„Jestem św. Andrzej Bobola, zacznijcie mnie czcić w Strachocinie” – usłyszał od ukazującej się tu od wielu lat tajemniczej postaci, młody kapłan, rozpoczynający duszpasterską posługę w tej podkarpackiej miejscowości, w której 430 lat temu urodził się ów święty męczennik, Andrzej Bobola.

„Miałem cztery lata kapłaństwa i myślałem, że jadę tam na kilka tygodni. Będę posługiwał w dwóch kościołach, jakie tam są i uczył w szkole. Nigdy nie przypuszczałem, że może mnie spotkać coś takiego” - wspomina ks. Józef Niżnik. Młody kapłan już pierwszej nocy w Strachocinie ujrzał brodatą postać za oknem. Był przekonany, że to napad na plebanię, dlatego przez pierwszy okres swojego pobytu na niej albo starał się spać przy zapalonym świetle, albo w ogóle nocował poza tym miejscem.

Tajemnicze odwiedziny jednak nie ustawały i powtarzały się niemal regularnie nocną porą o godz. 2.10. Co więcej, ks. Niżnik dowiedział się, że postać ta ukazuje się na tym miejscu już od 1938 roku, kiedy to do Polski w sposób uroczysty przewieziona została trumna św. Andrzeja Boboli.

„To nie był sen. Wszystko działo się na jawie, a mnie ogarniał strach. Zawsze przychodził w nocy o godz. 2.10. Musiały minąć cztery lata, bym zebrał się na odwagę i zapytał „kim jesteś i jak ci pomóc?”. Jakież było moje zaskoczenie, gdy usłyszałem „Jestem św. Andrzej Bobola, zacznijcie mnie czcić w Strachocinie”. To było niesamowite odkrycie. Tyle cierpień i lęku moich poprzedników i mnie samego, żeby to odkryć. Był 16 maja 1987 roku” – wspomina ks. Niżnik, któremu dokładnie w 330 rocznicę swej męczeńskiej śmierci przedstawił się św. Andrzej Bobola.

Jezuici przekazali parafii w Strachocinie relikwie św. Andrzeja Boboli i ten sposób jezuicki misjonarz zaczął wreszcie odbierać kult w miejscu swego urodzenia. „Jestem świadkiem, jak w ciągu 30 lat wszystko się zmieniło w tej Strachocinie. Mamy ponad 1000 świadectw ludzi, którzy wyprosili sobie naprawdę wielkie łaski” - podkreśla kapłan.

„Od pewnego czasu, wielu ludzi przyjeżdża modlić się za Polskę. Przyjeżdżają też politycy, ja nikogo nie popieram i nie oceniam, ale wszystkim mówię, że z władzy jaką mają, przyjdzie się im rozliczyć przed Bogiem” - podkreśla ks. Józef Niżnik.

 

ren/wiara.pl