Triuzmem jest dziś opinia głosząca, że epidemia zmieni świat. Nie tylko jeśli idzie o kwestie gospodarcze, bo to, że wywoła głęboki kryzys, którego skala będzie najpewniej większa niźli w 2008 roku, jest dziś oczywiste. Ale również wywoła fundamentalne zmiany w polityce, zarówno międzynarodowej jak i wewnętrznej wszystkich państw. Psychologiczny wstrząs jakimi poddane zostały i zapewne jeszcze poddane będą społeczeństwa, zwłaszcza w systemach demokratycznych, będzie miał swe głębokie konsekwencje. Jakie? Nad tym zastanawiają się, w ostatnich dniach, eksperci z najpoważniejszych rosyjskich think tanków. Warto oddać im głos, bo niezależnie od skali problemów z którymi mierzyć się będzie musiała w najbliższych tygodniach Federacja Rosyjska, wygłaszane przez nich opinie, mogą stanowić pewną wskazówkę jak ewoluować może polityka Rosji w najbliższych latach.

Timofiej Bardaczow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego jest zdania, że epidemia nie tylko potwierdzi i unaoczni kryzys i kres liberalnego porządku światowego, ale w istocie będzie końcowym akordem dla projektu europejskiego. Co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze ofiary, czyli państwa południa Europy przeżywają dziś psychologiczny szok, którego polityczne konsekwencje są trudne obecnie do opisania. Społeczeństwa te zostały osamotnione w swoim zmaganiu się z epidemią, bo sąsiedzi (Niemcy, Francja) w miejsce solidarności wybrali politykę egoizmu państwowego blokując niemal następnego dnia po wybuchu zarazy dostawy potrzebnych akcesoriów medycznych. Jest to, w jego opinii, decyzja o wadze symbolicznej również i z tego powodu, że realizując zalecenia liberalnej polityki gospodarczej bogatej Północy kontrolującej instytucje Unii Europejskiej państwa południa Europy, po kryzysie zadłużeniowym Grecji, cięły wydatki na służbę zdrowia, de facto, stając się bezbronnymi w obliczu obecnego kataklizmu. Ale kryzys wewnętrznych relacji, będący wynikiem kryzysu zaufania i realizacji, w obliczu kataklizmu, przez rządy polityki obrony własnych interesów, nie jest jedynym wyzwaniem, przed którym staje Europa. Z faktu, że kryzys już ma charakter globalny wynika, że polityka egoizmu narodowego zwycięży w skali całego świata. A to z kolei oznacza powrót do tradycyjnych, jeszcze sprzed czasów zimnej wojny narzędzi politycznych. To nie tylko kryzys globalizacji, rwanie się łańcuchów zaopatrzeniowych, ale również odwołanie się do wymiernej, czyli wojskowej siły. A jakąż siłą dysponuje Unia? To co teraz się dzieje nie oznacza, w opinii Bardaczowa natychmiastowej dezintegracji projektu europejskiego. Na poziomie wspólnego rynku towarów najpewniej uda się go utrzymać. Jednak marzenia o przekształceniu Unii w coś więcej, pryskają niczym bańka mydlana. Zaczyna się czas gry mocarstw i rywalizacji o wpływ na przyszłość świata. Może w efekcie powstać coś na kształtu „koncertu mocarstw” ze Stanami Zjednoczonymi, Chinami i Rosją jako filarami nowego porządku światowego, ale może stoimy też przed perspektywą wojny.

Pandemia, zdaniem Fiodora Łukianowa, redaktora naczelnego periodyku Rossija v globalnoj politikie i komentatora rządowej Rossijskiej Gaziety, jest katalizatorem procesów, które do tej pory przebiegały wolno i były ledwie zauważalne dla opinii publicznej. Teraz wydarzenia będą następowały szybko. Przede wszystkim z tego powodu, że na międzynarodowej scenie politycznej, w miejsce wielu graczy, obecnie pozostały wyłącznie państwa. I one przechodzą właśnie swój czas, kiedy są „ogniem próbowane”, czas sprawdzianu siły i sprawności działania. Nie wszystkie będą w stanie zdać ten egzamin. To, czego teraz doświadczamy, przypomina trochę cezurę, jaką stanowiła II wojna światowa, która do tego stopnia zmieniła ludzkie życie, że nawet w obrębie jednego pokolenia transformacji uległ sposób liczenia czasu i zaczęto mówić o epoce przed i po, kataklizmie. Tak i my, będziemy mówić o czasach przed epidemią i po jej wygaśnięciu. Innymi słowy, idą nowe, nieznane czasy. Na czym one będą polegały? Po pierwsze na renacjonalizacji życia międzynarodowego. Na arenę dziejów wrócą państwa, bo tylko one, jak dziś widać są w stanie realnie troszczyć się nie o dobrobyt, ale życie i zdrowie swoich obywateli. Kto w przyszłości, po obecnych doświadczeniach, zdecyduje się na scedowanie części uprawnień państwowych na organizacje międzynarodowe? Dyskurs na temat przewagi autorytaryzmu nad demokracją lub odwrotnie traci na naszych oczach sens, bo oczywiste staje się to, że nie od sposobu w jaki społeczeństwa wybierają swój rząd zależy sprawność instytucji państwowych. Autorytarny Iran radzi sobie znacznie gorzej z epidemią niźli autorytarne Chiny, zaś demokratyczna Korea znacznie lepiej niźli Hiszpania. To co epidemia uświadomiła, to siłę więzi społecznych, wagę kapitału społecznego zaufania i wewnątrznarodowej, grupowej solidarności. To zdecydowanie osłabia atrakcyjność podejścia liberalnego, apelującego do indywidualnego egoizmu, a wzmacnia to co przywykliśmy określać mianem tradycyjnych wartości. Czy ten oczywisty instytucjonalny kryzys instytucji ponadnarodowych, takich jak Unia Europejska, musi prowadzić do erupcji egoizmów, konfliktów i niewykluczone, że wojny? Zdaniem Łukianowa nie musi, choć może, ale będzie to wymagało wysiłków światowych elit, a przede wszystkim uświadomienia sobie skali stojących przed światem wyzwań i tego, że żyjemy już w całkiem nowych warunkach.

W gruncie rzeczy do podobnych konkluzji dochodzi Andriej Kortunow, dyrektor Rosyjskiej Rady ds. Polityki Zagranicznej. Jego zdaniem znacznie poważniejszym niźli medyczny i gospodarczy kryzys wywołany przez epidemie wirusa, będzie kryzys psychologiczny ludzkości i nieuchronny w takiej sytuacji kryzys polityczny, zarówno systemu światowego, jak i w obrębie poddanym próbom państw. Kortunow zwraca uwagę, że w przeciwieństwie do poprzednich epidemii (Ebola, SARS), które wywoływały ruch na rzecz jednoczenia wysiłków wspólnoty międzynarodowej po to aby zwalczać zagrożenie, teraz mamy do czynienia z zupełnie odmienną reakcją. Będzie to miało wpływ w przyszłości nie tylko na siłę organizacji międzynarodowych, ale wręcz na zdolność społeczeństw do kooperacji. Ten psychologiczny przełom nie tylko zwielokrotnia zagrożenie wybuchem konfliktu, również na skalę światową, ale wzmacnia te siły polityczne aktywne w każdym państwie poddanym próbie wirusa, które opowiadają się za izolacjonizmem, zarówno politycznym jak i gospodarczym. Pandemia wręcz zaczyna być postrzegana przez niektóre państwa jako okazja aby wzmocnić swą pozycję międzynarodową, kosztem tych, którzy albo w większym stopniu ugną się pod wpływem epidemii, albo dotychczas korzystali z międzynarodowego podziału pracy będąc bardziej konkurencyjnymi. Kortunow, choć nie pisze tego wprost, jest jak wydaje się pesymistą. W jego opinii pandemia przede wszystkim spowoduje kryzys zaufania, a to z kolei, doprowadzi do kryzysu kooperacji międzynarodowej i wzroście liczby i skali konfliktów. Ludzkość, choć Kortunow do tego wzywa, w jeszcze mniejszym stopniu niźli do czasu wybuchu zarazy będzie w stanie się porozumieć i działań wspólnie na rzecz rozwiązywania galaktycznych problemów. A to z kolei, może oznaczać, że oczywiście nie dziś, ale za lat 15 czy 20, będzie zmuszona zmierzyć się ze skutkami nowych kataklizmów, takich jak klimatyczne czy powstałe w wyniku konfliktu jądrowego.

Igor Pszenicznikow, ekspert Rosyjskiego Instytutu Studiów Strategicznych, jest zdania, że epidemia doprowadzi do krachu Unii Europejskiej. Retoryka jego wystąpienia jest też najradykalniej antyzachodnia, ale to pokłosie tego, że RISI, czwarty z grupy najbardziej liczących się rosyjskich think tanków (pozostałe to RSMD, SWOP i Klub Wałdajski) założony został przez FSB, kierowany jest przez byłego premiera i szefa SVR (Służby Wywiadu Zewnętrznego), Michaiła Fradkowa i uchodzi za najbardziej „twardy” czy należałoby raczej powiedzieć rewizjonistyczny. W jego opinii, epidemia, która jest „oczywistym” efektem działania amerykańskich służb specjalnych miała na celu rozbicie Unii Europejskiej. Brexit i jego skutki były pierwszym krokiem, rodzajem testu jak przeprowadzić tego rodzaju proces, wskazaniem drogi, przeprowadzonym po to, aby po wygaśnięciu epidemii ta drogą mogły podążyć inne państwa Europy. Nawet jeśli odrzucimy retorykę rosyjskiego eksperta i jego przekonanie, że w istocie wirus nie jest tak groźny jak przedstawiają to media i mamy do czynienia ze zorganizowaną kampanią medialną której celem jest z jednej strony sianie paniki, z drugiej zaś doprowadzenie do decyzji politycznych, to w gruncie rzeczy konkluzja, jaka się wyłania jest podobna. Obserwujemy kres projektu europejskiego, który przekształca się w szczególnego rodzaju „masę upadłościową”, pole rywalizacji o wpływy, a nie wykluczone, że starcia wielkich mocarstw. Gdyby nie było epidemii, pisze wprost Pszenicznikow, potrzebna byłaby wielka wojna. Bo epidemia, podobnie do wojny powoduje gruntowne przewartościowanie na wszystkich polach – gospodarczym, międzynarodowym, psychologicznym i politycznym. Jej skutki będą w gruncie rzeczy podobne. Świat zacznie „grę od nowa”. I tak jak po II wojnie światowej było jasne, choć nastąpiło to dopiero w 1956 roku, że imperia francuskie i brytyjskie, odchodzą do przeszłości, tak teraz nastąpi gruntowne przewartościowanie porządku światowego. Jako, że „przyjaciół poznaje się w biedzie”, narody europejskie zobaczyły, że nie mogą liczyć na przyjaźń i pomoc Brukseli, Berlina czy Paryża. A to oznacza, że już niedługo narody europejskie zaczną szukać nowych przyjaźni.

Marek Budzisz