Wczoraj odbyło się niespodziewane spotkanie Aleksandra Łukaszenki z Władimirem Putinem. Spotkanie było poświęcone głównie kwestiom gospodarczym oraz wypłacie kolejnej transzy kredytu udzielonego Białorusi przez Rosję.

Termin kolejnego już spotkania wymienionych miał zostać uzgodniony 1 lipca. Nie poinformowały jednak o tym ani rosyjskie ani białoruskie media. 4 lipca z kolei rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow poinformował, że Putin zaprasza Łukaszenkę na Krym.

Sympatyzujący z Kremlem dziennikarz Komsomolskiej Prawdy Dmitrij Smirnow napisał na Telegramie, że w grafiku Putina na ten tydzień w ogóle nie było spotkania z Łukaszenką.

"Skąd to nagłe spotkanie Putina i Łukaszenki?" - spytał.

Podczas spotkania Łukaszenka powiedział, że wrogowie jego rządu "dopuszczają się indywidualnego terroru". Ten zaś zdaniem Łukaszenki został na Białorusi rozpropagowany przez zachodnie media i organizacje pozarządowe.

Łukaszenka stwierdził, że Zachód go oszukał. Satrapa wskazał, że Białoruś podjęła bardzo aktywną współpracę z różnymi organizacjami pozarządowymi i mediami, „które miały dać nam tu demokrację, ale w rzeczywistości ją posiały. Tylko nie demokrację, ale terror”.

"Było finansowanie z zewnątrz. Ale wszyscy pomyśleliśmy: no dobra, w końcu to demokracja, porozmawiajmy, współpracujmy. I mamy tego rezultaty" - stwierdził.

Łukaszenka zapewnił, że Białoruś za wszelką cenę wypełni zobowiązania finansowe wynikające z kredytów udzielanych jej przez Rosję.

Satrapa ocenił, że gospodarki Białorusi i Rosji są ze sobą ściśle powiązane już od czasów ZSRR, a Białoruś nie poszła drogą "naszej południowej republiki" tj. Ukrainy. Nie wiadomo jednak, czy Łukaszenka został poinformowany przed spotkaniem, że Związek Radziecki już nie istnieje.

Putin nazwał za to Białoruś "dużym i wiarygodnym partnerem". Wskazał, że handel między krajami wzrósł o 17 proc.

jkg/kresy24