"Parafialne strony na Facebooku, konta na Twitterze i YouTubie zamieniły się w prawdziwe ambony. Możemy naprawdę wejść z Ewangelią do codziennego życia" - pisze na łamach portalu "Więzi" ks. Wojciech Kućko.


"Sytuacja pandemii objawiła stan roztropności w narodzie polskim, ale także ukazała istniejące linie podziałów religijnych. Roztropne zarządzenia Konferencji Episkopatu Polski i biskupów polskich – spotykające się ze zrozumieniem wielu wiernych i kapłanów – niektórzy zaczęli krytykować, wysuwając oskarżenia, posądzając o brak myślenia i podporządkowanie Państwa Bożego państwu świeckiemu" - czytamy w artykule pt. "Wspólnota stołu Słowa".


"Tym bardziej nieroztropne okazały się głosy krytyki tych zarządzeń wypowiadane przez kapłanów oraz świeckich, manipulujących wiedzą teologiczną, a także okazujących nieznajomość prawa Kościoła katolickiego. Wzbudzono dyskusję o tym, że nawet w czasach największych epidemii kapłani sprawowali Eucharystię, że nieodprawianie Mszy świętych z ludem to zwycięstwo masonów oraz że Komunia święta udzielana na rękę jest dziełem szatana" - pisze kapłan.


Jak przypomina ks. Kućko, Kościół katolick nigdy nie zakazywał kapłanom sprawowania Eucharystii, nawet w czasach zarazy. Stawiano jednak pytania o to, które sakramenty są w czasach epidemii ważniejsze oraz jak ich właściwie udzielać.


Kapłan przywołuje przykład św. Alfonsa Marii Liguoriego, patrona spowiedników. "Św. Alfons uczy, że w czasie zarazy kapłani bez wątpienia powinni zachować obowiązek rezydencji. Powołując się na dawniejsze przepisy, podkreśla, że co do sakramentów kapłani w czasie zarazy są zobowiązani do udzielania tylko tych, które dotyczącą zbawienia, a więc chrztu i pokuty" - wskazuje ks. Kućko.
Z kolei w podręczniku dla kapłanów z 1789 roku, autorstwa prawdopodobnie bp. Ravillona z Alet, zwraca się uwagę, że kapłani powinni być gotowi na możliwość zarażenia, ale zarazem nie mogą zwalniać się od roztropnego działania. I tak na przykład miała wyglądać spowiedź w czasach zarazy. Mieli „stanąć w odległości dziewięciu lub dziesięciu kroków od chaty lub miejsca, do którego chorzy zostali oddaleni, stając po stronie, skąd wieje wiatr, i w ten sposób wysłuchać spowiedzi na odległość, zadowalając się krótkim pytaniem o najważniejszych grzechach w ich sytuacji, dając zarażonym rozgrzeszenie z tego samego samego miejsca”.
Podobnie opisano obrzęd udzielania Komunii świętej zarażonym, czyli Wiatyku. Kapłani „umieszczą konsekrowaną Cząstkę w większej hostii niekonsekrowanej, i mając wszystko zawinięte w papier, położą na ziemi rozważnie daleko od chaty, zakryją to kamieniem z obawy, by nie zwiał wiatr, po czym oddalą się bardzo daleko, powiedziawszy choremu, gdzie jest konsekrowana Hostia; chory podejdzie ją zabrać sam lub przyniesie mu ją ten, który mu posługuje; [kapłani] będą uważni, aby chory wziął Hostię, i uczynią przed i po komunii modlitwy, które poleca Rytuał w udzielaniu świętego Wiatyku”. Podręcznik stwierdza też, że podobny sposób udzielania chorym Komunii nie uwłacza Eucharystii, bo jest bezpieczny, a daje wiernym tak ważne wsparcie.
Według ks. Kućki takie rozwiązania nie sprawiły bynajmniej problemów i nic nie przeszkadzało, by po ustaniu zarazywierni przyjmowali Komunię w zwykły sposób.


"Obecność Kościoła i kapłanów w nowych mediach w okresie pandemii stała się kluczowa. Kiedy wspólnota Kościoła musiała zrezygnować na pewien czas ze wspólnej modlitwy wokół stołu Eucharystii, okazało się, że można budować wspólnotę stołu Słowa. Skorzystało z tego wielu kapłanów, którzy postanowili przez wypowiedzi, nabożeństwa, muzykę, a nawet transmisję codziennych Mszy świętych być ze swoimi wiernymi", pisze dalej ks. Kućko.


"Warto w tym kontekście postawić pewne pytania. Co zrobiłby w naszych czasach św. Karol Boromeusz, którego przykład tak chętnie przywołują oburzeni brakiem Mszy świętej organizatorzy wielkich akcji ewangelizacyjnych? Pewnie chodziłby, jak w XVI wieku, do chorych z sakramentami, ale zabrałby ze sobą tam iPhone’a i pokazałby, dlaczego trzeba zostać w domu, by uniknąć niepotrzebnego cierpienia. Pewnie wracając od chorego, odmawiałby online różaniec i koronkę do Bożego Miłosierdzia, zapraszając do niej swoich parafian. Na pewno założyłby parafialnego Facebooka, żeby mieć kontakt ze swoimi wiernymi i przypominać im, jakie zasady sanitarne powinni zachowywać. Zrobiłby mapę ulic, na których mieszkają starsi i zorganizowałby im zakupy" - czytamy na stronie "Więzi".

Cały tekst jest dostępny TUTAJ