Coraz mniej Polek i Polaków ma ochotę wychodzić na ulicę w ramach organizowanych przez tzw. „Strajk Kobiet” protestów. Zaskakujące wyjaśnienie tego stanu rzeczy zaprezentowała posłanka Barbara Nowacka.

Wczorajsze manifestacja okazały się frekwencyjną klapą. Protestujący zebrali się około godziny 16. na rondzie Czterdziestolatka, gdzie otoczył ich koron policji. Funkcjonariusze podkreślali, że zgromadzenie jest nielegalne, a zebranych wzywano do rozejścia się.

Zebranych spisywano do godziny 1 w nocy. Kilka osób odmawiających podania danych zatrzymano i przewieziono do stołecznych komisariatów.

Uczestniczyłam w niedzielnej manifie. Wczoraj nie mogłam być z powodów rodzinnych”

- powiedziała parlamentarzystka.

Dalej dodała:

Widziałam manify w Gdańsku, Wrocławiu, Gdyni. Nie ma takiej energii, jak 22 października. Natomiast jest symbol i przypomnienie, że prawa kobiet są ważne”.

Dlaczego na wspomnianych protestach widzimy coraz mniej osób? Nowacka rozmowie na antenie Radia ZET odparła:

To, że na ulicach jest mniej osób, wynika z kilku przyczyn. Jest pandemia, poza tym policja zastrasza ludzi”.

Dalej dodała:

Część nie decyduje się na wychodzenie na ulice, bo mają sprawy sądowe, ale stosunek ludzi do władzy się nie zmieni”.

Czyżby zapomniała, że koronawirus w Polsce obecny jest od ponad roku?

dam/PAP,Radio ZET