Ojciec Święty Franciszek w jednym z niedawnych wywiadów mówił o problemach z islamem. Jako jeden z nich wskazał obecne w tradycji islamskiej pojęcie podboju, a zatem narzucania siłą wiary mahometańskiej i poddawanie całego świata Allahowi. Przywołał w tym kontekście chrystusowy postulat nawracania narodów, zawarty w Ewangelii św. Mateusza – zupełnie, jakby rzeczy te były ze sobą zestawialne. Czy jest tak w istocie, a może różnice między islamskim a chrześcijańskim pojęciem nawracania są jednak wyjątkowo głębokie? O to zapytaliśmy w rozmowie telefonicznej ks. profesora Roberta Skrzypczaka.

<<<  Poznaj miłosierdzie od najbardziej praktycznej strony POLECAMY! >>>

Ks. prof. Robert Skrzypczak: Chrześcijaństwo jest religijną misyjną, a islam religią podboju i ekspansji. Były takie momenty w historii Kościoła, gdy niektórzy chrześcijanie ulegali myśleniu o podboju. Na myśleniu chrześcijańskim zaciążyły też kategorie pochodzące z wyobrażeń ludzi wchodzących do struktur kościelnych na skutek wędrówki ludów. Wielu włączanych w tym okresie do Kościoła nie przechodziło inicjacji chrześcijańskiej, katechumenatu; nie byli przygotowani do rozumienia Ewangelii i chrystusowego rozumienia misji. Mówiąc jednak o różnicy między chrześcijaństwem i islamem trzeba podkreślić, dlaczego Kościół jest misyjny. Jest taki, bo misyjny jest sam Bóg – a On jest misyjny będąc Trójcą Świętą, komunią, wspólnotą Osób, które nieustannie dają się i przyjmują, żyjąc w ciągłej relacji miłości. Bóg żyje w stanie misji – in statu missionis. Bóg dając początek Kościołowi sprawia, że Kościół z natury staje się misyjny, promieniując i oddziałując miłością. Kiedy jednak chrześcijanie ulegali pokusie ekspansji i podboju, tracili z oczu wyobrażenie Boga jako Trójcy Świętej. Ulegając myśleniu, że Bóg jest wielkim samotnikiem, a zatem wielkim imperatorem i wielkim władcą świata, chrześcijanie czuli się jedynym reprezentantem takiego boskiego despoty na świecie. Kościół uważał wówczas narzucanie woli Boga jako obowiązującego dekretu za swój obowiązek. Takie myślenie jest skoncentrowane w islamie. Islam, wychodząc z idei Boga jedynego, Boga władcy, właściciela ziemi i świata, czuje się jego reprezentantem i jest przekonany o swojej powinności narzucania boskich dekretów. Takie podejście zmienia dopiero trynitarny obraz Boga, Boga, który jest dawaniem i przyjmowaniem, Boga, który jest miłością niewyrządzającą nikomu krzywdy i nieodpłacającą nikomu złem za zło. 

Nie tylko to jednak decyduje o wyjątkowej oryginalności chrześcijaństwa na mapie światowych religii. Bóg objawił się przecież poprzez Chrystusa. Chrystus nie przyszedł jako władca i imperator, ale jako cierpiący sługa Boga, jako ten, który oddał życie i nie opierał się złu. Chrystus pokazał swoją logikę odnoszenia się do przemocy. Pokazuje to bardzo wyraźnie scena procesu Jezusa przed Piłatem. Rzymianin nie znajdując w Nim żadnej winy powołuje się na tak zwany przywilej paschalny, oznaczający uwolnienie jednego z więźniów. Piłat postawił przed ludźmi z jednej strony Jezusa, a z drugiej Barabasza, który, jak mówi Ewangelia, był zabójcą. Także Barabasz, jak podają niektóre kodeksy greckie, miał na imię Jeszua, Jezus. Samo słowo Barabasz oznacza jednak syn ojca. Mamy więc Jeszuę Chrystusa, syna Boga, i Jeszuę Barabasza, syna ojca ziemskiego, a zatem i myślenia według ziemskiej logiki. Z jednej strony ten, który nie opiera się złu nawet za cenę oddania swojego życia i przyjmuje na siebie przemoc, pozwalając się przybić do krzyża i odpowiadając miłością i przebaczeniem i w taki sposób wprowadzając swoje panowanie, oryginalne królowanie w sercach ludzkich; z drugiej strony jest alternatywna forma radzenia sobie ze złem, poprzez wzmaganie siły, używanie przemocy, narzucanie siłą myślenia, uciekanie się do gwałtu. Ludzie opowiedzieli się wówczas za Barabaszem, odrzucając Jezusa.

 W myśleniu islamskim podyktowanym Koranem jest przewaga myślenia Barbasza: wobec zła jest tylko jedna droga, zniszczenia go ogniem i mieczem, narzucania ludziom podległości Bogu, zdominowania ich i przymuszenia do posłuszeństwa. To nie jest logika Jezusa Chrystusa. Chrystus wolał być odrzucony i podeptany, zostać zmasakrowany i ukrzyżowany, ale zwyciężając potęgą miłości i przebaczenia.  Od 2000 lat Chrystus podbija ludzkie serca miłością, nie romantyczną, ale konkretną, która odpowiada dobrem na zło, która zwalcza w ludziach korzenie przemocy przebaczeniem i miłosierdziem. Używanie przemocy i kierowanie się nienawiścią, nawet w imię najwspanialszych idei, jest porażką. Kto nienawidzi, już przegrał. Wszelkie podboje czynione w imię Boga są profanacją imienia Boga, jak mówił papież Benedykt XVI.

W 2006 wielki gniew muzułmanów wzbudził wykład ratyzboński papieża Benedykta. W kilka lat później, ze względu na wskazywanie na los chrześcijan w Egipcie przez tego samego papieża, kairski uniwersytet Al-Ahzar, uchodzący za najważniejszy ośrodek teologiczny islamu sunnickiego, zerwał dialog ze Stolicą Apostolską. Kilka dni temu wielki imam tej uczelni spotkał się z papieżem Franciszek. Dialog ma zostać nawiązany ponownie. Jaką rangę ma to wydarzenie?

Słynny wykład Benedykta XVI z Ratyzbony nie został zrozumiany przez środowisko muzułmańskie. Została mu nadana jednostronnie zła charakterystyka. Muzułmanie nie zgłębili się w subtelność wywodu papieża, woląc zareagować wrzaskiem. Zbiegły się z tym też publikacje karykatur Mahometa oraz szyderstwa z religii islamskiej w mediach europejskich. Tymczasem papież Benedykt powołał się w tamtym wystąpieniu na dialog prowadzony między wykształconymi świata muzułmańskiego a uczonym cesarzem bizantyńskim Manuelem II Paleologiem. Papież nie prezentował swojej własnej refleksji na temat dialogu z islamem, ale odwołał się do źródłem. Muzułmanie, co było charakterystyczne, z wrzaskiem odrzucili źródła i swoje dawne przemyślenia. Dziś jesteśmy w sytuacji, w której świat islamu wypowiedział Zachodowi wojnę, traktując go jako świat krzyżowców, których trzeba zastraszyć i podbić. Papież Franciszek wie, że nie ma obecnie dobrego klimatu na toczenie debat oksfordzkich z intelektualistami muzułmańskimi, ale trzeba szukać sojusznika w wygaszaniu gniewu i nienawiści. Stąd też spotkanie Ojca Świętego z wielkim imamem egipskiego uniwersytetu Al-Ahzar, który jest w świecie islamskim jednym z najważniejszych punktów odniesienia, gdy idzie o wykładnię Koranu. Być może te środowiska najbardziej nastawione na ekspansję i agresję, cierpiące na gorączkę podboju świata, nie będą zwracały uwagi nawet na słowa tego imama. Spotkanie było jednak mimo wszystko elementem szukania sojusznika, budowy szerokiej międzyludzkiej koalicji na rzecz pokoju na świecie. Coś podobnego robił papież Jan XXIII nawiązując kontakt z niedawnymi jeszcze wrogami Kościoła, z sowieckim imperializmem.

Co to ponowne nawiązanie dialogu oznacza dla misji Kościoła względem muzułmanów? W ubiegłym roku do Europy napłynęły setki tysięcy wyznawców Allaha. Czy Kościół podejmie próbę ich nawrócenia?

Mamy dziś do czynienia z pewną słabością Kościoła na Zachodzie Europy, który w wielu miejscach przestał być misyjny. Niektóre środowiska Kościoła na Zachodzie dotknięte myśleniem lewicowym, progresistowskim czy liberalnym, wyznają filozofię tolerancji i dochodzenia do zgody za wszelką cenę, nawet gdyby poświęcić miało się prawdę. To środowiska niezdolne do głoszenia Jezusa Chrystusa. Wymownym tego znakiem był sprzeciw środowisk zdominowanych przez post-soborowy progresizm wobec deklaracji Kongregacji Nauki Wiary Dominus Iesus. W deklaracji tej Stolica Apostolska przypomniała najważniejsze twierdzenia Magisterium Kościoła, wskazując, że Chrystus jest jedynym i powszechnym Zbawicielem świata. Podkreślono też rolę Kościoła w głoszeniu Ewangelii. Tymczasem wiele środowisk katolickich okazało się być bardziej przejętych filozofią dialogu niż potrzebą głoszenia Chrystusa i zbawienia. Kościół w Europie potrzebuje dziś obudzić się ze snu politycznej poprawności i irenizmu. Musi przypomnieć sobie, że Chrystus posyłając w świat apostołów, by głosili Ewangelię, nie myślał o ekspansji, ale o nadaniu pewnego ukierunkowania nowej formie życia. Życia wzbogaconego siłę ze spotkania z Chrystusem Zmartwychwstałym, potęgą, która wkracza w życie człowieka niszcząc zło siłą przebaczenia i miłosierdzia, a nie ogniem i mieczem. Jezus budząc do istnienia Kościół razem z Ojcem i Duchem Świętym nadawał po prostu ukierunkowanie: idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Chrystus nie miał na myśli podboju. Porównywanie wydarzenia nadania Kościołowi charakteru misyjnego przez Jezusa Zmartwychwstałego z ekspansjonistycznymi intencjami Mahometa, chcącego za wszelką cenę podbijać świat w imię Allaha, jest, mówiąc delikatnie, nieporozumieniem. Powtórzę: gdy tylko chrześcijanie rozumieli swój mandat misyjny jako narzucanie światu Ewangelii, dopuszczali się tej Ewangelii zdrady i nie uzyskiwali żadnego efektu. Człowiek jest konstytutywnie wolny i nosi w sobie obraz i podobieństwo Boga. Potrzebujemy wolności – dlatego Kościół domaga się wolności do głoszenia prawdy innym ludziom, ale sprzeciwia się też narzucaniu ludziom wbrew ich woli jakichś wartości. 

<<< Bądź bezczelny, chciej życia na 100%! >>>