Tytuł nie pasuje ani do mojego charakteru, ani do tego, co pisałem o Orbanie w czasach, gdy dostawało się za to po głowie.

Jak tylko zobaczyłem pana Victora z Putinem pod rękę, w dodatku z przyzwoleniem na oddanie hołdu czerwonoarmistom, którzy zgwałcili połowę Węgierek, wiedziałem, że ten człowiek sprzeda każdego, jeśli będzie miał w tym interes. Węgier i Polak dwa bratanki, ale trzeba pamiętać, że tylko do bitki i do szklanki. W Węgrach nie ma nic z polskiego idealizmu w stylu „za wolność naszą i waszą”. Od zawsze był to kraj do bólu pragmatyczny, który zawierał przedziwne sojusze lub pozostawał neutralny, gdy trzeba było zająć jednoznaczne stanowisko.

Polacy nie rozumieją postawy Orbana i nazywają to zdradą, bo mamy w Polsce problem z naiwnym romantyzmem, oczywiście nie chodzi o takie definicje, którymi się biczuje Polaków w polskojęzycznych redakcjach, jednak problem jest. Orban nie będzie ginął za Tuska, dla niego to czyste szaleństwo i pozbawiona sensu demonstracja. Ma swój biznes w UE i tego się trzyma. Po co miałby się narażać europejskim gigantom w sprawie, która dla niego absolutnie nic nie znaczy. Węgrzy nie są polskimi romantykami i nie pójdą w imię zasad oraz ideałów bić się za naszą wolność. Dodatkowo Orban z Tuskiem od lat doskonale się dogadują. Poza tym Węgry do Tuska nic nie miały, podobnie jak inne kraje, a to z tego względu, że Tusk jest w UE nikim, do wszystkich się uśmiecha i nikomu nie może zaszkodzić.

Stawką w polskiej grze było pokazanie podmiotowości i wręcz zademonstrowanie, że taka Polska, jaką UE widziała przez 15 lat odchodzi w niepamięć. Polscy partnerzy w tej batalii nie zyskiwali nic, powiedzmy sobie szczerze, mieli być przystawkami, pożartymi przez Niemcy i Francję. Racjonalny polityk na taki układ nie pójdzie, żeby się na coś podobnego zdecydować, trzeba się urodzić w Polsce i mieć romantyczną duszę. Patrząc racjonalnie na przebieg zdarzeń musimy sobie uczciwie powiedzieć, że Polska oczekiwała od swoich partnerów poświęcenia dla Polski i to w sprawie kompletnie nieistotnej z punktu widzenia państw nie znających naszych realiów i układów politycznych. Dlaczego Czechy, Węgry, Słowacja miałyby polec w przegranej bitwie, w dodatku o żadną stawkę? Takie działanie byłoby pozbawione cienia racjonalizmu.

Istnieje wprawdzie argument, że sojusznicy Polski walcząc o podmiotowość Polski, mogliby zyskać podobny status w UE, ale to jest naprawdę wątła zachęta. Jeśli przeciw największej w tym gronie Polsce, użyto wszelki środków, aby pokazać, że w UE rządzą Niemcy i Francja, to trudno się spodziewać, że dziesięciomilionowe Węgry, identycznej wielkości Czechy i o połowę mniejsza Słowacja nagle staną się graczami z pierwszej ligi. Tak wygląda brutalna rzeczywistość, a jak wiadomo polityka też do łagodnych nie należy i nikt nikomu prezentów robił nie będzie. Poza wszystkim ciężko mówić o zdradzie, skoro Waszczykowski i wielu innych prowadzili zakulisowe rozmowy i za każdym razem usłyszeli jasną deklarację – nie pójdziemy na wojnę o Tuska. Takie zachowanie raczej należy uznać za lojalne i szczere postawienie spraw, co w polityce jest dość rzadkie.

Dlaczego zatem nie warto robić awantury Orbanowi i krajom z Grupy Wyszehradzkiej, przecież po tym, co się stało Polska nie może już mieć żadnej pewności, że w razie potrzeby partnerzy nie zawiodą ponownie. Pytanie jakiej potrzeby? W tej chwili najważniejsze są sankcje, którymi UE Polskę straszy. W ogóle bym się o to nie obawiał i pewność, że Polska z tym problemem nie zostanie sama, czerpię z prostego faktu. Orban i pozostali z mniejszych krajów, mają najwyższy interes w tym, aby zablokować ewentualne sankcje dla Polski, bo taki precedens byłby batem na ich własny tyłek. W przeciwieństwie do przepychanek z Tuskiem, sankcje to nie żarty, o czym Orban, Słowacja, Czechy i kilka innych państw doskonale wiedzą. Proponuję wziąć głęboki oddech, zaczerpnąć trochę racjonalizmu, żeby nie dostać zadyszki od romantyzmu. Zerwanie kontaktów z Orbanem i Grupą Wyszehradzką byłoby niewyobrażalną głupotą i prawie samobójstwem.

Matka Kurka/kontrowersje.net