Wiele osób się zastanawia, dlaczego zgrany, skompromitowany i przede wszystkim nieskuteczny scenariusz się powtarza? Minęło zaledwie 10 dni o wiekopomnego ogłoszenia programu PO, „Szóstka Schetyny” miała być długo wyczekiwaną propozycją merytoryczną największej partii opozycyjnej, ale dziś nikt o tym nie mówi. Tematem numer jeden od kilku dni jest niewinna uliczna zabawa w demokrację, której do zabaw francuskich, czy nawet niemieckiej demokracji, bardzo daleko. Stało się lub raczej zaczęło się dziać to, co było do przewidzenia i zostało opisane na długo przed odpaleniem prawdziwej kampanii opozycji.

Media i zadyma, tym będzie napędzane działania nie tylko PO, ale całej reszty walczącej o próg wyborczy i tutaj nie ma co szukać skomplikowanej wykładni, ponieważ sprawy przedstawiają się bardzo prosto. Nie Matka Kurka i Gazeta Polska, tylko sami zwolennicy PO jako jedni z pierwszych uznali ofertę programową Schetyny za dramatyczny żart i mieli rację. Było jasne, że ten stek frazesów nie przebije konkretów proponowanych i zrealizowanych przez PiS. Poza wszystkim partia rządząca zawsze ma tę przewagę, że w każdej chwili może rzucić kiełbasą wyborczą i nie musi wygłaszać długich tyrad opisujących smak przyszłej kiełbasy. Brutalnie mówiąc Schetyna nie miał szans na przebicie PiS w żadnym punkcie i ten stan jest do tego stopnia krytyczny, że gdyby jakimś cudem PO stała się partią uczciwą i faktycznie poważnie chciała zając się Polską, to i tak Polacy PO nie uwierzą.

Zlepek hasełek rzucony na alibi, był wypełnieniem formalności, chodziło o to, aby za PO i Schetyną nie biegali dziennikarze z polityczna konkurencją i nie truli pytaniami o program. Natomiast prawdziwa kampania wyborcza w wydaniu opozycji musi się opierać na zadymie kolportowanej przez media, bo to ich jedyna szansa. Tylko i wyłącznie wielka zadyma, która całkowicie skupi, a potem odwróci emocje społeczne, daje opozycji nadzieję na uzyskanie wyniku wyborczego, który zablokuje samodzielne rządy PiS. Oni po prostu nie mają wyjścia, czasu i możliwości, aby postawić na jakąś inną strategię, pozostają modły o tragedię i wielki pożar w Polsce. Jak wiemy większość po tamtej stronie to ateiści i postępowi „racjonaliści”, toteż poza jogą i buddyjskimi kontemplacjami, wszelkimi religijnymi praktykami się brzydzą. Zamiast modlitw wzięli sprawy w swoje ręce i bawią się w piromanów.

 

Na obrazku dołączonym do felietonu widzimy stare twarze KOD, świadkowie też potwierdzają obecności niejakiej Rudej, dyżurnej awanturnicy i „obrończyni konstytucji” i wielu innych „działaczy”. Całe to towarzystwo zjechało akurat do Białegostoku? Dlaczego miejsce jest takie ważne? Ano dlatego, że w Białymstoku, co i rusz mamy rozmaite „incydenty na tle…”. Nie ma chyba bardziej radykalnego miasta w Polsce, jeśli chodzi o brak akceptacji dla lewackich wynalazków. Idealne miejsce na odpalenie prowokacji, przez starych prowokatorów. Prosta robota, wystarczy wymachiwanie symbolami sekty LGBT i działa to mniej więcej tak, jakby ulicami Poznania przeszedł „Marsz równości piłkarskiej”, zorganizowany przez kibiców Legii Warszawa. Pewna rzeź! W Białymstoku do rzezi nie doszło, ale wszystko pod zadymę inicjującą kampanię wyborczą zostało przygotowane i w jakiejś część zrealizowane.

O „faszyzmie” na białostockich ulicach będzie się mówić jeszcze dwa, trzy dni, do pierwszego porwania dziecka lub „zaginięcia Iwony”. No i coś z tym opozycja będzie musiała zrobić. Co zrobi? Podłoży następny ogień, potem zadzwoni do TVN i GW. Takich akcji zobaczymy wiele i skończą się dopiero w piątek przedwyborczy o północy. „Wolne sądy” i „obrona konstytucji” zostały zastąpione tęczą sekty LGBT i to dobra widomość. Znów fatalnie dobrany materiał na rewolucję, ale mimo wszystko warto się wyposażyć w gaśnice. Po raz setny mogę powtórzyć, że Matce Kurce wolno napisać znacznie więcej niż wolno powiedzieć politykowi. Mnie się zadyma w Białymstoku „podobała”, w takim sensie, że pierwszy raz ktoś dał tak zdecydowany odpór prymitywnej formie agresji i prowokacji, opakowanej w tolerancję. Polityk musi tę sytuację wyciszyć i w efekcie odwrócić.

Antidotum na monotonną i desperacką kampanię opozycji jest tak samo nudne, jak sama kampania. Konsekwentnie przejść z pozycji atakującego na pozycję ofiary. Niech demonstrują co tydzień w całej Polsce i broń Boże nie organizować kontrdemonstracji. Gwarantuję, że po drugim, trzecim marszu, w którym nikogo nie uda się sprowokować, wrócą na ulice waginy udające symbole religijne, wrócą idioci z durszlakami na głowie i cała seria innych aktów agresji wywołanych frustracją. Wystarczy się nie wpisywać w scenariusz opozycji, aby nic z tego scenariusza nie wyszło i na szczęście prawie nikomu w PiS tego tłumaczyć nie trzeba.

Matka Kurka/kontrowersje.net