Nie trzeba mieć szczególnej wyobraźni, żeby zrozumieć, czym w sytuacji kryzysu stałby się dla Polski polityczny chaos. Dlatego uważam, że zachowanie politycznego przywództwa powiązane ze wzmocnieniem społecznej solidarności jest dzisiaj jedyną rękojmią naszej przyszłości – pisze Marek A. Cichocki w kolejnym felietonie z cyklu „Polski sposób bycia”.

 

Trudno w obecnych warunkach przewidywać przyszłość, ale można chyba zaryzykować tezę, że rok 2020 stanie się chyba w polskiej historii jakąś granicą oddzielającą wyraźnie czas ostatnich trzech dekad, począwszy od 1989 roku, a tym, co nas dopiero czeka. To chyba będą jednak dwa różne światy, a który uznamy za lepszy dla naszego losu, powiedzieć się jeszcze nie da. Obawy związane z przyszłością mogą dzisiaj sugerować, że z perspektywy czasu ostatnie trzydziestolecie będzie rysować się przed nami jako czas, w naszej historii, relatywnego bezpieczeństwa, przede wszystkim ciągłego gospodarczego i społecznego rozwoju, mozolnego, pracowitego nadrabiania dystansu wobec bogatych zachodnich społeczeństw – wychodzenia z głębokiego dołu. Dla całego pokolenia Polaków jest do jedyny świat, który znają.

Dzisiaj nie ma sensu się straszyć – strach ma zawsze „wielkie oczy”, ale jest oczywiste, że tamten świat ostatnich trzech dekad właśnie się skończył. Doświadczenie mozolnego wychodzenia z dołu, i towarzyszącą mu satysfakcję, zastąpi trudne doświadczenie nowe: ekonomicznego, społecznego i politycznego kryzysu, z którym będziemy musieli się wszyscy zmagać. Jeszcze dosłownie kilka miesięcy temu całkiem na poważnie za cel stawiano program polskiego społeczeństwa dobrobytu (może trochę na wyrost). Dzisiaj celem coraz bardziej oczywistym staje się przetrwanie kryzysu w sposób, który za jakiś czas pozwoli nam odnaleźć się w zupełnie innych niż wcześniej warunkach. To jest próba. Jeżeli więc skutki obecnej pandemii, dla gospodarki, życia społecznego i dla polityki przyśpieszają jedynie to, co już i tak można było zobaczyć wcześniej – definitywny koniec końca historii, to istota tej próby zamyka się w pytaniu: w jaki sposób będziemy umieli przejść ten koniec jako państwo i jako naród? I w tej kwestii widzę przede wszystkim dwie sprawy – jedna dotyczy przywództwa politycznego, a druga społecznej solidarności.

Polska polityka od dawna nie jest szczególnie budująca. Brakuje w niej odpowiedzialności, powagi i myślenia o państwie. Bardzo często za to żywi się ona resentymentem, coraz silniej rozchwianymi emocjami, czy po prostu nieodpowiedzialnym pozerstwem. Dlatego naprawdę z ogromnym uznaniem wysłuchałem ostatniego wystąpienia premiera Mateusza Morawieckiego w Senacie, który w sposób wyjątkowo spokojny, rzeczowy, skupiony opisywał, co konkretnie dla Polski oznacza nadchodzący kryzys. To niesamowite, że to wystąpienie praktycznie przeszło bez większego echa. A przecież była to rzadka w polskiej polityce lekcja odpowiedzialności i politycznego przywództwa także dlatego, że w swoim wystąpieniu premier pokazał wyraźnie, że pomimo ceny, którą zapłacimy wszyscy za kryzys, może on być także dla polskiego państwa, gospodarki i społeczeństwa szansą. Rzadko odnoszę się bezpośrednio do wypowiedzi naszych polityków, głównie dlatego, że zwykle szkoda na nie czasu, ale w tym wypadku warto zrobić wyjątek, bo jest to jednak budujący przykład strategicznego myślenia o oczekujących nas wyzwaniach oraz patrzenia na nie pod kątem możliwych szans, które powinniśmy wykorzystać.

Ten przykład pozwala także zrozumieć, co dzisiaj jest najważniejszą stawką – jest nią zachowanie politycznego przywództwa, które jest absolutnie niezbędne w najbliższym czasie, powiedzmy, nadchodzących dwóch lat. Nie trzeba mieć szczególnej wyobraźni, żeby zrozumieć, czym w sytuacji kryzysu stałby się dla Polski polityczny chaos. Dlatego uważam, że zachowanie politycznego przywództwa powiązane ze wzmocnieniem społecznej solidarności jest dzisiaj jedyną rękojmią naszej przyszłości, szansą na to, abyśmy jednak po latach mogli spojrzeć sobie prosto w twarz i otwarcie powiedzieć: tak, te pierwsze trzydzieści lat wychodzenia z dołu nie poszły na marne, bo kiedy przyszło prawdziwe niebezpieczeństwo, okazaliśmy się nie tylko gotowi stawić mu czoło, ale potrafiliśmy je także zamienić na sukces i znaleźć dla siebie miejsce w zupełnie nowym świecie.

Marek A. Cichocki

Teologia Polityczna Co Tydzień