Godziny, dni, tygodnie – rozkład:

 

Godzina 6.00 – do przedszkola wnoszone są jeszcze śpiące dwulatki, a wiele z nich ma zapiętę pampersy, część smoczki. Rodzice z bólem serca zostawiają dzieci przerażonym przedszkolankom i ich pomocom.

Godzina 6.30 - 7.00 – trwa zmiana pampersów, których nie ma jak utylizować. W grupie 20 przedszkolaków co drugi musiał zaliczyć taką wymianę, a ci, którzy nie musieli siedzieli potulnie lub z cichym płaczem na dywanie zajmując rączki kretyńskim, chińskimi zabawkami, które nie są w stanie wynagrodzić obecności mamy czy ukochanej babci.

Godzina 7.30 – śniadanie. Większość dzieci nie radzi sobie ze sztućcami, z których spadają kęsy jajecznicy czy cienko pokrojonej wędliny. Płaczą. Heroiczne opiekunki (2 na 20) dwoją się i troją, aby dzieci jakoś nasycić. Właśnie jakiś maluszek zwymiotował twarożek, inny zapełnił pampersa, a jeszcze inny próbuje jeść jajecznicę palcami. Większość z przedszkolaków nie widzi żadnego sposobu zjedzenia śniadania i z frustracją rezygnuje. Panie mają tylko po dwie ręce. Do rozkładania posiłków, do sprzątania, do zmiany pampersów, karmienia nieporadnych, wycierania rozlanej herbatki słodkiej i zażegnywania konfliktów.

Godzina 8.00 – zabawy. Większość z dzieci nie rozumie wydawanych im wskazówek i poleceń. Mają zbyt mały zasób słów i doświadczeń rówieśniczych, a zatem nie rozumieją reguł gry czy zabawy i reagują bezsilnym płaczem głośno krzycząc chcę do mamy!”. Nic z tego, do 15.00 muszą tu przesiedzieć.

12.00 – obiad. Sytuacja jeszcze gorsza niż przy śniadaniu. Dania są gorące, frustracja wychowawczyń sięga zenitu i pomału przekształca się w zawodową depresję. Ale to nic, trzeba dotrwać do końca. Dyrekcja – oczywiście - na posiedzeniu na zewnątrz przedszkola.

Około 14.00 - płacz dzieci staje się stłumiony i bezgłośny. Nawet one widzą, że to nie ma sensu. Ulegają dziecięcej frustracji, która nieco ustąpi gdy przyjdzie mama czy babcia i wyzwoli dziecko z szumilasowego udręczenia. Nauczyciele nie są w lepszej sytuacji. Widzą, że wykonują pracę pozbawioną cienia sensu, że zostały zaangażowane w oficjalnie zadekretowaną krzywdę dzieci. Część się pewnie zwolni i pójdzie obsługiwać kasę w hipermarkecie, a część zostanie, bo nie ma dokąd pójść.

16.00 – w domu normalne życie. Dom to zielona wyspa. Rodzice, babcia starsze rodzeństwo, ukochany miś. Dziecko się nienaturalnie tuli do każdego z nich. W końcu przed snem, cicho chwyta mamę za szyję i całując w policzek pyta bezradnym szeptem „jutro też pójdę do tego przedszkola?”. Milknie i połyka suche łzy. Bo wie, że dorośli wiedzą lepiej.

Po dwóch tygodniach lekarz rodzinny nie jest w stanie wyjaśnić budzenia się dziecka z krzykiem w środku nocy i nietrzymania moczu. Tak samo psycholog rozkłada ręce skąd u takiego dziecka tyle agresji.

Po roku - premier oficjalnie ogłasza, że mimo obaw i protestów określonych opcji politycznych eksperyment z dwulatkami trzeba uznać za wspaniały sukces polskiej edukacji, że dopiero teraz rodzice docenią w pełnym wymiarze dobrodziejstwo publicznej edukacji. Minister Szumilas dostanie Order Orła Białego, a jej portret będzie wisiał obok Korczaka, Kołłątaja czy Konarskiego i Łopuszańskiego. PO w sondażach osiągnie 123 %, poparcia co da mu hegemonię na następne 100 lat i nowe inspirację do tworzenia przedszkoli prenatalnych. Może z czasem pojawią się bardzo drogie i skierowane dla najbogatszych przedszkola dla dwulatków, w których każe dziecię będzie miało indywidualnego opiekuna. Ale obok nich powstaną przedszkola zakładane przez homoseksualistów, „humanistyczne”, koniecznie „ciepłe”, może niezbyt wyposażone i tanie jak barszcz, ale oparte na bezpośrednim życiodajnym dotyku maluszka, myciu mu zafajdanej pupki pod kranem, delikatnych głasków okraszonych nieco zniewieściałą leksyką i fleksją.

Po dwóch latach - będziemy już mieli wszystko pozamiatane.

Ta, nieco futuroliczna wizja nie dotyczy żłobków, lecz jest wpisana w OBECNĄ STRUKTURĘ i dydaktykę przedszkola. DOTYCZY GRUPY DALEKO MŁODSZEJ, SAKAZANEJ JUŻ NIE NA OPIEKUŃCZOŚĆ ŻŁOBKOWĄ LECZ SWOISTY REŻIM PRZEDZSZKOLNY. Rożnica pomiędzy poddanym rygorom przedszkola dziecka dwuletniego jest zasadnicza.Dla dziecka dwuletniego jeden rok to połowa jego życia (wiedzy, rozwoju, doświadczeń, zachowań społecznych.")To tak jakby czterdziestolstka  umieścić w warunkach stworzonych dla osimdziesicioletnich starców. Po prosytu muiałby się w myśl społecznej idei postarzeć dwukrotnie. Zatem raz jeszcze - nie piszę o źłobkach mających swoje doświadczenia i kadrę, lecz o przedszkolach, które dekretem rządowym mają wchłonąć dzieci ze żłobków. I  tu wieje zimną grozą. I tego dotyczy moja wizja.

 

Aleksander Nalaskowski

oprac. JW