Niemiecka prasa komentuje porozumienie zawarte pomiędzy Niemcami i USA regulujące kwestię powstania gazociągu Nord Stream 2.

Zgodnie z zawartym wczoraj porozumieniem Stany Zjednoczone wycofają się z sankcji wobec inwestycji, w zamian za co Niemcy zainwestują w ukraińską energetykę.

O tym, że Nord Stream 2 z pozoru wydaje się być sukcesem Berlina, w rzeczywistości jednak szkodzi Niemcom, możemy przeczytać we Frankfurter Allgemeine Zeitung.

"Nawet w świetle porozumienia między Niemcami a Stanami Zjednoczonymi w sprawie Nord Stream 2, nic nie zmienia opinii wielu, że projekt ten jest przykładem niemieckiego neomerkantylizmu. Co gorsza - to przykład niemieckiego unilateralizmu, który w niewielkim stopniu uwzględnia zastrzeżenia i obawy bliskich partnerów.

Tak, kanclerz zgodziła się na amerykański postulat nałożenia sankcji na Rosję w przypadku nasilenia przez Moskwę agresywnej polityki wobec Ukrainy. Zgodziła się zainwestować w ukraiński sektor energetyczny i zmodernizować go. Co więcej, Ukraina ma pozostać krajem tranzytowym dla rosyjskiego gazu po 2024 roku." - czytamy w gazecie.

Frankfurter Allgemeine Zeitung podkreśla oczywisty skądinąd fakt, że Nord Stream 2 to projekt ekonomiczny i polityczny. Mianem "niechlubnego rozdziału" określono fakt, że w jego powstanie zaangażowany był były kanclerz Niemiec Gerhard Schroder.

"Nie zmienia to jednak faktu, że Nord Stream 2 jest geopolitycznym instrumentem w repertuarze Kremla, pomaga finansować jego działania w kraju i za granicą - i jeszcze bardziej uzależnia Niemcy. Nigdy nie był to projekt czysto ekonomiczny, jak się często twierdzi. To była i jest bajka. Fakt, że były kanclerz Niemiec odgrywa w tej sprawie znaczącą rolę, stanowi rozdział sam w sobie, i to rozdział niechlubny" - czytamy w gazecie.

Według Suddeutsche Zeitung porozumienie USA-Niemcy to "miekki kompromis". Również ta gazeta podkreśla polityczny charakter gazociągu.

"Zwolennicy gazociągu Nord Stream 2 zadali sobie wiele trudu, aby bagatelizować ten projekt i sprowadzać go do kwestii czysto ekonomicznych. Fakt, że rządy USA i Niemiec po trudnych negocjacjach musiały osiągnąć kompromis na wysokim szczeblu, aby rozładować potężny konflikt wokół bałtyckiej rury, dowodzi czegoś innego. Z geopolitycznego punktu widzenia gazociąg jest szkodliwy. Umowa niemiecko-amerykańska służy ograniczeniu tych szkód.

Wynikają one z faktu, że gazociąg nie jest bynajmniej przeznaczony wyłącznie do sprowadzania gazu ziemnego z Rosji do Niemiec. Ten nowy, drugi już system rurociągów przez Morze Bałtyckie ma przede wszystkim ominąć Ukrainę. Po zakończeniu budowy Nord Stream 2 z punktu widzenia Rosji nie ma już potrzeby transportowania gazu starym rurociągiem przez sąsiedni kraj na Zachód. Prezydent Władimir Putin dał już do zrozumienia, że jest to raczej przysługa, która zależy od dobrego zachowania Ukrainy. Taka jest twarda rzeczywistość. Celem zobowiązań podjętych obecnie przez rząd niemiecki jest jej lekkie złagodzenie. (...) Gazociąg nadal wywołuje na Ukrainie zrozumiałe obawy" - pisze Suddeutsche Zeitung.

Mianem "pożegnalnego prezentu od Merkel dla Putina" określa gazociąg pismo Die Welt. Mówi także o tym, że Polska i kraje bałtyckie zostały w tej sprawie "zwiedzione".

"Kanclerstwo Angeli Merkel kończy się prezentem pożegnalnym. Nie dla niej, ale od niej: prezent dla Władimira Putina. Rosyjski prezydent jest beneficjentem kompromisu, jaki Angela Merkel zawarła z prezydentem USA Joe Bidenem w sprawie bałtyckiego gazociągu Nord Stream 2. Merkel - w przeciwieństwie do swojego poprzednika i innych europejskich polityków - nie będzie czerpać korzyści finansowych ze swoich dobrych kontaktów z Kremlem po zakończeniu kadencji. To nie jest jej styl i nie jest jej charakter.

Tym bardziej irytujący jest ten być może ostatni ważny akcent polityczny, który stawia. Pod względem warsztatowym to zręczny ruch. Merkel wykorzystała trudną sytuację nowego amerykańskiego prezydenta. Biden potrzebuje Niemiec do swojego "sojuszu demokracji" przeciwko Chinom, nowej autorytarnej potędze świata." - ocenia Die Welt.

"Obserwatorzy po obu stronach Atlantyku od miesięcy zastanawiali się, dlaczego Merkel tak długo zwlekała z poparciem dla kursu Bidena - co zakrawało na kpinę ze wszystkich niemieckich uroczystych przemówień o polityce zagranicznej zorientowanej na wartości. Prawdopodobnie chciała zbudować masę przetargową. Chiny są ważniejsze od Rosji, nie tylko dla Bidena.

Kanclerz nie przystała nawet na tzw. klauzulę "kill-switch". Według niej Berlin mógłby wyłączyć gazociąg, gdyby Kreml szantażował kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Putin zasugerował zaledwie kilka miesięcy temu, że właśnie do tego dąży. Ukraina, nad której głową toczyły się negocjacje, została zwiedziona. Zwiedziona została Polska i demokracje bałtyckie, które jeszcze długo będą przypominać Niemcom w Brukseli i w innych miejscach o tym układzie" - czytamy w Die Welt.

jkg/deutsche welle