Portal Fronda.pl opublikował wczoraj obszerny wywiad, jaki z bp. Andrzejem Czają, przewodniczącym Komisji Nauki Wiary KEP, przeprowadził rzecznik KEP ks. Paweł Rytel-Andrianik. Ksiądz biskup zwraca w nim uwagę na olbrzymie w jego ocenie zagrożenia, jakie wiążą się z problemem tzw. pentekostalizacji chrześcijaństwa. Tekst można przeczytać TUTAJ.

Dziś publikujemy część polemiki, jaką z ks. biskupem Czają podjął w obszernym wpisie na swoim facebooku ks. Tomasz Szałanda z parafii św. Jakuba Apostoła Starszego w Stawigudzie. Kapłan przyznaje, że charyzmatykom potrzebne są pewne szlify i stała opieka pasterzy, ale nie zgadza się z jego zdaniem zbyt ogólną krytyką, jaką przedstawił biskup.


,,Nie wiem czemu Biskup Andrzej jedynie dostrzega jakoby w niekatolickich ruchach charyzmatycznych chodziło głównie o „inwazję i przenikanie zdeformowanego pentekostalizmu w tradycyjne Kościoły chrześcijańskie”, i tym samym zawęża dążenia ekumeniczne Kościoła katolickiego do zadań Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan w ramach Globalnego Forum Chrześcijańskiego, mających polegać na „przeciwdziałaniu różnorakiej biedzie ludzkiej w świecie, czy prześladowaniom chrześcijan”. Przecież choćby nasz papież Franciszek mówi wyraźnie o wspólnych spotkaniach modlitewnych a nie tylko charytatywnych: „Jedność chrześcijan jest dziełem Ducha Świętego i dlatego powinniśmy się wspólnie modlić. Ktoś się zapyta: „Ale proszę księdza, czy ja mogę się modlić z baptystą, z prawosławnym, czy z luteraninem?”. Nie tylko możesz, ale musisz, dlatego że otrzymaliście ten sam chrzest (...) Musimy robić wszystko, by iść razem: ekumenizm duchowy, ekumenizm modlitwy, ekumenizm pracy, miłosierdzia, ekumenizm czytania razem Biblii” (Franciszek, 2015 r.)'' - pisze ks. Szałanda.

,,Wzbudzany strach, iż niekatolickie wspólnoty chrześcijańskie chcące uprawiać prozelityzm zagrażają zachowania tożsamości wiernym Kościoła katolickiego, gdyż członkom wspólnot katolickich i wielu ich duszpasterzom brakuje solidnej formacji, w sumie brzmi trochę jak strzał we własne kolana. Jeżeli bowiem co chwila powstają szkolne programy katechetyczne, a religii są po 2 godziny tygodniowo i nie formują one uczniów, nie dostarczają im wiedzy, to znaczy, że w większości te programy są „do bani”, że treści które katecheci z nich przekazują, nijak się mają do poznawania katolickiej wiary. Kto te programy układa i zatwierdza? Ile w nich miejsca jest na solidne poznawanie Biblii, liturgii, dogmatów i historii Kościoła? Wspólnoty ewangelikalnym wystarczają „szkółki niedzielne” (przepraszam za eufemizm), a wydarzenia biblijne mają „w paluszku”, świetnie wykazują się pamięciową znajomością większych czy mniejszych fragmentów Pisma, które we czci mają zawsze pod ręką a nie na półce. A katolicy? Ileś tam set godzin katechezy w szkole podstawowej, gimnazjum (już likwidowanym) i średniej i co? I strach przed „pentekostalizmem”'' - przekonuje.

,,Czytam w wywiadzie, iż bywa tak, że „w dobrej wierze dla zdynamizowania życia parafii, czy wspólnoty i w odpowiedzi na potrzeby duchowe wiernych, dopuszcza się formy religijności nie do pogodzenia z naszą wyznaniową tożsamością”. Jakie? Nie ma niestety odpowiedzi'' - zastanawia się.

,,Kiedy pada pytanie o konkretne „objawy i przejawy pentekostalizacji w Kościele katolickim, dostaje się pełną garść mocno niejasnych informacji.
a. proces pentekostalizacji jest trudny do uchwycenia i zdiagnozowania
b. jest jak coś pomiędzy kąkolem a pszenicą
c. działa niepostrzeżenie
d. powoduje przenikania zmutowanych tożsamości poszczególnych jednostek i konkretnych wspólnot w tradycyjnych Kościołach chrześcijańskich do naszych serc i wspólnot

Rzeczywiście diagnoza jest straszna niczym apokaliptyczna wizja totalnej zagłady, przy której oblężenie Jasnej Góry przez Szwedów z Sienkiewiczowskiej powieści to „mały pikuś”. Czy jednak w owej dość enigmatycznej i zakamuflowanej wizji zagrożonego Kościoła , w której rodzi się nowy wróg niczym kukurydza GMO, nie brakuje nikomu chociaż odrobiny miejsca na pewność słów Pana, że mimo trudności „bramy piekielne go nie przemogą”?'' - czytamy dalej.

,,Dlaczego do „jednego worka” i jako przejaw pentekostalizacji wrzuca się praktyki religijne - dodatkowo z przydomkiem „niepokojące” – takie jak „msze święte z modlitwą o uzdrowienie, tudzież z modlitwą o uwolnienie od złego ducha, złych mocy, nawet w formie egzorcyzmowania, którego dokonuje się nieraz bez posiadania misji do tej posługi”. Takie zestawienie daje jasny sygnał, że tzw. msza święta z modlitwą o uzdrowienie (chociaż poprawnie jest „msza święta w intencji uzdrowienia”, bądź „msza i później nabożeństwo o uzdrowienie”) łączona z posługą modlitwy o uwolnienie i w jednym szeregu z egzorcyzmem, który rzekomo dokonuje się nieraz bez posiadania zgody od biskupa miejsca, jest czymś złym. Tymczasem tak nie jest, poza odprawianiem egzorcyzmu bez zgody pasterza diecezji. Jednakże komunikat w świat idzie zupełnie odwrotny: modlitwa o uzdrowienie czy uwolnienie jest zła a co najmniej podejrzaną praktyką'' - uważa kapłan ze Stawigudy.

,,Co do nieznajomości dokumentu „Ardens felicitatis desiderium (Instrukcja na temat modlitwy w celu osiągnięcia uzdrowienia) z 2000 roku, to chyba jednak ta Instrukcja jest coraz bardziej doceniana, choć czasem zwykli duszpasterze w sposób niecelowy mogą dopuszczać się pewnych uchybień, więc przypominanie jej ma sens. Podobnie zresztą jak ważne jest nielekceważenie Magisterium Kościoła, i by zgodnie z jej głosem wyrażanym w dokumentach, zrezygnować z przemówień polityków (prezydenta, premiera bądź ministrów) podczas Najświętszej Ofiary sprawowanej z okazji dożynek'' - wskazuje.

,,Jeżeli przejawem pentekostalizacji jest eksponowanie cudownych uzdrowień, to cała Kaplica Jasnogórska (i jeszcze kilka innych sanktuariów) jest spentekostalizowana, bo od ortopedycznych kul uginają się jej ściany.
Poza tym przynajmniej podczas katolickich nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie, osoby które doznały jakiejś łaski przywrócenia zdrowia są zawsze proszone o przesyłanie pisemnej dokumentacji medycznej, która dodatkowo może potwierdzić ów fakt. Różnie z tym bywa, ale to jest decyzja samych uzdrowionych. Poza tym jeżeli np. 60 -70 letnia osoba dotychczas niesłysząca na ucho i nosząca aparat wyjmuje go, bo okazuje się jej zbędny, to dlaczego mam wątpić w jej uzdrowienie? Ja to widzę. Czy istnieje ryzyko, że ktoś udaje? Moim zdaniem minimalne. Zresztą po co chorzy mają udawać uzdrowienie? Po wyjściu z takiego spotkania mało kto daną osobę pamięta, więc pragnienie popularności to chybiony trop.
Czy ogłaszaniu uzdrowienia niezweryfikowanego towarzyszy, jak mówi Biskup Andrzej, „narracja, w której nietrudno doszukać się elementów psychomanipulacji”? Nie sądzę. Gdzie bowiem w prośbie posługujących na wieść o uzdrowieniu: „oddajmy chwałę Bogu oklaskami, podziękujmy Bogu, chwała Panu” są owe „elementy psychomanipulacji”? Oczywiście, że modlitwie o uzdrowienie towarzyszą emocje. Trudno bowiem nie cieszyć się, płakać, czasem nawet skakać, gdy przykrótka noga wydłuża się po modlitwie do Boga, albo ktoś zaczyna widzieć przez chore oko, przez które wcześniej nie widział. Ja bym, mimo swojej wagi, skakał pod sufit z radości i pewnie każdy biskup również.
Nie jest też tak, że lekceważy się liturgię parafialną i sakramenty na rzecz spotkań modlitewnych o uzdrowienie. To zbytnie uproszczenie i nader krzywdzące. Moje dotychczasowe doświadczenie jest takie, że na niedzielną mszę przychodzi około 800-900 parafian (około 38%) a na modlitwę o uzdrowienie 40-50 parafian (ok. 2%). Pozostałe osoby są z innych parafii. Tylko jednak będąc na tego rodzaju modlitwach i znając wspólnoty można się o tym przekonać na własne oczy, mieć dane z bezpośredniego źródła'' - twierdzi.

,,Słyszałem, że niektórzy duchowni dodają do mszy świętej czy do sakramentalnej formuły rozgrzeszenia jakieś dodatkowe modlitwy, by „były lepsze owoce”. Natomiast zjawisko to ani nie jest powszechne ani ograniczające się do wspólnot charyzmatycznych. Ostatecznie bowiem chyba więcej tego typu incydentów odnotowuje się w związku z każdorazowymi wyborami powszechnymi, gdy choćby w homiliach i modlitwie wiernych wybrzmiewają obrzydliwe epitety z ust duchowieństwa wobec konkretnych kandydatów na stanowiska państwowe czy wobec WOŚP'' - uważa.

I pisze dalej:

,, Pragnę zauważyć, iż chrześcijaństwo ze swój natury jest „terapeutyczne” zarówno w wymiarze fizycznym, psychicznych i duchowym. Jezus bowiem chodząc po ziemi zaradzał przede wszystkim podstawowym ludzkim pragnieniom i potrzebom: zdrowia, szczęścia, przebaczenia. Wreszcie, jak mówi jedna z prefacji, „przez swoją mękę zgładził nasze grzechy, przez powstanie z martwych dał nam dostęp do życia wiecznego, a wstępując do Ciebie, Ojcze, otworzył nam bramy nieba”. On jest bowiem zwycięzcą śmierci, piekła i szatana, uwolnił nas od ich bezwzględnego królowania, choć jeszcze nie pozbawił ich istnienia i działania.
Oczywiście, że narzędziem w modlitwie o uzdrowienie są „nasze modły”, ponieważ to sam Chrystus polecił „proście z wiarą a otrzymacie” i zalecał modlić się o zdrowie dla chorych, sam to również czyniąc i posyłając także z tą misją swoich uczniów, a ci następne pokolenia. I nie jest prawdą sugerowanie „samozwańczego dysponowania boskimi zdolnościami”. Przynajmniej w Kościele katolickim nie mówi się o zdolnościach – tak nas uczy w dokumentach, które czytamy z uwagą, Magisterium Kościoła – ale o charyzmatach – darach darmo danych dla duchowego dobra Kościoła. Jednym z nich jest posługa uzdrowienia. Magisterium wyraźnie nam w czytanych przez nas dokumentach podpowiada różnice między zdolnością a charyzmatem, ale nie zabrania by nim posługiwali świeccy, nawet jak niemają magisteriów z teologii. Obdarowanie przez Boga jakiejś osoby danym charyzmatem nie zależy od jej wykształcenia czy wieku. To Pan nim obdarza wybrane osoby, nawet jak dana osoba z jakiegoś powodu innym „nie pasuje”. Stąd tak często, wręcz z uporem maniaka, osoby posługujące charyzmatem uzdrowienia, podkreślają i niezasłużoność wybrania do tego rodzaju posługi oraz wskazują na jedynego Sprawcę uzdrowień – BOGA! Obecni na tego rodzaju modlitwach to słyszą i to wiedzą. Nieobecni zdradzają swoją nieobecność pisząc o „samozwańczym dysponowaniu boskimi zdolnościami”''.

,,Kiedy czytam wywiad o pentekstalizacji w Kościele katolickim, w którym, w kontekście jej „konkretnych objawów i przejawów” jest mowa o tym, że: „Tu i tam w zgromadzeniach modlitewnych pojawiają się fenomeny i zachowania, których toksyczność (dla zdrowego rozwoju duchowego) nietrudno uchwycić na drodze zwykłego używania rozumu; weryfikuje je zdrowy rozsądek”, i łączy się przy tym wspólnoty charyzmatyczne z tzw. Toront Blessing, to mi osobiście ręce opadają. I to z kilku powodów.
a. zaskakuje mnie bowiem, iż różne fenomeny i zachowania pojawiające się w zgromadzeniach modlitewnych można zweryfikować przez „zdrowy rozsądek”. Czy wobec tego zachowanie Jedenastu w Pięćdziesiątnicę również? Czy Eucharystię także? A jubilację, o której pisze św. Augustyn w dziele „Państwo Boże”? A drżenie całego ciała, przenoszące się na krzesło czy klęcznik, które w danej chwili zajmował św. Filipa Neri? A dar łez św. Katarzyny ze Sieny? A modlitewne „upojeniem ducha” i „szaleństwem Ducha” objawiające się drganiem ciała, chichotem, krzykiem, płaczem lub łkaniem bł. Doroty z Montów?
b. Jeżeli strona zwiedzeni.pl jest tak wiarygodnym źródłem wiedzy o katolickich i niekatolickich wspólnotach charyzmatycznych, oraz o konkretnych osobach z tychże wspólnot, to mam nadzieję, że szybko odezwą się prawnicy i znacznie zweryfikują i wyprostują prywatne i dośc osobliwe opinie zarówno autorów strony jak i osób, które się na nią powołują. Zniesławienia bowiem są ujęte w przepisach prawa. Niedobrze, i wstyd mi osobiście, że Biskup Andrzej na tak mało przyzwoite źródło publicznie się powołał, bez sprawdzenia ich prawdziwości. Wiele osób, w tym papież Franciszek spotykał się z członkami wspólnot związanych z Toronto Blessing, modlił się z nimi. Podobnie i niektórzy kardynałowie, także i polscy biskupi. Czy oni także są spentekostalizowani???
c. Dlaczego pomija się całkowitym milczeniem grupy skupiające wokół takich kanałów jak: „gloriaTV”, gdzie publicznie katolicy lżą naszego papieża Franciszka i negują obowiązujące nauczanie Kościoła? Dlaczego nie ma żadnej reakcji, gdy o liderach katolickich wspólnot charyzmatycznych piszą katolicy, iż ci należą „do stajni” jednego z pasterzy diecezji? Dlaczego wreszcie nadal dość swobodnie krążą z referatami po polskim Kościele niespecjaliści od Reformacji i bez konsekwencji mogą obrażać braci i siostry z Kościołów i wspólnot poreformacyjnych oraz naszego papieża Franciszka'' - stwierdza wreszcie.

,, Jest mi bardzo przykro, kiedy czytam o całej liście zagrożeń pentekostalizacji Kościoła katolickiego zauważane przez Biskupa Andrzeja jedynie w odniesieniu do wspólnot charyzmatycznych, bo do nich odnosi się ów wywiad, na co wyraźnie i niestety dość tendencyjnie wskazuje zdjęcie z modlitwy charyzmatycznej umieszczone nad tekstem – zamiast np. zdjęcia Biskupa Andrzeja z Księdzem Rzecznikiem. I nie przekonujące jest zapewnienie, iż „nie zamierzamy nikogo piętnować, ani stygmatyzować”, czy też „Nie wiążmy zagrożenia pentekostalizacji wyłącznie ze środowiskiem odnowy charyzmatycznej. Nie można też podejrzewać każdej wspólnoty z tego środowiska o jakiś rodzaj deformacji i postulować, czy domagać się zastosowania wobec nich jakichś nadzwyczajnych środków ostrożności”. Zamieszczone zdjęcie i cała rozmowa temu niestety przeczy.
Mam też nadzieję, że niedługo przeczytam wywiad także z biskupem Andrzejem Siemieniewskim, Biskupem Edwardem Dajszakiem czy arcybiskupem Grzegorzem Rysiem, którzy są praktycznie zaangażowani w ruchy charyzmatyczne i ewangelizacyjne. To da właściwe światło na powyższe zagadnienia'' - apeluje.

,,Coraz więcej i częściej w duszpasterstwie pomagają świeccy. Za kilka lat także z powodu spadku powołań, oni będą jeszcze bardziej odpowiadać za Kościół. Jeżeli obecnie ich nie przygarniemy, nie zagospodarujemy, nie zaufamy towarzysząc im już teraz, to już niedługo będziemy zamykać parafie. Świeccy – także charyzmatycy – nie są wrogami Kościoła, ale ich skarbem! Owszem, podobnie jak duchowni, potrzebują szlifów, jednakże sytuowanie ich po drugiej stronie barykady, może nie jako niebezpiecznych, ale co najmniej podejrzanych, nie jest właściwe. Będziemy już niedługo błagać świeckich na kolanach, by nam pomogli w duszpasterstwie. Może jednak już nie być do kogo zanosić owych błagań'' - czytamy następnie we wpisie.

Ksiądz sądzi też, że w episkopacie podjęto już jakieś decyzje w sprawie tzw. pentekostalizacji.

,,Trudno mi uwierzyć, że – jak głosi tytuł wywiadu - mamy do czynienia jedynie z „początkiem rozeznawania” kwestii pentekostalizacji. Myślę, w świetle tego wywiadu, że „karty zostały już rozdane”, a założona teza wymaga jedynie kosmetycznych poprawek. Mam tylko nadzieję, że poznamy w pełni skład Komisji, która nad tym zagadnieniem się pochyla. Zrodzi się bowiem pewnie wiele zapytań, na które będziemy potrzebowali fachowego doprecyzowania, a łatwiej o to zwracać się do konkretnych osób, które specjalizują się w określonej dziedzinie teologicznej'' - zauważa.

,,Kilka razy w Polsce, we wspólnotach charyzmatycznych, odbywają się różne spotkania modlitewne, warsztatowe, konferencyjne prowadzone przez katolickich i niekatolickich liderów wspólnot. Dlaczego brakuje na nim Pasterzy? Przecież gdyby z daną wspólnotą tam się pojawiali, czyż nie łatwiej jest potem formować nasze katolickie wspólnoty, wskazując m.in. na podobieństwa i różnice międzykonfesyjne? Czyż nie łatwiej przełamywać opór we wspólnej wymianie duchowych darów? Albo wykorzystać możliwość osobistego porozmawiania o trudnych dla nas katolików kwestiach: jak wydawanie dziwnych głosów podczas modlitwy przez ich uczestników, czy nie mniej zastanawiających zachowań – choć w katolicyzmie jeszcze dziwniejsze mają miejsce podczas egzorcyzmów. Brakuje nam tego rodzaju świadectwa: „byłem, widziałem, rozmawiałem, i w tej wspólnocie chrześcijańskiej ten problem rozumiany jest tak i tak – a w świetle naszej wiary jest podobnie/inaczej, ponieważ...”. I dzięki temu myślę, że większość niejasności i „strachów” zniknie w jednym momencie, i aż tak długie obrady Komisji nie byłyby potrzebne. Czy to jest aż takie trudne, że wręcz niemożliwe?'' - pisze dalej.

,,Czytam również o wielkiej odpowiedzialności opiekunów wspólnot i grup kościelnych, o byciu w niej, towarzyszeniu jej, formowaniu jej i rozeznawaniu. Pierwszym Duszpasterzem w diecezji jest jej Pasterz. Moim zdaniem w wielu przypadkach brakuje nam obecności Pasterzy we wspólnotach także charyzmatycznych. Bez względu na ich dawne i trudne doświadczenia opuszczania wspólnot a nawet Kościoła przez ich członków, winni w nich być. Na tzw. „dołach” często spotykamy się z odejściami oficjalnymi i nieoficjalnymi. Nie pielęgnujemy jednak powstałych ran ale zakasujemy rękawy i dalej trwamy z wiernymi przy Bogu i Kościele. Odczuwamy, że jesteście nam bardzo potrzebni we wspólnotach, bo chcemy Was poznać i chcemy Wam być znani i częściej wspólnie się modlić także o jedność chrześcijan – bez lęku i pełni nadziei. PASTERZE! JESTEŚCIE NAM BARDZO POTRZEBNI WE WSPÓLNOTACH!'' - kończy.

mod/facebook