Słowa Olgi Tokarczuk niejednokrotnie szokują. Jak się okazuje, na początku tego roku, jeszcze zanim została laureatką literackiej Nagrody Nobla, w znamienny sposób mówiła na temat religii, która jej niezwykle mocno przeszkadza.

W rozmowie z Onetem stwierdziła:

Kiedy się przyglądamy światu, dzisiejszemu, współczesnemu, to widać wyraźnie, że tam, gdzie religia się miesza do życia ludzi, tam rodzi najwięcej bólu, cierpienia, wykluczenia. W gruncie rzeczy można powiedzieć, że człowiek powinien coś zrobić z tą swoją potrzebą”.

Dalej dodała, że tak jak człowiekowi udało się poskromić nasze instynkty, tak też „[…] może trzeba by było poskromić też tę potrzebę religijną”.

Powiedziała też:

Żadna z religii istniejących na świecie nie radzi sobie z nowym porządkiem. Żadna z tych religii nie może być traktowana jako rodzaj recepty na przyszłość człowieka”.

Jaką receptę ma polska pisarka? Oto, co proponuje:

Wyjście wydaje się tylko jedno: sprywatyzować religię, sprawić aby stała się intymnym przeżyciem bliskości, z czymś, co każdy musi sobie zdefiniować na nowo. Musimy mówić o religijności, tak jak mówimy o seksie”.

Wypowiedź Tokarczuk przypomniał na swoim twitterze radny PiS Dariusz Matecki, celnie zauważając:

<<Tam gdzie religia miesza się do życia ludzi rodzi najwięcej bólu i cierpienia>> - nasza Noblistka.

W XX wieku kraje t.j. ZSRR, ChRL, Korea Północna, Kambodża, Kuba, to kraje, które wprowadziły przymusowy ateizm państwowy. Kraje barbarzyńskie.”

dam/twitter,Onet