POKO rzeczywiście jest na dnie, ale przegrana z „Lewicą” to brednie amatorów, o czym zawiadamiam na samy wstępnie, żeby nie było żadnych złudzeń. Trudno uwierzyć, ale nawet nie w środku kampanii, tylko w finale, bo do 13 października pozostał miesiąc, ciężko znaleźć temat, który nie zanudziłaby Czytelników i piszącego. Nie, wcale nie zaklinam rzeczywistości, tak to naprawdę widzę. Wprawdzie mamy od dwóch dni rytualną szarpaninę pomiędzy „liberałami” i „socjalistami”, w sprawie kolonializmu zwanego „wolnym rynkiem”, ale o tym napisałem już wszystko i z sektami polemizować nie zamierzam. Cóż pozostaje robić, w tak trudnym dla publicysty czasie? W desperacji pobiegłem poczytać, co tam słychać u konkurencji i po pierwszym strzale znalazłem temat - pisze na portalu kontrowersje.net bloger Matka Kurka

Najwyraźniej konkurencji nudzi się bardziej niż mnie i jest bardziej zdesperowana, bo oto pojawiała się „błyskotliwa” teza zwana „mijanką”. W Internecie mam wyciszoną lewą i liberalną stronę, dla higieny ciała i ducha, to nie jestem w stanie powiedzieć czy to jest jakieś nowe modne słówko w stylu „symetryści”, czy też prywatna inicjatywa Kolanko z „Rzepy”, w każdym razie rzecz dotyczy rzekomej zmiany na drugim miejscu politycznego wyścigu. Teza „mijankowa”, nie mając nic wspólnego z trzeźwą oceną sytuacji politycznej, głosi, że „Lewica” jest coraz bliżej wyprzedzenia POKO. Takich sensacyjnych doniesień mieliśmy w polskiej polityce setki, ale jakoś nigdy się nie ziściły. Najśmieszniejszą „mijanką” był chyba awans Nowoczesnej, bodaj trzy miesiące po wyborach, z 8% na 30 parę, co pozwoliło wyprzedzić PiS. Jaki był końcowy efekt chyba wszyscy pamiętają.

Szkoda czasu na poważna traktowanie podobnych bzdur, ale z prawie każdej bzdury można wydobyć jakiś wątek nadający się do rozsądnych rozważań. Co jest faktem? Ciężko powiedzieć, ale załóżmy, że sondaże oddają obecny stan preferencji wyborczych, co samo w sobie jest nieco szalone. Przy takim założenie faktem jest też to, że POKO traci, a „Lewica” zyskuje. W najkorzystniejszym sondażu różnica wynosi „tylko” 9,6%, ale w liczbach wygląda to tak: „Lewica” 13,1%, POKO 22,7%. Proponuję zacząć od „rekordowego” wyniku „Lewicy”, całe 13% i przypomnę, że to wynik na miesiąc przed wyborami. Druga istotna obserwacja odnosi się do struktury „Lewicy”, gdzie mamy dwie skrajne partyjki „Wiosna” i „Razem”, które z natury rzeczy nie są w stanie wyjść po za kilka procent.

 

Największą zdolność gromadzenia elektoratu ciągle ma SLD, z tym, że w znacznej mierze jest to elektorat wędrujący i pójść może wszędzie, do POKO i do PiS. Żelazny elektorat SLD to nie tylko esbecja i byli członkowie PZPR, którzy płaczą za wyprowadzonym sztandarem, ale też sieroty po PRL-u, którym „za PRL-u żyło się lepiej”. Pierwsza grupa lawiruje, w zależności od tego, kto ma większy potencjał, wszak i Urban z obrzydzeniem zagłosował na PO, druga grupa idzie za obietnicami socjalnymi. Innymi słowy cała „Lewica” jest jednocześnie silna i słaba SLD i to od elektoratu tej partii zależy wynik powyżej lub poniżej 10%.

Hipoteza „mijankowa” miałaby jakiekolwiek szanse na realizację, gdyby SLD był zdolny do odebrania PiS socjalnego elektoratu, a to jak wiemy jest fikcją, szczególnie po ostatnim hat tricku. Tymczasem dużo bardziej prawdopodobne jest, że SLD straci parę punktów na rzecz PiS. W tej sytuacji pozostaje ocenić wyniki POKO i tutaj mam dobre informacje dla Schetyny. Szansa, że POKO spadnie poniżej 20% są równe może nie zeru, ale tak gdzieś 8 na 100. Każda partia ma swoich zwolenników, którzy są ślepi na wszystko i zawsze będą kibicować swoim. Potencjał POKO w tym zakresie spokojnie mieści się w 20%, wystarczy sobie uświadomić, że to raptem jakieś 4 miliony wyborców, którzy szczerze nienawidzą PiS i „Kaczora”. Oni zawsze będą z POKO, czyli najsilniejszym wrogiem PiS i tutaj kończy się zabawa w „mijankę”. W tej chwili jest nudnawo, ale emocje z całą pewnością będą podkręcane do czerwoności, a w takich warunkach zawsze działa zasada, że gdzie dwóch dużych się bije, tam trzeci i mniejszy przegrywa.

Schetyna, co by o nim nie mówić, w całej tej śmiesznej opozycji na polityce zna się najlepiej. Dla niego idealna sytuacja, to delikatna paropunktowa strata POKO po zmianie wizerunku na Kidawę-Błońską i tak najprawdopodobniej się stanie. Wtedy Grzesiek wyjdzie i otworzy swój notes, którym machał na konwencji i przypomni, co towarzysze partyjni mówili. Chcieliście mnie odsunąć, bo się nie podobam ludziom, no to się odsunąłem, ty, ty i wy, co macie teraz do powiedzenia? Chcieliście nowej, ładnej i łagodnej twarzy, no to sobie wybraliście, ty, ty i wy, co macie teraz do powiedzenia. Tak i tylko tak należy patrzeć na ruchy wewnątrz POKO i rywalizację z „Lewicą”. Akurat w tej grze nie Schetyna jest rozgrywany, ale to Schetyna rozgrywa całą resztę i naprawdę wystarczy odrobina rozumu z lekką nutą życiowego doświadczenia, aby to dostrzec.

Matka Kurka/kontrowersje.net