Na pytanie czy francuski model laickości jest zagrożony? Alain Finkielkraut odpowiada: "Jest, i to bardzo. Pod hasłem otwarcia postępuje proces podporządkowywania się kraju, używając słów pisarza Michela Houellebecqa. Oficjalnie to się nazywa otwarta laickość. Ale tu nie ma żadnej otwartości, tu jest tylko forma kapitulacji. Nie tyle wobec islamu, ile wobec jego najradykalniejszej wersji, najbardziej fanatycznej i najszybciej rozprzestrzeniającej się. Dotknięte są szkoły, wolność wypowiedzi. Pozwoliliśmy narzucić sobie tak daleko idącą autocenzurę, że już nigdy nie będziemy mogli wystawić w teatrze francuskim czy wręcz europejskim sztuki „Fanatyzm czyli Mahomet" Woltera. Co prawda zakaz używania symboli religijnych w szkole jeszcze obowiązuje, ale nie wiem, jak długo. Opór społeczny w obronie laickości jest nad wyraz słaby". 

Choć francuski pisarz i filozof mocno krytykuje islam, to na pewno nie można się z nim zgodzić jeśli chodzi o pochwałę środowiska „Charlie Hebdo". Co najbardziej irytujące to to, że tak mało komentatorów nie zauważa, że ten lewicowy magazyn z równie mocną siłą uderza w chrześcijaństwo co w islam. Alain Finkielkraut mówi o magazynie: "Bez niej laickość jeszcze bardziej się we Francji cofnie. Na razie powstał front sprzeciwu, ale pytanie, na jak długo. Bo po publikacji karykatur i później przy każdej bardziej kontrowersyjnej okładce „Charlie Hebdo" krytykującej religię muzułmańską podnosiły się głosy wskazujące nieodpowiedzialność pisma". Francuski filozof ubolewa, że "słychać głosy ludzi, którzy się z tej jedności wyłamują, jak choćby dyrektor portalu Mediapart Edwy Plenel, który uważa, że to ci, którzy bezustannie ośmieszali islam, stworzyli potwora, który zabił 12 osób. Sugeruje więc, że za zbrodnię z 7 stycznia są odpowiedzialni intelektualiści i dziennikarze, którzy próbują realnie patrzeć na rzeczywistość. Ta jedność została więc już złamana przez tych, którzy prowadzą niby antyrasistowską wojnę przeciwko każdej prawdziwej ocenie kondycji Francji".

Finkielkraut przestrzega, że "we Francji rozwija się szybko salafizm, dosłowna interpretacja islamu, która może prowadzić do zabójstw. Jest już obecny na Butte Chaumont w Paryżu, w Roubaix, Marsylii. To problem bardzo realny, o którym jednak nie możemy mówić w obawie przed zarzutem islamofobii". I przyznaje że polityka imigracyjna Francji była największym jej błędem: "Błędem było to, że nie zdołaliśmy opanować wielkości imigracji. Co więcej, nigdy o tym otwarcie nie dyskutowano. Ten problem spadł na społeczeństwo. Stąd poczucie frustracji, wrażenie, że demokracja zawiodła. Sądzę, że podobnie jest w wielu krajach Europy".

Filozof raz jeszcze mówi o laickości, która stanowi o tożsamości Francji i - co pochwalne - staje w obronie katolicyzmu: "Laickość stanowi o tożsamości Francji. Zakłada, że wszyscy są równi. Ale równocześnie zobowiązuje wszystkich do utrzymywania pewnej wstrzemięźliwości, szczególnie w szkołach. Tyle że te zasady narzucono katolicyzmowi w znacznie większym stopniu niż islamowi. Dziś we Francji powstaje więcej meczetów niż miejsc kultu wszystkich innych wyznań razem wziętych: jest ich już dwa i pół tysiąca. Nawet w samym departamencie Sekwana-Saint-Denis meczetów mamy więcej niż kościołów. A przecież w katedrze Saint-Denis są pochowani królowie Francji, a okrzyk „Montjoie Saint-Denis" zachęcał do walki francuskie rycerstwo!".

Z kolei najbardziej cierpią na tym francuscy Żydzi. Alain Finkielkraut mówi: "Obawiam się, że mniejszość żydowska zostanie poświęcona na ołtarzu porozumienia z islamem. Znakomicie pokazuje to książka Houellebecqa. Żydzi w coraz większej liczbie uciekają z Francji z powodu rozprzestrzeniania się islamskiego antysemityzmu. Antysemityzm francuski jest o wiele słabszy". 

mod/Rzeczpospolita