Prezydent Turcji buduje swoją mocną samodzielną pozycję w konflikcie syryjskim. Pierwsza faza operacji Krynica Pokoju zakończyła się powodzeniem, a Ankara nie ucierpi ze strony USA. W zamian Turcja zgodziła się na pięciodniowy rozejm. Kończy się on akurat w dniu spotkania Recepa Tayyipa Erdogana z Władimirem Putinem. Dalszy rozwój sytuacji zależy od wyniku spotkania. Porozumienie zawarte z Amerykanami wzmacnia pozycję Erdogana, ale też turecki przywódca nie będzie dążył do konfrontacji z Moskwą. Najbardziej prawdopodobne jest, że w Soczi zapadną pewne wiążące ustalenia, raczej korzystne dla Ankary, które będą miały jednak tylko czasowy charakter.

Kanclerz niemieckiego rządu Angela Merkel oświadczyła 17 października w Bundestagu, że operacja militarna Turcji przeciwko SDF na północy Syrii wzmacnia rolę Rosji i Iranu w regionie. 9 października Turcja i sprzymierzeni z nią syryjscy bojownicy rozpoczęli zbrojną ofensywę, której celem jest wyparcie kurdyjskiej milicji YPG z przygranicznego pasa na środkowym odcinku granicy turecko-syryjskiej i utworzenie tam „strefy bezpieczeństwa”, do której Ankara zamierza przesiedlić syryjskich uchodźców zbiegłych do Turcji. Atak turecki umożliwił odwrót Amerykanów, dotychczasowych sojuszników Kurdów. Ci byli zmuszeni znaleźć szybko alternatywę. W wyniku porozumienia z 13 października armia Asada wkroczyła na północne tereny kraju. Wojsko syryjskie ma stawić czoło ofensywie Turcji.

17 października Turcja uzgodniła z USA, że na pięć dni wstrzymuje ofensywę, aby pozwolić wycofać się siłom dowodzonym przez Kurdów. Erdogan ostrzegł, że jeśli tego nie zrobią w tym czasie, Turcja ich zniszczy. Wiceprezydent Mike Pence ogłosił po rozmowach z Erdoganem, że Ankara zgodziła się na zawieszenie broni w Syrii, a sankcje USA zostaną zniesione. Turcja nie będzie jednak zobligowana do wycofania swoich wojsk z Syrii. Oznacza to de facto, że Ankara otrzymała pozwolenie USA na okupowanie bezpiecznej strefy. Porozumienie turecko-amerykańskie niemile zaskoczyło Moskwę. Rosjanie liczyli na pogłębienie kryzysu na linii Waszyngton-Ankara. Zresztą w dniu, w którym Erdogan rozmawiał z Pencem, także w Ankarze ludzie prezydenta Turcji rozmawiali z rosyjską delegacją z przedstawicielem prezydenta Rosji ds. Syrii Aleksandrem Ławrientiewem na czele, wiceministrem spraw zagranicznych Siergiejem Wierszyninem i przedstawicielami ministerstwa obrony. Rosjanie przylecieli prosto z Teheranu, gdzie rozmawiali z sekretarzem Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Iranu Alim Shamkhanim i doradcą szefa MSZ ds. politycznych Alim Asgharem Khaijem. Z Turcji zaś rosyjska delegacja udała się do Damaszku. W wydanym na koniec rozmów z Asadem i jego ekipą komunikacie uwagę należy zwrócić na słowa, że trwała stabilizacja obszaru na wschód od rzeki Eufrat (teren operacji tureckiej) możliwa będzie tylko pod warunkiem powrotu tych ziem pod kontrolę rządu w Damaszku. Rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa powiedziała 17 października, że Moskwa opowiada się za odbudowaniem integralności terytorialnej Syrii. – Oznacza to w ostatecznym rozrachunku przekazanie pod kontrolę legalnych władz w Damaszku wszystkich terytoriów państwa, w tym granicę z Turcją – powiedziała Zacharowa.

Zapewne to wzmacnianie pozycji negocjacyjnej na kilka dni przed spotkaniem Putina z Erdoganem. Prezydenci spotykają się 22 października w Soczi. Erdogan zapowiedział, że omówi z Putinem kwestię rozlokowania syryjskich sił rządowych w planowanej „strefie bezpieczeństwa”. Głównym problemem jest teraz ryzyko otwartego konfliktu sił tureckich i ich sojuszników z armią rządową Syrii, która zajmuje część pozycji opuszczonych przez Kurdów. W Soczi Erdogan i Putin mają rozmawiać o tym, jakie kroki należy podjąć w dalszej kolejności. Omawiany ma być też status głównych miast w strefie działań, z Kobane i Manbidżem na czele. Erdogan leci do Soczi z deklaracją, że jeśli nie dogada się z Moskwą, jego kraj będzie dalej robił swoje. Ma powody, by być pewnym siebie. Od strony militarnej operacja przebiega na razie dobrze, udało się też dogadać z Amerykanami.

Warsaw Institute