Jak pisze „Super Express”, zgodnie z jedną z teorii co najmniej jeden z synów Ryszarda Kuklińskiego, Bogdan, żyje i ukrywa się. CIA miała w ramach programu ochrony świadków sfingować jego śmierć.

Ryszard Kukliński to polski bohater narodowy, którego działalność wywiadowcza oraz współpraca ze służbami amerykańskimi najprawdopodobniej zapobiegły III wojnie światowej.

Jako oficer służb PRL Kukliński miał dostęp do tajnych planów wojskowych. Brał też udział w tzw. grze wojennej na północy PRL w 1965 roku, podczas której „marszałek Andriej Grieczko pokazał grupie najwyższych rangą oficerów LWP mobilne wyrzutnie rakiet z głowicami jądrowymi” – czytamy na portalu prawy.pl.

Kukliński w roku 1974 poznał projekt „Albatros”. Był to tajny plan budowy trzech schronów przeciwatomowych przeznaczonych dla przedstawicieli dowództwa wojsk Układu Warszawskiego, które miały być wykorzystane w przypadku konfliktu atomowego.

W nocy z 7 na 8 listopada 1981, a więc na miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego, Kukliński wraz z rodziną zostali ewakuowani z Polski przez oficera CIA.

Ponieważ służby specjalne szpiegów nie pozostawiają bezkarnymi, a nawet – jak w przypadku rumuńskiego dysydenta generała Iona Pacepy – wyznaczają ogromne sumy pieniędzy za ich zgładzenie. Można śmiało powiedzieć, że nasz gen. Kukliński był także jednym z najlepszych szpiegów tamtych czasów i został zaliczony do podobnie niebezpiecznych dla reżimu komunistycznego ludzi.

Synowie Kuklińskiego - Bogdan i Waldemar - według oficjalnych wersji zginęli w rocznym odstępie czasu. Bogdan Kukliński w grudniu 1993 roku miał zginąć w trakcie wyprawy jachtem, a Waldemar Kukliński – potrącony, a następnie przejechany przez samochód w pobliżu kampusu uniwersytetu Tampa.

W maju 2009 roku Tygodnik „Wprost” opublikował materiał, gdzie powołując się na anonimowe amerykańskie źródła, stwierdzano że młodszy syn Ryszarda Kuklińskiego, Bogdan, nie zginął.

Według oficjalnej wersji Bogdan Kukliński zaginął w sylwestrową noc 1993 roku, kiedy razem z kolegą wypłynął w rejs u wybrzeży Florydy. Oficjalnie podano, że jacht został przewrócony przez falę, mężczyźni utonęli, a ich zwłok nie odnaleziono. Tyle tylko, że w tym czasie morze było zupełnie spokojne. Ponadto na pokładzie jachtu, na stole, ratownicy znaleźli puste szklanki i kieliszki. Niemożliwe, aby fala morska, która potrąciła dwóch dorosłych mężczyzn, nie zniszczyła naczyń. Co ciekawe: mężczyzna, który tej nocy towarzyszył Kuklińskiemu, oficjalnie zmarł 10 lat wcześniej – podaje „Wprost”.

Uczestnicy „utonięcia” mieli się bowiem przesiąść na inny jacht – pisze dalej „Wprost”, a „1 stycznia 1994 roku, Bogdan Kukliński zszedł na ląd i zaczął życie z nową tożsamością”. Oznaczałoby to, że Bogdan Kukliński miałby dziś 63 lata.

Za to, co zrobiłem, zapłaciłem najwyższą cenę, jaką może zapłacić człowiek – powiedział Ryszard Kukliński odnosząc się do śmierci swoich synów. – Nie tylko strata moich synów, ale także niesprawiedliwość i krzywdzące oceny w moim kraju [był posądzany o zdradę Polski – red.] bolą mnie bardzo, ale nigdy nie miałem wątpliwości, że dobrze wybrałem. A jeśli miałbym żyć drugi raz, zrobiłbym to samo. Wszystko, co w życiu zrobiłem, robiłem z myślą o Polsce – wyjaśniał gen. Kukliński.

Odnosząc się do możliwej jednak śmierci obu synów polskiego bohatera, prof. Antoni Dudek uważa, że musiałaby to być zemsta służb rosyjskich, ale – jak dodaje – na odtajnienie dokumentów rosyjskich raczej nie mamy co liczyć.


mp/ wprost.pl / se.pl / prawy.pl