- Nie idę po urzędy. Mam z czego żyć. Zarabiam po 300-400 tys. rocznie jako muzyk rockowy. - mówił Paweł Kukiz w "Polityce przy kawie" w TVP 1.

- Nie idę po urzędy. Mam z czego żyć. Zarabiam po 300-400 tys. rocznie jako muzyk rockowy. Kraść nie potrafię, więc w związku z tym, idąc do parlamentu i decydując się na pracę posła zawodowego, zarabiam znacznie mniej, niż zarabiałbym jako muzyk - mówił Kukiz.

Pytany przez Małgorzatę Serafin o ostateczne stanowisko ws. powyborczych koalicji, mówił po raz kolejny:

- W przypadku wejścia do parlamentu, nasza opcja polityczna nie zamierza z nikim wchodzić w trwałą koalicję. Koalicja trwała w Polsce w systemie partiokratycznym polega na tym, że duży podmiot kupuje mały podmiot urzędami – stanowiskami ministrów, prezesurami w spółkach skarbu państwa – i w sposób trzyma w łapie mniejszym podmiot. Poszerza sobie grono w parlamencie, a ten mniejszy podmiot ma podnosić łapę tak, jak każe mu podmiot większy - tłumaczył.

- Idziemy po to, by zmienić Konstytucję. Jeżeli chcemy chleba, najpierw musimy zbudować fundamenty tego domu, który nazywa się Polska. Oprócz w PiS w parlamencie będą inne podmioty, które będą miały propozycje proobywatelskie. Jeżeli takowych nie bedą miały ani jedna, ani druga opcja, to będziemy wychodzić tylko z naszymi propozycjami - dodał.
Polityk - muzyk odniósł się także do sondaży.

- Marcin Palade mówił mi, w jaki sposób tworzy się sondaże. Wszystko zależy od tego, kto zapłaci, ile zapłaci, jaki podmiot polityczny te sondaże zleca, jak są napisane. Rozpiętość między tymi sondażami jest tak rozpięta, że śledzenie ich większego sensu nie ma. To zależy, kto i za ile zadaje pytania - mówił.

KZ/300polityka.pl