"Frankfurter Allgemeine Zeitung" szczerze przyznaje, "że środowisko, z którym Berlin współpracował intensywnie od 2007 roku, "pogrążone jest w kryzysie". Niemniej zwycięstwo Dudy "nie ułatwia życia Niemcom i ich kanclerz Angeli Merkel".

Jednak publicysta "FAZ" Schuller stara się rozwiać obawy swoich rodaków przed powrotem "upiorów" z lat 2005-2007, gdy prezydentem Polski był Lech Kaczyński, a premierem jego brat Jarosław. Przypomina, że polscy "narodowi konserwatyści", jak określa partię Prawo i Sprawiedliwość, odrzucili już 10 lat temu "tendencje antysemickie, homofobię i straszenie Niemcami", a w roku 2007 nie kto inny jak Kaczyński podpisał wraz z Merkel Traktat Lizboński.

"Zwycięstwo narodowych konserwatystów w wyborach prezydenckich należy uznać za szansę" - pisze Schuller. Duda - jak podkreśla - przedstawił w kampanii wyborczej program "umiarkowanie eurosceptyczny", jednak zawsze akceptował Unię Europejską. "Po antyniemieckich wyzwiskach, które były dawnym znakiem jakości jego partii, nie pozostało ani śladu" - stwierdza publicysta, dodając, że sukces Dudy może oznaczać początek procesu "dekaczyzacji" polskiej prawicy.

Powrót partii Kaczyńskiego nie musi oznaczać, że kolejny kraj UE "włączył nacjonalistyczny wsteczny bieg". Jest nadzieja, że to zwycięstwo nie spowoduje, że Europa stanie się bardziej nacjonalistyczna, lecz że nacjonalizm Kaczyńskiego stanie się bardziej europejski - pisze Schuller. Komentator apeluje do rządu w Berlinie, aby spróbował wyjść Dudzie naprzeciw. "Wspólnych interesów jest wystarczająco dużo. Warszawa patrzy z takim samym niepokojem na Rosję jak Berlin" - konkluduje publicysta "FAZ".

mm/Za: www.onet.pl