O prawdziwym znaczeniu Dnia Wszystkich Świętych i niebezpieczeństwie popadania w rutynę i niepotrzebną melancholię rozmawiamy z księdzem Robertem Skrzypczakiem.

 

Jak Ksiądz odbiera współczesne przeżywanie Święta Wszystkich Świętych w naszym kraju? Czy Halloween i inne tego typu pomysły nie podkopują jego autorytetu?

U nas atak zachodnich "wirusów" typu Halloween nie jest aż tak ogromny. Mam porównanie z tym, jak to wygląda we Włoszech, gdzie ludzie bardziej dają się obezwładnić symbolice astrologicznej, magicznej i są bardziej podatni na pomysły wyrosłe z kultury anglosaskiej odzierające to święto z jego prawdziwego znaczenia.

 

Więc co dla nas jest największym niebezpieczeństwem w przeżywaniu tego święta?

Dla nas największym zagrożeniem jest atak rutyny i podchodzenie do święta 1 listopada jako do czegoś oczywistego, przeżywanie go w sposób bezmyślny. Sekularyzacja oczywiście też ma znaczenie. Mimo wszystko widzę, że z roku na rok jako wierni żyjący po Soborze Watykańskim II robimy postępy w powracaniu do prawdziwego sensu tego dnia. Coraz bardziej wydobywamy to święto z klimatu ponurego dnia poświęconego jedynie śmierci i zadumie nad duszami czyśćcowymi (czemu przecież naprawdę służyć mają Zaduszki 2 listopada).

W Kościele coraz mocniej na pierwszy plan wybija się uroczystość świętości. Pamiętajmy, że święto Wszystkich Świętych jest odbiciem najważniejszego wydarzenia w historii ludzkości, czyli zmartwychwstania, czyli zwycięstwa nad śmiercią, tego że Chrystus ją pokonał, dał nam o tym znać i przekazał życie, które miał w sobie innym ludziom. Zmartwychwstanie Chrystusa nadaje blask temu świętu, w którym tak naprawdę radujemy się z faktu zwycięstwa nad śmiercią i tego, że tak wielu dostąpiło już świętości i zasiada w Niebie.

 

Czyli powinniśmy tego dnia bardziej akcentować życie niż śmierć?

Dzień Wszystkich Świętych powinniśmy przeżywać przede wszystkim jako radość bycia w drodze, radość pielgrzyma zmierzającego ku zwycięstwu nad śmiercią. Radość ze świadomości, że życie nie kończy się na zgniliźnie cielesnej w grobie, że nie zmierza ku beznadziejnej depresji, ale ku triumfowi Chrystusa nad śmiercią. Dlatego chrześcijanie mieli zawsze inny sposób przeżywania śmierci, mając tę świadomość. Śmierć nie była dla nich jedynie końcem doczesnej drogi i początkiem prawdziwego życia. Dlatego nie mieli lęku, by schodzić do katakumb, które były cmentarzyskami zanurzonymi w otchłaniach pod Rzymem. Tam celebrowali Chrystusa, tam się modlili. Celebrowano też eucharystię na grobach ich braci, którzy stali się męczennikami, oddali życie za wiarę i zasiedli obok Chrystusa w Królestwie Bożym. Dla tamtych chrześcijan to wszystko nie było powodem do smutku, lecz radości.

 

Czy dziś mogłoby być podobnie? Czy da się wrócić do takiego przeżywania?

Dziś to święto może mieć jeszcze mocniejsze przesłanie. Dziś często się mówi, że jesteśmy kulturą postmortalną. Ludzie próbują obłaskawić śmierć, udając, że nie ma ona żadnego znaczenia. Stąd biorą się te wszystkie wygłupy, przebieranie się na kościotrupy, moda na horrory i pusta rozrywka. To z kolei nie ma nic wspólnego z celebracją, o której mówiłem wcześniej, jest jedynie infantylizacją śmierci, próbą złagodzenia jej.

Z drugiej strony współczesny świat próbuje wyrugować śmierć z przestrzeni publicznej, udawać, że ona nie istnieje. Zapomnieć. To daje efekt odwrotny i skutkuje swoistą "obsesją śmierci". Zauważmy, że współczesna kultura jest przeniknięta śmiercią, nie ma serialu, filmu, czy książki, w której trup nie słałby się gęsto. Dzieła kultury dziś przesiąknięte są mrokiem i uczuciem desperacji i smutku, depresji wynikającej z poczucia bezsensu nieuniknionego przecież końca.

 

Co my jako chrześcijanie możemy zrobić, by to zmienić?

Jeśli ludzie są spowici takim mrokiem i poczuciem zagrożenia, jeszcze potęgowanym przez terroryzm, niebezpieczeństwo wojen, epidemii, czy chorób, to my jako chrześcijanie musimy sobie mocno uświadomić, że mamy odpowiedź na to, że mamy kogoś kto pokonał śmierć, kto zrobił wyłom w murze. Kiedy celebrujemy Wielkanoc, napełniamy się pewnością co do tego, że ten, który zmierzył się ze śmiercią, wygrał. Ten sam wydźwięk powinno mieć Święto Wszystkich Świętych, ale staje się często pewnym lustrem, które poprzez jesienną aurę, szarość, zimno odbija to znaczenie i skłania nas ku zadumie i smutkowi. Nie powinno tak być.

Istnieje piękna polska tradycja, w której przenosi się Mszę Świętą z Kościoła na cmentarz w ten dzień i celebruje się eucharystię właśnie wśród zmarłych, wierząc w to, że już doczekali wielkiej nagrody. Cmentarze mogłbyby tego dnia zamieniać się w ogrody, w których wierni wyrażają radość ze zwycięstwa Chrystusa, zamiast pogrążać się w smutku i melancholii.

 

Atmosfera smutku jednak dominuje, również w mediach, gdzie 1 listopada panuje nastrój nostalgii i zadumy, przypominane są wybitne zmarłe postaci, np. wpomina się tych, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. Czy powinniśmy odchodzić od tego sposobu przeżywania Dnia Wszystkich Świętych również w sferze publicznej?

To Święto tak naprawdę ma w sobie ogromne piękno. Ciekawym doświadczeniem byłoby przelecenie samolotem w ten dzień między polskimi cmentarzami. Widok tysięcy świateł pochodzących ze zniczy pokazałby jasno, że jest w tym święcie nadzieja związana ze światłem Chrystusa, który jest zmartwychwstaniem i życiem. Myślę, że w nas drzemie świadome bądź intuicyjne poczucie tej prawdy i to na niej powinniśmy się tego dnia koncentrować.

Ważne jest też, że nie zbliżamy się jako chrześcijanie "z gołymi rękami" do śmierci, lecz najpierw nasycamy się dobrą nowiną, tym że życie pokonało śmierć. Dlatego też liturgia chrześcijańska rozpoczyna się od świętowania zwycięstwa Chrystusa dokonanego w tych obdarzonych życiem wiecznym nazywanych przez nas świętymi. Wierzymy, że kiedyś, kiedy Chrystus powróci, wszyscy święci staną u jego boku w białych szatach i z palmami w ręku jako symbolami zwycięstwa, tak jak to wymalowywali pierwsi chrześcijanie na malowidłach mozaikach w dawnych bazylikach. Nasze przejście do zadumy i modlitwy za zmarłych powinno wynikać z tego podstawowego przekonania.

 

Modlitwa i zaduma muszą być więc odpowiednio ukierunkowane?

W tych dniach jesteśmy zaproszeni do nawiedzania cmentarzy i modlitwy za zmarłych również dlatego, żebyśmy zobaczyli, że jest pewna relacja łącząca nas żyjących z tymi, którzy odeszli i znajdują się albo już w Niebie, albo dopełniają swego nawrócenia w czyścu. My możemy modlić się za nich, a oni mogą wspomagać swoimi modlitwami nas. Druga rzecz to fakt, że to święto pomaga nam bardziej zrozumieć życie. Jeżeli ktoś ma odwagę podjąć prawdę o śmierci, będzie miał też większą odwagę żyć. Obrazy świętych w Kościele Katolickim przedstawiają ich często trzymających trupią czaszkę w dłoniach. To oddaje świadomość tego, że nasze życie jest rozpięte między dwoma miastami – tym doczesnym, gdzie mamy swój adres, ulicę, pracę i obowiązki oraz Nową Jerozolimą, do której wręczono nam już klucze. Obcując ze świętymi, możemy nabrać tej świadomości i nadziei i poprzez to odważniej i pełniej żyć również tutaj.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał MW