzy. Przykłady można mnożyć. Gdy pisał o homilii swojego współbrata określił ją mianem „insynuacyjno-judzącej”, a wszystko po to, by podkreślić, że w kazaniu dopuszczalne jest wyłącznie prezentowanie opinii MAK i Komisji Millera, bo tylko one w istocie są zgodne z objawieniem. „Czy nie lepiej wspomnieć krótko, że wiele osób w Polsce wciąż nie przyjmuje oficjalnych raportów komisji, a wielu innych pogrążonych jest bólu graniczącym z depresją, co sprzyja powstawaniu hipotez spiskowych, którym jednak ani zdrowy rozum, ani rzetelne badania eksperckie, ani dojrzała wiara chrześcijańska ulegać nie może?” - oznajmił ojciec Mądel, który – w odróżnieniu od ojca Rydzyka (którego działanie określa mianem „promieniowania ojcostwa-rydzykowstwa”) - polityki oczywiście nie uprawia. I wcale nie zajmuje się na swoim blogu Smoleńskiem, no może poza tymi sytuacjami, gdy z podziwu godny zapałem przekonuje, że katastrofę w Smoleńsku świetnie wyjaśnił raport MAK i komisja Millera, a każdy kto uważa inaczej tej nieuk i maniak.

Zawsze wierny PO

Ojciec Mądel jest także wytrwałym propagatorem polityki PO. Gdy Platformersi zaczynają przekonywać, że referendum w Warszawie jest bez sensu, duchowny ten od razu popełnia długi wpis, w którym wyjaśnia, dlaczego – z punktu widzenia teologii katolickiej – referendum jest zbędne. „Ci, którzy utożsamiają demokrację z wrzuceniem głosu do urny, mylą istotę z narzędziem, popełniają ten sam błąd, który swego czasu cynicznie wykorzystał Hitler, używając narzędzi demokracji przeciw niej samej” - oznajmił, a całe jego rozumowanie prowadziło do wniosku o dziwu zgodnego z tym, co powiedział wcześniej Donald Tusk. „„Zabierz babci dowód?” Nie, zabierz babcię do Torunia! Referendum możesz sobie darować. Za rok będą wybory. Warszawa zasługuje na to, żeby ją potraktować poważnie jak Warszawę, a nie jak przystawkę do reszty Polski. Jeśli jej problemy są tak poważne, że już teraz trzeba je definitywnie rozwiązać, to nie wystarczy dać wyraz temu, że się kogoś serdecznie nie lubi. Trzeba je wszystkie przedyskutować, znaleźć argument i człowieka, który mu podoła, a tego referendum nie wskaże, bo jest wyłącznie za odwołaniem” - napisał ojciec Mądel.

Podobnie jednoznacznie proplatformerskie były poglądy ojca Mądla w sprawie zachowania minister Ewy Kopacz przy sprawie „Agaty”. Jezuita bronił wówczas zachowania minister i uznawał za nieodpowiednie postępowanie obronców zycia, który chcieli jasnego wskazania, czy minister zaciągnęła na siebie ekskomunikę. „Wskazanie placówki jest de facto udzieleniem obywatelowi informacji (przysługującej mu na mocy prawa) o tym, który z zespołów lekarskich gotów jest na wykonanie zabiegu, w przypadku, gdy inni lekarze zgłaszają obiekcje sumienia. Katolik, spełniając tego typu funkcje, mógłby, w moim przekonaniu, zachować spokój sumienia, o ile wykonując swoje kompetencje skorzystałby z okazji, aby wyrazić swoje zdanie odrębne i z zachowaniem wszelkich wymogów prawa oraz praw podmiotowych zachęcić matkę do urodzenia dziecka” - podkreślał ojciec Mądel i dodawał, że odmowa wskazania miejsca aborcji mogła być niezwykle szkodlitwa. „Czym byłaby odmowa wskazania miejsca wykonania aborcji? Byłaby wadliwym postępowaniem administracyjnym, które z racji jego natury najłatwiej byłoby zaskarżyć w sądzie administracyjnym, przy czym uzyskanie wysokiego odszkodowania z tytułu tej skargi byłoby absolutnie pewne. Kto wie, być może państwo, a więc jego urzędnicy i obywatele, powinni płacić taką cenę za próbę ocalenia życia choćby jednego dziecka. Niestety, w tym samym wypadku równie prawdopodobny jest dalszy scenariusz zdarzeń, którego nieuchronnym elementem byłaby destabilizacja polityczna dokładnie na tym samym grząskim gruncie, na którym przed laty udało się zawrzeć dzisiejszy kompromis prawny. Tej ceny, jeśli uwzględnimy aktualne nastroje społeczne, na pewno nie warto płacić” - napisał w komentarzu dla KAI.

Ale już w wypowiedziach telewizyjnych był mniej umiarkowany i jasno wskazywał, że pani minister nie tylko nie powinna podlegać ekskomunice, ale może nawet spodziewać się jakiejś nagrody w niebie za sprawne wykonywanie swoich urzędniczych obowiązków...

Mniej wyrozumiałości dla współbraci w wierze

O wiele mniej wyrozumiałości niż dla Ewy Kopaczy czyb Hanny Gronkiewicz-Waltz miał ojciec Mądel dla swoich współbraci w wierze. Gdy odnosił się do arcybiskupa Henryka Hosera i jego rzekomego pytania do ks. Wojciecha Lemańskiego, odwoływał się, a jakże do Auschwitz, sugerując, że pytania o obrzezanie odsyłają do ludobójstwa. „Nie wiem skąd się wziął biskup Hoser, z piekła czy z Księżyca, może to nie jego wina, że mu brak ogłady, ale jeśli pracuje w Europie, która przeżyła Holokaust, a mimo to stawia pytania podobne do pytań, jakie swego czasu stawiali naziści, to albo nie zdaje sobie sprawy, co robi, co fatalnie o nim świadczy, albo wręcz przeciwnie, doskonale wie w czym rzecz, a wówczas jest człowiekiem groźnym dla fauny i flory, wymagającym resocjalizacji, niezdolnym do pełnienia kościelnych urzędów” - przekonywał.

Ostro i jednoznacznie wypowiadał się ojciec Mądel także o ojcu Tadeuszu Rydzyku. „W bliskim sąsiedztwie groteski znalazł się także ks. dr Tadeusz Rydzyk, założyciel Radia Maryja. Odwierty geotermalne drążone sposobem, który na pewno nie jest nikomu do zbawienia bezwzględnie konieczny, przedstawił na forum europejskim tak, jakby były częścią jakiejś tajemniczej misji apostolskiej w czeluściach ziemi, zaś trudności z uzyskaniem na ten cel środków publicznych zrównał z martyrologią chrześcijan, jakiej ponoć nie doświadczyła żadna z ofiar komunizmu, nie wyłączając samego ks. Popiełuszki, co w przypadku teologa z patentem uniwersyteckim wydaje się szczególnie żałosne” - pisał w jednym ze swoich felietonów.

Lustracja i co z niej wynikło

Jak przyznaje – także na Twitterze – ojciec Mądel motywy decyzji przełożonych on sam jeszcze nie zna. Część z komentatorów uznaje jednak, że może nim być chęć zemsty za niezwykle jednoznaczne stanowisko, jakie zajął ojciec Mądel w sprawie lustracji w swoim zakonie. Był on wówczas jednym z jej najbardziej jednoznacznych obrońców i rzeczywiście poniósł tego konsekwencje. Odwołano go z funkcji dyrektora Centrum Kultury i Dialogu (przed nim był nim o. prof. Stanisław Obirek, którego ostatnio ojciec Mądel często komplementuje) i skierowano na mniejsze placówki, aż do Nowego Sącza. Problem polega tylko na tym, że od tamtego momentu władze prowincji, do której należy ojciec Mądel się zmieniły, i niewiele mają one wspólnego z poprzednikami. Trudno więc uznac, że tamta – odważna postawa w sprawie lustracji – ma jeszcze jakieś skutki w życiu zakonnym.

Jedno jednak nie ulega wątpliwości, niezależnie od powodów decyzji przełożonych, jedyna drogą dla ojca Mądla jest podporządkowanie się im, modlitwa i spokojne czekanie na zmiany. Nie jest to łatwe i wymaga ogromnie dużo samozaparcia i wiary, ale jak mówią – bo o nich też warto pamiętać – wychowankowie i przyjaciele ojca Mądla (a ma ich on po różnych stronach barykady) tych ostatnich mu nie brakuje. I dlatego pozostaje mieć nadzieję, że usłyszymy jeszcze wypowiedzi tego duchownego w sprawach, na których naprawdę świetnie się on zna, choćby o styku ekonomii i teologii czy zagadnienia sytuacji świeckich chrześcijan w państwie (nie zawsze się z tymi opiniami zgadzałem, ale zawsze z zainteresowaniem je czytałem). Jedyną drogą do tego momentu jest jednak posłuszeństwo, które – jako jezuita – ojciec Mądel ślubował. A my możemy się o to tylko modlić i liczyć na mądrość samego duchownego i jego przełożonych.

Tomasz P. Terlikowski