Moje osobiste Love Story rozpoczęło się od przelotnego romansu z okładką. Właściwie, to było takie trochę zauroczenie od pierwszego wejrzenia, kiedy dostrzegłam ją pośród sterty kilkudziesięciu innych płyt.
Prosta, artystyczna fotografia leżącej w białej pościeli kobiety, przykuwa uwagę kolorystyczną grą z czerwonymi elementami grafiki. Z zaciekawieniem sięgnęłam po album niezbyt znanego, właściwie dopiero debiutującego na chrześcijańskiej muzycznej scenie zespołu i usłyszałam: „uważaj, ciekawa płytka, ale strasznie banalne teksty”. Cóż, sprawdźmy...
„Usiądź tu, nie bój się, ja wiem, że jesteś z miłości,
I nikt tego już nie zmieni,
I nic tego nie pokona,
Ponad wszystko,
Jesteś z miłości”.
Tekst pierwszego utworu „Ponad wszystko” może nie wznosi się na poetyckie szczyty, ale dobrą rekompensatę stanowi dość interesująca muzyka. Jeśli mam być całkowicie szczera, to nawet lepsza niż bym się spodziewała. Love Story sami określają jej gatunek jako alternatywę, ze szczyptą pop i fusion.
Muzycznego „smaczku” albumowi „Talitha kum” dodaje natomiast fakt, że jej producentem jest Leszek Łuszcz, który na co dzień pracuje z takimi gigantami polskiej sceny jak Robert Gawliński z zespołem Wilki czy Renata Przemyk.
Interesujący jest wokal Magdy Frączek (do niedawna jeszcze pianistki zespołu). Ciepły, kojący, po prostu przyjemny. Tym, co urzeka w muzyce Love Story są niezłe połączenia pianina z orientalnym brzmieniem skrzypiec spod smyczka Joanny Frączek (to, co lubię najbardziej!), uzupełnione odważnymi riffami Ignacego Frączka, bassem Rafała Hajdugi i perkusją Szymona Madeja.
Muzycznie, niby interesująco, a co z tekstami? Cóż, rozumiem sens prostoty i szczerze podziwiam za napisanie tekstów do płyty w całości poświęconej czystości przedmałżeńskiej, ale współczesne "love story" o dziewczynie, która „stała i płakała” i chłopaku, który „miał w kieszeni prezerwatywy, płakał, nie wiedział jak z tym skończyć, nie dotknął miłości" a "jego ojciec pije” zupełnie do mnie nie przemawia. Banał, banał, banał. A szkoda, bo refren pod względem muzycznym (skrzypce!) byłby nawet dość ciekawy, gdyby nie ten banalny, zniechęcający tekst zwrotek. Tak zniechęcający, że po dojechaniu do piątego kawałka trudno było mi „przeskoczyć” dalej, do następnych utworów.
A z pewnością byłoby to sporą stratą, bo w krążku „Talitha kum” to, co najlepsze jest na końcu. „Mayday” to zdecydowanie jeden z ciekawszych kawałków na płycie. Popowy, lekko brzmiący refren to jednocześnie głęboki, jakże ważny dzisiaj, apel o czystość. - Niech się stanie czystość! Tak pragniemy więcej – śpiewa Magda Frączek, wsparta chórkami w postaci głosów Anny Grygiel i Anny Humeniuk.
Cały album o seksie? Dlaczego? Po co? Dobrą odpowiedź na to pytanie stanowi przedostatni utwór – stonowana ballada „Czystość w czasach popkultury”. - Dzisiejsza moda na związki bez Boga - dość trafnie puentuje Magda Frączek - jest jak „bardzo sucha woda” i „jak superpłaska góra”, czyli zasadniczo absurdalna.
- Love Story nie jest o jakimś tam nieznanym człowieku. To Love Story jest o tym, co On mi uczynił. On jeden dostrzega we mnie coś, czego inni nie widzą (...), gdy wszyscy już wysiadają, On jeden zostaje ze mną na polu klęski, ujmuje mnie za rękę i mówi: wstań. I wiecie co? - wstaję – przyznaje Magda Frączek.
W końcu płyta zatytułowana jest „Talitha kum”, co znaczy „Dziewczynko, wstań”...
Marta Brzezińska
Fani zespołu Love Story już niebawem będą mogli posłuchać piosenek z albumu "Talitha kum" podczas koncertu w Dobrym Miejscu na warszawskich Bielanach. Kapela zagra 13 lutego jako support przed koncertem New Life M. Bilety wciąż do nabycia w sklepie Chrześcijańskie Granie (ul. Dewajtis 3) oraz online http://www.chrzescijanskiegranie.pl/aktualnosci/.
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »