Wy również niby żywe kamienie jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa (…). Wy jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, świętym narodem, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym (1 P 2,5.9).

Drugą cechą znamienną prastarej duchowości monastycznej obok czytania Pisma Świętego jest akcent spoczywający na liturgii. Reguła benedyktyńska nazywa ją Opus Dei – dziełem Boga – i  stwierdza parokrotnie, że niczego wyżej nie wolno stawiać nad nią.

W chwili obecnej jednak chodzi o coś więcej niż tylko o spadek czcigodnej tradycji. Oto od stu lat mniej więcej wzmaga się na sile druga – obok biblijnej – odnowa liturgiczna. Ostatni Sobór dowiódł tego w pełni, że jest to ruch natchniony przez Ducha Świętego. Jest to nurt świeży. Dlatego musimy do wszystkich nadchodzących zmian liturgicznych przyjąć postawę szczerego aplauzu: Bogu dzięki, że tak ma być. Wszystko to, czym Kościół żyje, musi być i naszą specjalnością: w tym powinniśmy się dobrze czuć. A nasze takie czy inne przywiązania do minionych foremek trzeba spokojnie zostawić. Bądźmy już ludźmi swojego czasu, a jednocześnie bądźmy tymi, którzy są zawsze aktualni, bo umieją ze skrzyni Kościoła wyjąć rzeczy bardzo stare jako bardzo nowe. Wiele bowiem tych zmian liturgicznych, do których my teraz dochodzimy, to tylko odrodzenie prastarych form. Msza św. dziś z powrotem uzyskuje swoje pierwotne klasyczne linie. Dzisiaj historycy liturgii mają tę wielką zasługę, że ukazawszy nam to, co najdawniejsze i klasyczne, ujawniają późniejsze niepotrzebne przybudówki. Dzieje liturgii znają też niestety takie formy zwyrodniałe. Miałem okazję widzieć na Bielanach warszawskich na wiele lat przed powstaniem, rodzaj muzeum liturgicznego, szat z XVIII wieku: ornat haftowany za króla Stasia, nie wiele był dłuższy niż śliniaczek. Ornatu wystarczyło księdzu ledwie do pasa. Oto przykład jak może się zdegenerować poczucie liturgiczne. Dzięki zaś temu, że mamy w Kościele przede wszystkim fachowców, którzy doszli do głosu, Ojcowie Soboru, widząc jak na dłoni jak dotąd było, wprowadzili celowe zmiany. My w tym duchu musimy iść dalej. Jako zakonnicy jesteśmy miniaturą całego Kościoła. A więc, czym żyje wielki, święty, powszechny Kościół Chrystusowy, tym musi żyć i każdy mały domek zakonny. Ambicją, nie tylko Domów Generalnych, ale najrozmaitszych domków filialnych, też powinno być to, aby u nas wszystko było, jak w Kościele Powszechnym. Sobór sobie życzy, a więc my pierwsi staniemy do wykonania jego zleceń. Nie oglądajmy się na prawo czy na lewo!

Chciałbym najpierw przypomnieć to, że liturgia jest wyrazem autentycznego życia Kościoła. Jeszcze do niedawna inaczej nieco się mówiło. Przed Soborem uczono kleryka, że liturgia jest zjawiskiem obok takich elementów jak dogmat i moralność. A mówiło się tak głównie na podstawie danych porównawczej historii religii, że każda religia przejawia te trzy elementy, jakieś wierzenia, jakieś zasady moralne i jakieś formy kultu. A zatem kult na trzecim miejscu, jako postulat natury ludzkiej. Tymczasem dzisiaj się mówi nie tak. Na podstawie połączenia tych dwóch szczęśliwych prądów, odnowy biblijnej i liturgicznej, rzecz nam się przedstawia inaczej. Już w Konstytucji o Liturgii stwierdza się, że liturgia nie jest dodatkiem do życia. Jest jego koniecznym przejawem, co więcej, lud Boży w liturgii daje najpełniejszy wyraz temu, że jest Kościołem. Kościół jest sobą samym najpełniej wtedy, kiedy otacza ołtarz Eucharystyczny (por. KL 10; KK 50). Lat temu czterdzieści najgłośniejszym hasłem była Akcja Katolicka. Każdy proboszcz musiał mieć tzw. cztery kolumny w swojej parafii: Katolickie Stowarzyszenie Mężów, Kobiet, Młodzieży Męskiej, Młodzieży Żeńskiej. Gdy miał „cztery kolumny”, to czuł dopiero, że jest „człowiekiem Kościoła”. Dużo przy tym było triumfalizmu. Zdawało nam się wtedy, że Kościół jest sobą najwięcej w Akcji Katolickiej. Myśleliśmy: społecznicy, to ludzie Kościoła. Socjologia, to dopiero jest doktryna prawdziwie kościelna. Chcesz być dobrym katolikiem, bądź społecznikiem. Jednak był wtedy człowiek w Polsce O. Jacek Woroniecki OP, który miał odwagę napisać w książce Królewskie kapłaństwo, że nam więcej pomogłoby jedno liturgiczne przeżycie Mszy św. niż wiele wykładów socjologii. Ten człowiek był prekursorem naszych czasów. On myślał na dziesiątki lat naprzód. A dzisiaj Sobór to uwypuklił jako istotę życia Kościoła. Czy mamy „cztery kolumny”? Nic z tego nie mamy. A przestaliśmy być Kościołem? Kto wie, czy nie jesteśmy nim bardziej teraz, niż byliśmy wtedy. Tylko obyśmy zrozumieli, co to znaczy otaczać Ołtarz Eucharystyczny w roli czynnych liturgów. Dawniej za największy ideał uchodziło mieć w ręku gruby benedyktyński mszał i z niego modlitwy odmawiać razem z kapłanem po łacinie. To był ideał ruchu liturgicznego w latach trzydziestych. A dzisiaj Sobór Powszechny, ku zgrozie wielu zapalonych latynistów, wprowadził języki narodowe do liturgii już nie tylko jako dowolne, ale jako konieczne. Co więcej, każe mówić ludowi Bożemu, a zwalnia wtedy od recytacji kapłana. Lud Boży jest też liturgiem, nie tylko kapłan, który oczywiście jest niezastąpiony przy ołtarzu w liturgii Ofiary.

W liturgii słowa przeplata się jego akcja z akcją ludu Bożego. Co myśmy odkryli przez to? Kościół to nie tylko hierarchia, nie sami: papież, biskupi i kapłani, ale Kościół to my. Ale świadomość przynależenia do ludu Bożego to nie jest równanie w dół, lecz równanie w górę. Myśmy wszyscy awansowali do roli kapłańskiej, uświadomiwszy sobie przytoczony na wstępie tekst wypowiedzi Pierwszego Papieża – św. Piotra. Swoich adresatów chrześcijan z Azji Mniejszej, a z nimi także nas wszystkich nazywa „świętym kapłaństwem”, którego rolą jest składać „duchowe ofiary przyjemne Bogu przez Jezusa Chrystusa”.

Chcąc to pojąć, musimy znowu uwzględnić cały zbawczy plan Boga. Tych słów św. Piotra nie zrozumiemy, jeżeli się nie cofniemy do Starego Testamentu. Święty Piotr tutaj cytuje Księgę Wyjścia oraz Proroków: Izajasza i Malachiasza. Wszystko to czyni w jednym zdaniu, w którym splata wątki Prawa i Proroków. Dlaczego? Bo jest świadom, że na Prawie i na Prorokach po odpowiedniej transpozycji opiera się Królewskie Kapłaństwo, które jest już udziałem wiernych dzisiaj.

Żeby jednak zrozumieć, co mamy w Nowym Testamencie, trzeba popatrzeć na Stary. Słowo Boże powołało sobie lud Boży i to w taki sposób, że najpierw był powołany Abraham na przodka, na protoplastę ludu wybranego, a po wielu latach jego potomkowie znaleźli się w niewoli egipskiej. Od wyjścia stamtąd Izrael stał się ludem Bożym. Kiedy Mojżesz wyprowadził Izraela z Egiptu, wówczas ogłosił mu na Synaju Boże Przykazania i potem nastąpiła charakterystyczna scena. Kazał złożyć na 12 stosach kamieni krwawe ofiary, krew z tych ofiar zebrał na misę i krwią tą pokropił ołtarz i lud, i powiedział: Oto krew Przymierza (Wj 24,8). Po wiekach w noc wielkoczwartkową powie Zbawiciel: To jest Moja krew Przymierza (Mk 14,24). Te dwa fakty do siebie wzajemnie należą. Jeden jest przygotowaniem, drugi jest realizacją. Jeden jest niejasną zapowiedzią, drugi jest jasną rzeczywistością. Już lud Boży Starego Przymierza był królestwem i kapłanami. W jakim znaczeniu? Przecież tam też Aaron i jego potomkowie Lewici mieli rolę wyraźnie odgraniczoną od roli laikatu. Jakże więc mógł nazwać wtedy Mojżesz cały lud Boży królestwem i kapłanami? Mógł tak nazwać, gdyż tylko Izrael w całości był królestwem Boga prawdziwego – Jahwe, tylko on Go uznawał za Władcę. Dokoła poganie całkowicie pogrążeni byli w mrokach bałwochwalstwa. Lud Boży, tylko on, mógł nazwać Boga prawdziwego swoim Królem. Wszyscy byli Jego Królestwem. I cały naród przez to, że miał nadane sobie prawo liturgiczne, składał ofiary Bogu przyjemne, tylko ten naród. W sumie stanowił kapłaństwo wobec reszty świata pogrążonego w niewiedzy o Bogu, świat ów bóstwa swoje czasem czcił ofiarami wręcz niemoralnymi. Izrael w swojej charakterystycznej roli – wtedy, kiedy razem zebrany czci Boga – nazywa się w księgach Starego Testamentu „Zgromadzeniem Jahwe”. A więc Lud Boży, to zbiorowy liturg.

Nowe Przymierze przynosi doskonałą realizację tego typu biblijnego. W Starym Przymierzu obowiązywały drobiazgowe przepisy co do ofiar: za grzech taka ofiara, dla pojednania inna ofiara, a całopalenia – inna, ofiary dziękczynne, śluby itd. Mnogość dowodziła niedoskonałości, ale bo też to była faza wstępna. Wszystko to zapowiadało jedną jedyną Ofiarę, a tą jedną jedyną Ofiarą jest Ofiara Krzyżowa Arcykapłana Nowego i Wiecznego Przymierza – Jezusa Chrystusa. Liturgia więc w Nowym Przymierzu staje się służbą przez Kościół jako nowe „zgromadzenie Pana”. Termin z greckiego przekładu Septuaginty Ekklesia przenosi się na Kościół Mesjasza-Jezusa. Koniecznym ośrodkiem liturgii Kościoła jest Eucharystyczna Ofiara. Jest to uobecnienie tego, czego dokonał Jezus Chrystus w Wielki Czwartek w Wieczerniku, a w Wielki Piątek na krzyżu. „To jest Krew Moja Nowego Przymierza” (por. Mt 26,28). To Nowe Przymierze scala nas w nowy lud Boży, to Nowe Przymierze kieruje się Nowym Prawem, któremu na imię miłość.

Liturgia więc nie jest dodatkiem i przejawem zewnętrznym życia, liturgia jest wyrazem świadomości, że jesteśmy odkupionymi Krwią Chrystusa, dziećmi Bożymi. Nie można sobie wyobrazić Kościoła Chrystusowego bez liturgii, bo przestałby być tym samym Chrystusowym.

Byli tacy protestanci, którym się zdawało przez pewien czas, że Kościół Chrystusowy to jest tylko zgromadzenie tych ludzi, którzy mają ochotę stosować w życiu Chrystusową etykę, to są ci, którzy przylgnęli do Pana jako do Mistrza, i że to wystarczy. Takiego Kościoła w historii nigdy nie było. Znamienny fakt, jak to po latach prawda zwycięża. Ucichły w obozie protestanckim głosy protestów przeciw Mszy rzekomo uwłaczającej jedynej Ofierze Krzyża. Dzisiaj profesor Oscar Cullmann, kalwiński profesor dwóch uniwersytetów, na zaproszenie Papieża na Soborze Watykańskim II obserwator ze strony braci odłączonych, w jednej publikacji pisze: „Nie znamy w historii innego Kościoła Chrystusowego jak zgromadzonego wokół ołtarza”.

We wspólnocie kalwińskiej Braci w Taizé Stół Eucharystyczny jest w samym środku. Oficjum Braci Taizé po francusku ułożone jest wzorowane całkowicie na benedyktyńskim oficjum. Czego to jest dowodem? Jednakowo wszyscy wracamy do źródeł, z których teraz będziemy się zasilać. Nasze babcie miały za najulubieńszą książkę do nabożeństwa Teresy Kamockiej Droga do nieba. A w niej były modlitwy przed jedzeniem, po jedzeniu, przy zmartwieniach, po pracy, najrozmaitsze, na okoliczność taką czy inną – mnóstwo prześlicznych modlitw prywatnych ułożonych przez pobożną panią Teresę. Nasze babcie w koronkowych mantylach nimi się zachwycały, a ich pobożność się kształtowała wtedy w ten sposób. A dzisiejsza młoda kobieta odkłada wszystkie takie książki na bok i cieszy się, że jako żywy członek ludu Bożego może uczestniczyć we Mszy św., nie tylko śledzić pilnie za kapłanem po łacinie, ale brać udział w tej właśnie zasilającej naszą prywatną pobożność modlitwie liturgicznej.

Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium nazywa Ofiarę Eucharystyczną totius vitae Christianae fons et culmen. Nie było dotąd tak mocnego wyrażenia: „źródło i szczyt całego życia chrześcijańskiego” (KK 11). Z rekolekcji musimy wynieść głębokie przekonanie, że w ciągu zwykłego dnia naszej służby zakonnej nie ma ważniejszej chwili niż owe pół godziny Mszy św. Jesteśmy wtedy najbardziej Kościołem i stamtąd bierze się całe nasze życie czynne. Można sobie darować takie czy inne praktyki, kiedy przychodzą wyjątkowe chwile. Nigdy nie powinno nam braknąć Mszy św. i Komunii św. Dzień bez niej, to jakiś zmarnowany… Jaki dobry Kościół, że nam zmienił przepisy, dopuszczając do Komunii św. w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę. Dzisiaj w całe Triduum Sacrum otrzymujemy Komunię św.

Skoro o Mszy św. będzie mowa osobno, powiedzmy parę słów o naszym Oficjum. Najgłębsza racja naszego przywiązania do Oficjum jest ta, że odmawiając je w szczególniejszy sposób reprezentujemy cały Kościół. Jesteśmy w Mistycznym Ciele wargami chwalącymi Pana. Zastępujemy tych, którzy nie mają czasu na tego rodzaju modlitwę. Wyręczamy tych, którzy nie mogą się modlić w tej chwili w taki sposób. A chwała Boża jest pierwszym warunkiem. Pierwszą inwokacją Ojcze nasz – „święć się imię Twoje”. My jesteśmy tymi, którzy wyręczają braci w niewątpliwym obowiązku święcenia Imienia Bożego. Tak musimy dowartościować nasze Oficjum.

Wprawdzie nam teraz Kościół idzie na rękę, dając szereg ułatwień w tym względzie, ale Oficjum nam nie znosi. Istota rzeczy nie ulegnie zmianie. Jesteśmy nadal „wargami, które chwalą Pana”, w zastępstwie innych za Kościół Boży i to zadanie ma w sobie coś zaszczytnego. Tak jak się cieszy obywatel, że może nałożyć mundur wojskowy, tak samo my powinniśmy się cieszyć, że jesteśmy niejako w mundurze Kościoła odmawiając Oficjum Boże.

Nadto naszą osobistą pobożność, która jest niezastąpiona, ma kształtować obiektywny duch liturgii. Pokarmem pierwszorzędnym dla indywidualnej modlitwy jest właśnie święta liturgia. Istotnie wystarczą słowa Pisma św. i Oficjum do tego, żeby ukształtować całkowicie nasze życie wewnętrzne. Ktoś by mógł powiedzieć: to ubogi program. Nie. Kto tak powie, nie rozumie bogactwa, jakie Duch Święty złożył w Piśmie św. i w liturgii.

Niejednego dzisiejszego człowieka trochę dziwi, jak to możliwe, że my ciągle odmawiamy Psalmy. Czy nie można by utworzyć jakichś ładniejszych modlitw? Chyba nie! Cóż może zastąpić hymny natchnione przez Ducha Świętego? To prawda, że układano je tak dawno, w innych zupełnie warunkach, a ich autorzy tak bardzo różnili się duchowo od nas… Ale nie jest tak ważną rzeczą czy autorem Psalmów był Dawid czy Salomon, czy kto inny. Ważne, że zostały one natchnione przez Ducha Świętego dla potrzeb kultu ludu Bożego. Ten lud wprawdzie pod niejednym względem się zmienił, ale jest nadal ludem Bożym. Duch Święty mimo, że działał wtedy przez różnych żydowskich śpiewaków Starego Przymierza przeznaczył w planach pokarm obfity dla Ludu Bożego Nowego Przymierza. Psałterz uzupełnia nam Ewangelię w sposób kapitalny. Czy w Ewangeliach dostatecznie poznajemy cały kształt Chrystusa Pana? Pewnie, że do zbawienia wystarczy wiedzieć o Panu Jezusie to, co mówią Ewangelie. Ale Pan Jezus mówiąc o sobie powołuje się często na Stary Testament. Czego to dowodzi ? Chrystus Pan chce nawiązać do całości Objawienia. Np. Czy my byśmy dużo wiedzieli o Chrystusie jako Oblubieńcu, gdybyśmy nie znali Ps 45[44]? Czy byśmy wiedzieli dużo o Chrystusie Królu, gdybyśmy nie znali Ps 110[109] itd.?

Nie zapominajmy, że w Psalmach jak w ognisku soczewki skupia się cały sens przygotowania Ludu Bożego na przyjęcie Mesjasza. Nie tylko zresztą w psalmach mesjańskich jest o Nim mowa. Trafnie ujął to chrześcijańskie zastosowanie Psalmów święty Augustyn, gdy stwierdził; że w nich stale się modli Chrystus lub Kościół, Ciało Chrystusa. Bardzo nam ułatwi nasze recytowanie Psalmów ta myśl, że modli się z nami natchnionymi przez Ducha Świętego słowami sam nasz Arcykapłan Jezus Chrystus. Posoborowe wydania nowego Brewiarza Rzymskiego przed każdym psalmem podają krótko – przeważnie na podstawie Ojców Kościoła – jego chrystocentryczne zastosowanie.

Mamy również już po polsku książkę Mertona o Psalmach. Posunął się on w niej do przypuszczenia, że dziś za cenę niewielkiego wysiłku można by nauczyć nawet laikat modlenia się Psalmami. Skłaniam się i ja do tego samego zdania, gdyż znam szereg osób świeckich, które – jak mówią – „odkryły” Psalmy i dotąd są dla nich one codzienną i niezbędną modlitwą, nawet nie w formie gotowej: Modlitwy liturgicznej dnia. Może więc i my na rekolekcjach dowartościujemy ten osobisty wyraz naszej psalmodii codziennej. Niech ona karmi w nas modlitwę chrystocentryczną: módlmy się z Kościołem do Pana, i z Panem do Ojca. Liturgia jest sprawą przede wszystkim Ducha Świętego. Kto się nią nie przejmie, pozostanie w znacznej mierze poza zasięgiem Jego działania ożywczego. Czyha tu pewne niebezpieczeństwo zastoju. Jan XXIII kazał modlić się za Sobór do Ducha Świętego: „Przygotuj serca nasze do posłuszeństwa, abyśmy to, co zostanie postanowione na Soborze ze szczerą uległością przyjęli i chętnie wolą wypełnili”. Oby więc praktyka codzienna w zakonach szła po linii tej właśnie prośby do Ducha Świętego. Budujmy poprzez liturgię Kościół Boży drugiej połowy XX wieku, bo jesteśmy za to wszyscy odpowiedzialni.

Augustyn Jankowski OSB (ur. 14 września 1916 w m. Złotoust na Uralu, zm. 6 listopada 2005 w Krakowie), właściwie Bogdan Jankowski – benedyktyn, opat tyniecki, biblista, redaktor naukowy Biblii Tysiąclecia, członek Papieskiej Komisji Biblijnej Kongregacji Nauki Wiary, doktor honoris causa PAT. Autor wielu publikacji z dziedziny biblistyki, m.in. Aniołowie wobec ChrystusaBiblijna teologia czasuBiblijna teologia przymierzaDwadzieścia dialogów JezusaRozmowa o Apokalipsie.