– Wydaje mi się, że ze strony władz Białegostoku były świadome działania na rzecz rozpalenia konfliktu. (…) Prezydent miasta mógł podjąć takie decyzje, które nie doprowadziłyby do konfrontacji. Nie stanął na wysokości zadania – powiedziała Joanna Lichocka z Prawa i Sprawiedliwości.

– Insynuacje prezydenta wobec działaczy PiS w Białymstoku uważam za skandaliczne. Stoi on za eskalacją bardzo silnych emocji i zorganizowaniem się grup przeciwko uczestnikom marszu. Mógł podjąć takie decyzje, które nie doprowadziłyby do konfrontacji. Twierdził, że nie interesuje go kwestia etyki, wartości, ani kontrowersji. Jego interesowało to, że wniosek o zorganizowanie demonstracji promującej ruch gejowski wpłynął o cztery sekundy wcześniej od tego, który miał na sztandarach wartości rodzinne – przypomniała Joanna Lichocka.

- Widzę to w wykonaniu polityków związanych z opozycją również w innych miejscach. Wypowiedzi, jakie padły po wydarzeniach w Białymstoku, miały za zadanie rozpalanie konfliktu wokół tej sprawy – wskazała.

- Nie jestem zwolenniczką zakazywania demonstracji. Uważam, że wolność manifestowania poglądów jest bardzo ważna, jeśli nie łamie to prawa – podkreśliła Joanna Lichocka.

– Pisał o tym Janusz Palikot, który zachęcał do organizowania jak największej liczby tego typu demonstracji. To przemyślana strategia polityczna. (…) Przedstawiciele opozycji, od wielu lat, jako zasadę swojego działania, stosują generowanie konfliktu między Polakami opartego na silnych emocjach. Mają się nienawidzić i skakać sobie do oczu. To strategia Donalda Tuska i jego kolegów z Platformy Obywatelskiej – stwierdziła posłanka.

bz/polskieradio24.pl