„Jak kupię bochenek chleba, to go dzielę i zamrażam. Na tydzień wystarcza. Ale ceny rosną” – żali się w wywiadzie dla Newsweeka na rosnące ceny… Krystyna Janda.

W rozmowie z Tomaszem Lisem aktorka opowiedziała m.in. o kondycji moralnej polskiego społeczeństwa. Żaliła się, że stała się obiektem ataków w sieci po tym, jak bez kolejki zaszczepiła się przeciwko COVID-19. Z żalem odniosła się też do komentarzy, jakie pojawiły się po skandalicznym wpisie Barbary Kurdej-Szatan, która „mordercami” nazwała funkcjonariuszy strzegących polskiej granicy.

- „Perspektywy ciemnieją każdego dnia. Rośnie agresja i nienawiść. Stają jacyś bezczelni bez maseczek przed teatrem i drą się, że Janda to ku*wa i dzieli ludzi. A tacy jak oni zarazili moich przyjaciół, którzy umarli. (...) Proszę, żeby założyli maseczkę albo wyszli. Słyszę: jestem ozdrowieńcem, niech się pani ode mnie odczepi. Tłumaczę, że mnie to w ogóle nie obchodzi – po prostu się boję, bo pan mi cały czas chucha. Boję się zachorować i umrzeć”

- stwierdziła Janda.

- „Powiedziałam już to raz i zostałam wyśmiana, ale powtórzę: Boże, co mi jest? Dlaczego się budzę nieszczęśliwa? A to jest mi Polska! Boli. Jest jak choroba nieuleczalna. Dookoła jest niedobrze, w Polsce i na świecie, nie ja to zrobiłam, ale budzę się z niejasnym poczuciem winy. Wielu ludzi tak ma”

- pokreśliła.

Mówiła też o problemie inflacji, przyznają się do… głodówki.

- „Mało jem ostatnio. Ktoś mi wytłumaczył, że głodówka jest bardzo zdrowa, i miał rację. Nawet na poprawę nastroju. Jak kupię bochenek chleba, to go dzielę i zamrażam. Na tydzień wystarcza. Ale ceny rosną”

- wyznała.

- „Widzę starszego pana w sklepie, który ogląda drożdżówki i pyta, ile kosztuje ta, a ile tamta. Gdy mówię, że mu kupię, zgadza się. Patrzę na koszty stałe teatrów, na prognozy rachunków za prąd, na koszty pensji”

- dodała.

kak/Newsweek, Tysol.pl