Rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz na własną prośbą został zawieszony przez ministra Antoniego Macierewicza w obowiązkach w MON. Wszystko za sprawą publikacji "Newsweeka", która oskarża Misiewicza o nielegalne działania. Misiewicz pozywa "Newsweek" do sądu.

"Informuję, że zwróciłem się do Ministra Obrony Narodowej pana Antoniego Macierewicza z prośbą o zawieszenie mnie w funkcjach, które pełnię w MON. Ponadto informuję, że wytaczam proces tygodnikowi Newsweek za nieprawdziwy i szkalujący mnie artykuł oraz tym ośrodkom medialnym, które powtarzają te insynuacje na mój temat" - napisał Misiewicz w oficjalnym komunikacie przesłanym mediom.

"Newsweek" oskarżył Misiewicza o rozmowy z radnymi PO w Bełchatowie. Miał proponować im przystąpienie do koalicji z PiS w zamian za zatrudnienie w państwowej spółce. Jej prezes miał być obecny na spotkaniu.

Misiewicz zaprzecza wszelkim zarzutom i zapowiada proces przeciwko "Newsweekowi".

Minister Macierewicz poparł stanowisko Misiewicza i zawiesił go w obowiązkach. "Oczekuję od tych, którzy prowadzą tę kampanię [przeciw Misiewiczowi - red.], by poza pomówieniami, przedstawili też dowody. Do tej pory przychylam się do stanowiska pana Misiewicza i zawieszam go w czynnościach" - powiedział dziś mediom Macierewicz.

Niezależnie od rozwoju tej sprawy asystent Macierewicza wzbudza w mediach spore kontrowersje. 26-latek został odznaczony złotym medalem za zasługi, co dość powszechnie uznano za niewłaściwe, także w środowisku prawicowymm. Dodatkowo rzecznik MON zasiadł w Radzie Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, choć nie ma jeszcze żadnego wyższego wykształcenia. Jak powiedział dziennikarzom, dopiero kończy studia - i to licencjackie, nie magisterskie.

Macierewicz tłumaczy jednak, że chce mieć po prostu swojego człowieka w Radzie Nadzorczej PGZ, bo potrzebuje tam reprezentacji oraz wglądu w przebieg wydarzeń, co jest tłumaczeniem, dodajmy, zupełnie racjonalnym.

Ostatecznie rzecz biorąc trudno odmówić ministrowi prawa do obdarzania zaufaniem takich współpracowników, jakich uważa za właściwych. Jeżeli Bartłomiej Misiewicz w ocenie Macierewicza jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, to niech tak będzie. Mimo wszystko drażniące opinię publiczną nadawanie medalu za zasługi na pewno nie pomaga ani samemu Misiewiczowi, ani całemu PiS. Pewne błędy PR-owe nie są jednak jeszcze powodem, by szef MON miał rezygnować z zaufanego współpracownika. 

Błędy wizerunkowe trzeba naprawić i Polskę odnawiać dalej, bez względu na ujadanie nieprzychylnych lewackich piesków.

ol