Do modlitwy za innych wezwani są nie tylko osoby przez swoje wybranie i świętość życia bliskie Bogu, ale każdy chrześcijanin. Św. Paweł Apostoł pisze o wspólnych błaganiach za rządzących: Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością (1 Tym 2,1-2). Czy modlić się za innych mają tylko przełożeni w Kościele? Mają się wszyscy wspólnie modlić

Modlitwa Wstawiennicza

W Księdze Rodzaju (18,1-33) czytamy, że Bóg ukazał się Abrahamowi w postaci trzech ludzi i rozmawiał z nim między innymi na temat grzechów Sodomy i Gomory. Abraham prosił Boga, aby nie karał sprawiedliwych wespół z bezbożnymi. Gdyby w mieście znalazło się pięćdziesięciu sprawiedliwych, czy zniszczysz to miasto? – zapytał Abraham. Bóg odpowiedział, że gdyby w mieście było tylu sprawiedliwych, to je nie zniszczy. Ale Abraham prosił dalej: gdyby było czterdziestu pięciu, czterdziestu, trzydziestu, dwudziestu i wreszcie dziesięciu? Bóg za każdym razem przychylał się do jego prośby. Jednak nie było tam tylu sprawiedliwych. Modlitwa Abrahama jest przykładem modlitwy wstawienniczej. Wielki patriarcha ośmielony życzliwością Boga względem siebie prosi o łaskę dla innych. Wydarzenie to poucza nas o skutkach modlitwy za innych, a także jaką powinna być, mianowicie, że powinna być wytrwała.

Do modlitwy za innych wezwani są nie tylko osoby przez swoje wybranie i świętość życia bliskie Bogu, ale każdy chrześcijanin. Św. Paweł Apostoł pisze o wspólnych błaganiach za rządzących: Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością (1 Tym 2,1-2). Czy modlić się za innych mają tylko przełożeni w Kościele? Mają się wszyscy wspólnie modlić.

W liście do Kolosan św. Paweł Apostoł prosi wiernych, aby się za niego modlili: Trwajcie gorliwie na modlitwie, czuwając na niej wśród dziękczynienia. Módlcie się jednocześnie i za nas, aby Bóg otworzył nam podwoje [dla] słowa, dla wypowiedzenia tajemnicy – Chrystusa, za co też jestem do tej pory więźniem… (Kol 4,3). W modlitwie wstawienniczej wyraża się nasze powołanie jako ludu kapłańskiego. Przypomnę słowa św. Piotra z jego pierwszego listu: Wy jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem (1 P 2,9). Słowa te Apostoł wyjmuje z Księgi Wyjścia, gdzie odnoszą się do ludu wybranego Starego Przymierza. A co znaczyło być kapłanem w Starym Przymierzu? Znaczyło być pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. Każdy z nas staje się w jakimś sensie pośrednikiem między Bogiem a bratem lub siostrą, jeśli się za nich modli.

Za drugich modlimy się w każdym Ojcze nasz. Nie mówimy „Daj mi chleba mojego powszedniego”, lecz „Daj nam chleba naszego powszedniego” itd. Modlitwy za drugich uczy nas Jezus, chce, abyśmy się czuli jedno z bliźnimi. W każdej Mszy św. modlimy się za drugich: za papieża i hierarchię Kościoła, za wiernych, obecnych na Mszy św., za wszystkich wiernych żywych i umarłych. Kiedy dowiadujemy się o kłopotach naszych bliskich, o katastrofach, które dotknęły niekoniecznie bliskich nam, modlimy się za nich publicznie i prywatnie. Jest to zupełnie spontaniczny odruch, bowiem miłość bliźniego domaga się, aby „jeden drugiego brzemiona nosił”. W Odnowie w Duchu Świętym modlitwa wstawiennicza przybrała dawno nie używaną w Kościele, ale od początku znaną, formę modlitwy z nałożeniem ręki o uzdrowienie i uwolnienie od zła. O takiej modlitwie czytamy w Piśmie Świętym. Tak niekiedy uzdrawiał Jezus. Ewangelista Marek pisze o Jezusie: Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę (Mk 7,31-32). Jezus żegnając się z apostołami przed swoim wniebowstąpieniem zapowiedział, że tym, którzy w Niego uwierzą będzie towarzyszył między innymi taki znak: Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie (Mk 16,18).

W Dziejach Apostolskich czytamy, że Szaweł po widzeniu Jezusa na drodze do Damaszku, stracił wzrok. Odzyskał go po modlitwie wstawienniczej pewnego chrześcijanina Ananiasza, który do niego przyszedł z nakazu Chrystusa i położył na nim ręce (por. Dz 9,17). Nałożenie rąk w czasie modlitwy nie ma nic wspólnego z bioenergoterapią, nie jest przekazywaniem żadnej energii. Nie należy sądzić, że Bóg poprzez modlącego się przekazuje zdrowie jak poprzez jakiś kanał. Bóg wysłuchuje jego prośby, uzdrawia chorego swoja mocą i można powiedzie „bezpośrednio”. Nałożenie rąk jest znakiem wspólnoty, przyjaźni i znakiem wiary. Ten, który nakłada ręce i ten, który przyjmuje ten znak, wyznają w ten sposób wiarę, że Bóg może uzdrowić. Nałożenie ręki wzmacnia wiarę. Niekiedy poprzez ten gest chory otrzymuje jakby zapewnienie o uzdrowieniu: czuje w sobie przypływ ciepła albo coś na podobieństwo prądu elektrycznego.
Znak ten nie jest jednak konieczny. Jezus uzdrawiał również samym słowem i dzisiaj jesteśmy też świadkami uzdrowień, które mają miejsce w wyniku modlitwy w czasie Mszy św., modlitwy przed Najświętszym Sakramentem lub błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem.

Od czego zależy skuteczność modlitwy wstawienniczej o uzdrowienie?

1) Chory powinien pragnąć uzdrowienia. A czy może ktoś nie pragnąć uzdrowienia? Może. Jeżeli uważa, że Bóg chce, aby chorował, że tak musi być, że trzeba się zgadzać z wolą Boga. Choroba niewątpliwie dotyka nas za wiedzą Boga i niewątpliwie ma nam przynieść jakieś dobro duchowe, ale to dobro może się właśnie łączyć z uzdrowieniem, albo z cudownym uzdrowieniem. Jezus sam uzdrawiał, a zatem uzdrowienie uważał za dobro. Pewnego razu w synagodze, w której Jezus przemawiał, znajdował się człowiek z uschłą ręką. A był to szabat. Uważano, że w szabat nie wolno leczyć. Jezus wywołał chorego na środek i zwrócił się do wszystkich: Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić? (Mk 3,4). Nikt Mu nie odpowiedział. Wtedy Jezus z gniewem spojrzał na wszystkich i uzdrowił chorego. Nie uzdrowić tego chorego byłoby według Jezusa czymś złym.

2) Chory powinien być w duchowej jedności z Chrystusem, czyli być w stanie łaski uświęcającej, przyjąć Komunię św. (jeżeli to jest możliwe). Jeżeli jest potrzebna spowiedź św., to należy do niej przystąpić. Uzdrawia nie człowiek, kapłan czy animator wspólnoty, ale Jezus. Czy można spodziewać się, że Jezus nas wysłucha, jeżeli nie zależy nam na przyjaźni z Nim, jeżeli żyjemy w grzechu? Życie w stanie grzechu jest permanentnym odrzucaniem Jezusa. Nie można Jezusa odrzucać i prosić Go o pomoc. Chory powinien też przebaczyć winowajcom.

3) W czasie modlitwy wstawienniczej chory także powinien się modlić, powinien prosić o uzdrowienie z wiarą. Wiara jest bardzo ważnym warunkiem uzdrowienia. W Ewangelii Marka czytamy, że Jezus w swoim rodzinnym mieście Nazarecie niewiele mógł zdziałać ze względu na brak wiary Nazaretan w Jego posłannictwo: I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu (Mk 6,5-6). Wiara w pewnym sensie zmusza Jezusa do działania. Kiedy pewnego razu dwaj niewidomi dowiedzieli się, że drogą przechodzi Jezus, dołączyli się do tłumu i głośno, pełni wiary, wołali: Ulituj się nad nami, Synu Dawida! (Mt 9,27). Jezus odpowiedział na ich prośbę, mówiąc: Według wiary waszej niech się wam stanie! (Mt 9,29). Mocna wiara wyklucza niepewność.

Niektórzy w modlitwie o uzdrowienie dodają: „Jeżeli taka jest Twoja wola”. Nie musimy dodawać takiego zastrzeżenia. W każdym przypadku powinniśmy się zgadzać z wolą Boga, ale jeżeli pragniemy uzdrowienia, nie należy wątpić, że również Bóg tego pragnie. W czasie wyjścia Izraelitów z niewoli egipskiej Bóg zapewnił swój lud: Ja, Pan, chcę być twym lekarzem (Wj 15,26). My jesteśmy też ludem Pana. Bóg chce być naszym lekarzem. Wola Boga w tym wypadku bardzo wyraźnie objawiła się w działalności Jezusa. Św. Piotr mógł w domu poganina Korneliusza tak scharakteryzować Jezusa: Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego, że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła (Dz 10,38).

Jakie są warunki ze strony modlącego się? Mam na myśli osoby, które są we wspólnocie modlitewnej i podejmują modlitwę wstawienniczą z nałożeniem rąk. Warunkiem wstępnym takiej modlitwy jest zgoda pasterza wspólnoty. W pewnych bowiem przypadkach modlitwa z nałożeniem rąk może zaszkodzić osobie chorej, mianowicie wówczas, kiedy przechodzi silne walki duchowe (np. w związku z praktykami okultystycznymi w przeszłości), a osoba modląca się sama jest zniewolona przez jakieś zło – niezależnie od tego, czy o tym wie, czy nie.

1) Przed modlitwą wstawienniczą osoby modlące się powinny prosić Boga, aby uczynił ich swoimi dobrymi narzędziami.
2) Po spotkaniu z osobą chorą należy modlić się o rozeznanie: co jest przyczyną choroby i jaki jest plan Boży względem danej osoby.
3) Należy zorientować się, jaki jest stan ducha chorego: czy jest to człowiek wierzący i praktykujący, czy nie potrzebuje umocnienia we wierze, czy jest gotowy przyjąć Jezusa jako Pana, czy nie ma problemu nieprzebaczenia.
4) Modlitwa z nałożeniem rąk jest modlitwą spontaniczną. Możemy modlić się do Ojca za pośrednictwem Jezusa; por. J 15,16 „Aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje”. Możemy także modlić się do Jezusa; por. „A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię” (J 14,13).
5) Również w przypadku modlącego się dużą rolę odgrywa wiara. Powinien on mocno wierzyć Jezusowi, który powiedział: Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11,24). Wiara modlącego się może „uzupełnić” wiarę chorego, w każdym bądź razie staje się dla chorego zbawienna. Jezus nie tylko patrzy na wiarę chorego, ale także na wiarę tych, którzy się za niego modlą. Przypomnijmy sobie uzdrowienie paralityka, którego przyniosło do Jezusa czterech jego przyjaciół i spuściło go na noszach przez rozebrany dach. Jezus uzdrowił go „widząc ich wiarę” (Mt 9,1nn).
Czy należy do chorego odzywać się w trybie rozkazującym, np. wstań, chodź? Można wydawać takie rozkazy, ale wówczas, kiedy modlący się posiada charyzmat uzdrawiania i rozeznaje w Duchu Świętym, że Bóg dokonuje uzdrowienia. Modlący się o uzdrowienie nie powinien obawiać się, czy Bóg rzeczywiście uzdrowi chorego. Naszym zadaniem jest się modlić – do tego wzywa nas Pan – uzdrowienie jest darem Boga i od Niego zależy.

Uzdrowieniu niekiedy towarzyszy znak. Dnia 25 kwietnia 1959 roku O. Pio ciężko zachorował. Lekarze stwierdzili, że jest to złośliwy nowotwór płuc i dali Ojcu Pio tylko parę miesięcy życia. Jego stan pogarszał się dosłownie w oczach. W tym czasie przybył do Włoch jezuita o. Mario Mason z pielgrzymującą figurą Matki Boskiej Fatimskiej. Dnia 5 sierpnia przybył do San Giovanni Rotundo i w południe tego dnia zaniesiona Ojca Pio do kościoła, aby mógł się przed tą figurą pomodlić. O godz. czternastej Figura helikopterem odleciała z miasta. Ale o. Mason zawrócił z drogi i kazał zatrzymać się nad celą ojca Pio. Kiedy usłyszał on warkot helikoptera zaczął się modlić: „Przenajświętsza Matko, kiedy przybyłaś do Włoch, wysłałaś mnie do łóżka, a teraz odjeżdżasz i zostawiasz mnie w tym stanie?” Po tych słowach całym jego ciałem wstrząsnęły silne dreszcze. Wszyscy obecni przy nim pomyśleli, że już umiera, ale on poczuł się lepiej i lekarze stwierdzili całkowite wyzdrowienie.[por. Renzo Allgri, Cuda Ojca Pio, Kraków 2003. str. 41-42]. Silne dreszcze były znakiem wyzdrowienia.

Braku uzdrowienia nie można przypisywać słabej wiary chorego.
Trzeba się zgodzić z tym, że choroba i cierpienie w ogóle - nie są w świetle Słowa Bożego czymś bezsensownym. Jezus przyjął cierpienie jako drogę zbawienia człowieka. I Jezus poucza nas: Kto chce iść za Mną niech się zaprze siebie samego, niech weźmie krzyż swój i Mnie naśladuje (..) Choroba i cierpienie mogą być potrzebne. Ileż to ludzi w cierpieniu odnajduje Boga! Ile ludzi w chorobie zaczyna rozumieć, co jest naprawdę ważne! Choroba w wielu przypadkach staje się danym przez Boga ostrzeżeniem: człowieku, zastanów się nad sobą, bo stracisz jedno życie – to na ziemi, i drugie – to wieczne.
Cierpienie może być też formą oczyszczenia. W przypowieści o uczcie królewskiej, Jezus mówi, że wśród tych, którzy weszli na ucztę, znalazł się człowiek nie mający szaty godowej. I został z uczty usunięty. Wiemy, co oznacza uczta w tej przypowieści. Oznacza królestwo zbawionych, dom Ojca. Nikt nie będzie mógł stanąć przed Bogiem brudny duchowo. Stąd potrzeba duchowego oczyszczenia. Chyba takim duchowym oczyszczeniem była długoletnia choroba człowieka, którego Jezus uzdrowił przy sadzawce Betesda w Jerozolimie. Kiedy go bowiem spotkał po raz drugi, już zdrowego, powiedział mu: Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło (J 5,14). Choroba i cierpienie mogą być też łaską, uczestnictwem w krzyżu Jezusa. W takim jednak przypadku Bóg obdarza cierpiącego człowieka szczególną mocą i nadzwyczajnymi darami, tak iż doświadczenie, które go dotyka, nie odbiera mu ani spokoju ducha ani nawet radości. Apostołowie Piotr i Jan zostali przez Sanhedryn skazani na biczowanie za głoszenie Jezusa jako Mesjasza. Kiedy po otrzymaniu ciężkiej i niezasłużonej kary odchodzili sprzed Sanhedrynu cieszyli się, że mogli coś wycierpieć dla Jezusa. Oto, co pisze św. Paweł Apostoł o swoich cierpieniach: Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (Kol 1,24).

Dlatego nie zawsze wolą Boga może być uzdrowienie konkretnej osoby. Trzeba się liczyć z Bożą pedagogią, która zresztą zawsze ma na celu dobro człowieka i wypływa z Bożej miłości i mądrości. Jeżeli modlitwa o uzdrowienie nie przynosi owocu, czy to znaczy, że ten człowiek musi cierpieć. Oczywiście, że nie. Nie wolno cierpienia danej osoby brać jako znaku Bożego przekleństwa, ani też nie wolno zakładać, że Bóg nie chce go uzdrowić. W Bożym planie może być potrzebna choroba i uzdrowienie. Może być tak, że według Bożego planu na uzdrowienie nie przyszedł jeszcze czas. Pozytywne owoce modlitwy mogą się objawić niekoniecznie w nagłym wyzdrowieniu, ale np. w odrzuceniu grzechu, szczerym nawróceniu się, postępie na drodze osobistej modlitwy, pogłębieniu wiary itd. Nie zdrowie jest najważniejsze według Jezusa. Najważniejsze jest posiadanie życia Bożego. W Ewangelii Mateusza czytamy takie ostrzeżenie Jezusa: Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny (Mt 18,8).

Uzdrowienie może być zaplanowane przez Boga jako proces. Dlatego nie należy się zniechęcać jego opóźnianiem, i nie należy sądzić, że Bóg nie pragnie uzdrowienia danej osoby, ponieważ nie czyni tego od razu. Przypomnijmy sobie opowiedzianą wcześniej historię o ojcu Pio. Modlił się przed figurą Maryi w kościele – i nie został uzdrowiony. Został uzdrowiony dwie godziny później, kiedy helikopter z figurą Maryi zatrzymał się nad jego celą. Pamiętam historię pewnego uzdrowienia opowiedzianą prze wielkiego charyzmatyka Ojca Tardiffa. Modlił się w pewnej wspólnocie o uzdrowienie i został uzdrowiony pewien policjant z choroby – jeśli się nie mylę - wątroby. Po jakimś czasie znowuż modlił się o uzdrowienia w tej samej wspólnocie i znowuż został uzdrowiony ten sam policjant, ale z innej choroby. Wszyscy dziwili się, dlaczego ten sam człowiek, i dlaczego nie został uzdrowiony od razu. O. Tardiff nie umiał odpowiedzieć.
Siostra Briege McKenna opowiada w swojej książce „Abyście wierzyli” (Warszawa 1997, str. 70-72) niezwykłą historię uzdrowienia pewnego chłopca o imieniu Dawid. Rodzice chłopca prosili siostrę o modlitwę nad Dawidem, ponieważ lekarze odkryli, że ma guz w mózgu. Według nich pozostało mu tylko siedem miesięcy życia. Siostra zachęciła ich, aby cała rodzina – a mieli sześcioro dzieci – modliła się codziennie za chorego. I rzeczywiście cała rodzina modliła się za niego codziennie po kolacji kładąc na niego ręce. Niestety, guz się powiększał. Mijały miesiące, a sytuacja się nie poprawiała. Ojciec zniechęcił się, myślał, że syn wróci szybko do zdrowia. Ale ku zdumieniu lekarzy Dawid nie utracił wzroku. Minęło siedem miesięcy i nie doszło do kryzysu. Modlono się dalej. Wreszcie lekarze stwierdzili, że guz się zmniejsza. Wreszcie chyba po dwóch latach Dawid całkowicie wyzdrowiał. Ojciec Dawida w rozmowie z siostrą Briege te dwa lata nazwał wspaniałą szkołą modlitwy, bardzo potrzebną całej rodzinie. Gdyby chłopiec został od razu uzdrowiony, ani jego rodzice, ani rodzeństwo nie zostaliby przemienieni. Teraz wspólna codzienna modlitwa jest „częścią ich życia”. I oczywiście źródłem duchowej radości i mocy.

Pan Jezus nie w każdym przypadku uzdrawiał od razu. W Ewangelii Marka w rozdziale ósmym czytamy, że kiedy Jezus przebywał w Betsaidzie, przyprowadzono do Niego niewidomego. Jezus wyprowadził go za wieś, dotknął jego oczu śliną, położył na niego ręce i zapytał, czy coś widzi. Niewidomy odpowiedział, że widzi chodzących ludzi, ale jakby drzewa, to znaczy niewyraźnie. Wtedy Jezus ponownie dotknął jego oczu i niewidomy odzyskał wzrok. Czy Jezus musiał uzdrawiać go etapami? Uzdrowienie rozłożone w czasie – siostra Briege nazywa je „postępującym” – ma na celu prawdopodobnie jakieś dobro duszy: może umocnienie na drodze nawrócenia, większe otwarcie się na świat ducha… Bóg zawsze pragnie uzdrowienia zarówno ciała jak i duszy. Uzdrowienie, które nie przynosi owoców duchowych, jest podejrzane. Od kogo pochodzi? Czy jest prawdziwym uzdrowieniem?

Zadaniem ludu kapłańskiego jest – jak pisze św. Piotr – głoszenie dzieł potęgi Boga (por. 1 P 2,9). Dziełem potęgi Boga jest wysłuchana modlitwa, uzdrowienie, wybawienie z niebezpieczeństwa. Dlatego faktu uzdrowienia nie należy utajniać, ale dawać o nim świadectwo. Psalmista z natchnienia Bożego mówi:
Dusza moja będzie się chlubiła w Panu,
niech słyszą pokorni i niech się weselą!
Uwielbiajcie ze mną Pana,
imię Jego wspólnie wywyższajmy!
Szukałem Pana, a On mnie wysłuchał
i uwolnił od wszelkiej trwogi (Ps 34,3-5).
Niektórzy boja się mówić o własnym cudownym uzdrowieniu, aby nie posądzić ich o samochwalstwo. Otóż, trzeba to mocno podkreślić: dawanie świadectwa o tym, że Pan jest z nami, że odpowiada na nasze modlitwy, nie jest samochwalstwem, ale jest obowiązkiem wobec Boga i Kościoła. Świadectwo jest oddaniem chwały Bogu i zbudowaniem Kościoła. Do czego wzywa wyżej cytowany psalmista mówiąc, że Pan go wysłuchał? Wzywa do uwielbiania Pana. Taki jest cel świadectwa. Niektórzy boją się dawać świadectwo o uzdrowieniu, ponieważ nie są pewni, czy choroba nie wróci. Taka bojaźń świadczy o małej wierze. Jeżeli Bóg kogoś uzdrawia, to nie tylko na jakiś czas, nie na chwilową pociechę. Bóg bynajmniej, nie chce nas zwodzić, jest wierny swojemu słowu i swoim decyzjom. Oczywiście, nie można mówić o uzdrowieniu tylko w oparciu o jakieś chwilowe odczucia. Czy wiecie, że Pan Jezus po wypędzeniu złego ducha z opętanego w kraju Gergezeńczyków nakazał mu o tym rozpowiadać? Oto, co pisze św. Łukasz: Człowiek, z którego wyszły złe duchy, prosił Go, żeby mógł zostać przy Nim. Lecz [Jezus] odprawił go ze słowami: <<Wracaj do domu i opowiadaj wszystko, co Bóg uczynił z tobą>>. Poszedł więc i głosił po całym mieście wszystko, co Jezus mu uczynił (Łk 8,38-39).

ks. dr hab. Andrzej Kowalczyk

http://www.marana-tha.pl/index.php?go=czytelnia/wykl_wstawiennicza