W ubiegłym roku polski Episkopat wydał wytyczne do Amoris laetitia. Kluczową sprawę Komunii świętej dla rozwodników pominięto. Publicyści ostrzegali wówczas, że otwiera to drogę do kompletnego chaosu doktrynalnego w Polsce. Okazuje się, że tak się już stało. Znany jezuita ojciec Jacek Siepsiak w wywiadzie dla Holistic.news powiedział otwarcie, że rozwodników można dopuszczać do Komunii - i nie trzeba utrzymywać nakazu św. Jana Pawła II o życiu w czystości. Według ojca Siepsiaka skoro polscy biskupi nie zajęli stanowiska w tej sprawie, to należy iść za wytycznymi papieża, a te są - jego zdaniem - zupełnie jasne. Czy jest tak w istocie? O to zapytaliśmy ks. prof. Pawła Bortkiewicza TChr.

 

 

Fronda.pl: Czy rzeczywiście wytyczne są jasne? To znaczy czy możemy stwierdzić, że Urząd Nauczycielski Kościoła katolickiego postanowił autorytatywnie, iż nie obowiązuje już nauczanie św. Jana Pawła II i odwieczna Tradycja - i rozwodnicy w nowych związkach naprawdę mogą przystępować do Komunii świętej?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Próbując zachować standardy dyplomatycznej odpowiedzi, powiedziałbym, że owe wytyczne Franciszka nie są jasne. Mówiąc mniej dyplomatycznie, problemem obecnego pontyfikatu są dwie warstwy – samego nauczania, które jest wybitnie niejednoznaczne, często podawane w formie kolokwialnej, medialnej, anegdotycznej i warstwa druga – interpretacji tego nauczania. Okazuje się, że ten styl stanowi wręcz metodę działania. Wygląda to mniej więcej tek: papież coś przekazuje. Pojawiają się pytania do Autora, czyli papieża. Ale ten odsyła do innych osób, czyli do interpretatorów. I to oni, w zależności od siły głosu, od pozycji w Kościele, od możliwości oddziaływania kreują wykładnię tego nauczania. Dokonuje się zmiana ról, ale przez to też możliwość zmiany rozumienia Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. W tej chwili to już nie jest tak, że Roma locuta, causa finita, ale na przykład Germania locuta, causa finita. Mówiąc jeszcze dobitniej, czasem mam wrażenie, że chcąc poszukać odpowiedzi na bieżące wątpliwości, muszę sięgnąć do wypowiedzi kardynałów Kaspera, Marxa, Cupicha, Baldisseriego, Schönborna czy Hummesa. Otóż niezależnie od tego stanu rzeczy trzeba powiedzieć, że od strony eklezjalnej, teologicznej jest on bez znaczenia. Całe kolegium kardynałów-progresistów nie może zmienić nauczania Chrystusa Pana. A to nauczanie jest dobitnie wyłożone w dokumentach św. Jana Pawła II. Ono pozostaje niezmiennie aktualne.

 

Czy w sytuacji, w której polscy biskupi nie zajęli żadnego formalnego stanowiska, nie należy raczej trzymać się Tradycji niż niepewnych interpretacyjnie dokumentów papieża Franciszka?

Staram się zrozumieć polskich biskupów. Jeśli spojrzymy na polaryzację episkopatów i Kościołów lokalnych, to możemy mówić o dualizmie, schizmie, podziale… I tutaj każdy głos: „tak – tak”, „nie – nie” wpisuje się w obszary podziału. W tej perspektywie rozumiem wstrzemięźliwość Episkopatu Polski. Ale ani słowami, ani milczeniem nie da się zaczarować rzeczywistości. A rzeczywistość jest naznaczona już istniejącym podziałem. Żyjemy w czasach, w których świadomość tego stanu rzeczy jest. Nie tylko wśród teologów czy duchowieństwa. W tej sytuacji potrzebny jest wyraźny głos. Powiedziałbym tak: można wskazać, że nauczanie Franciszka zachęca nas do bardzo konkretnego, osobistego, empatycznego podejścia. Ale w tym podejściu, w terapii i procesie ozdrowieńczym potrzebne są niezmiennie te same normy, zasady, reguły. A tych dostarcza nauczanie św. Jana Pawła II. I dlatego, połączmy to wezwanie pastoralne Franciszka z głębią wiary i praktyką moralną św. Jana Pawła II. W przeciwnym wypadku okażemy się bardzo empatyczni i otwarci, tak jak … przepraszam – szarlatani.

 

Jeszcze do niedawna w wystąpieniach konserwatywnych hierarchów prawdziwym "locus communis" było wskazywanie, że linia podziału w Kościele przebiega na linii Odry. Okazuje się, że spór doktrynalny jest już w Polsce. Jakie widzi Ksiądz Profesor perspektywy na jego rozwiązanie? Czy polscy biskupi wobec ewidentnie powstającego chaosu nie powinni jednak zająć wyraźniejszego stanowiska?

Ta linia była nie do utrzymania. Jakiś czas temu wywołałem swoim wywiadem w „Do Rzeczy” na temat niektórych wypowiedzi generała jezuitów małą burzę. Wśród zarzutów pojawiły się też głosy dwóch progresywnych wykładowców z Krakowa – filozofa przyrody i teologa. Zarzucali mi konserwatyzm, brak otwarcia na nowe tendencje, uporczywe trzymanie się skostniałego obiektywizmu. Dlaczego o tym wspominam? Bo żaden z ich argumentów nie jest do utrzymania. I jestem przekonany, że w gruncie rzeczy – ci ludzie o tym wiedzą. Co zatem decyduje o progresizmie? Jestem przekonany, że chęć bycia oryginalnym, wypłynięcia – nie na głębię, ale na powierzchnię. Oczywiście, motywacja jest inna – zaangażowanie w ratowanie marginesów, tworzenie szpitala polowego, miłosierdzie mylone z „religią nieszczęśliwych”, jak to określał Tischner. Ale to jest pozór… Warto by go było zdemaskować, tworząc realne debaty teologiczne i medialne. Ale debaty prawdziwie merytoryczne, rzetelne, bazujące na argumentach. Drugą natomiast sprawą, jednak w istocie pierwszorzędną – jest głos księży biskupów. Nie ośmielę się tego rozwijać, ale przywołam tekst, który głęboko mi zapadł w pamięć, serce i sumienie: „Wobec norm moralnych, które zabraniają popełniania czynów wewnętrznie złych, nie ma dla nikogo żadnych przywilejów ani wyjątków. Nie ma żadnego znaczenia, czy ktoś jest władcą świata, czy ostatnim „nędzarzem” na tej ziemi: wobec wymogów moralnych wszyscy jesteśmy absolutnie równi”. To oczywiście św. Jan Paweł II i jego „Veritatis splendor” skrzętnie przemilczane w obecnym przepowiadaniu Franciszka.

 

Rozwodnicy to tylko jeden z tematów. W Kościele katolickim toczy się intensywna debata na temat oceny homoseksualizmu, moralności seksualnej w ogóle, sensu celibatu, roli kobiet w Kościele. Możliwe są duże zmiany. Mam wrażenie, że w Kościele katolickim w Polsce tych tematów się nie dyskutuje, a jeżeli już - to w stylu o. Siepsiaka, to znaczy ogłaszania "ex cathedra", że zmiany są - i już. Czy nasze wycofanie z debaty nie grozi w przyszłości bardzo poważnymi perturbacjami doktrynalnymi i duszpasterskimi?

Wracam raz jeszcze do myśli o potrzebie poważnej debaty. Ona nie jest łatwa, z wielu względów. Niektóre z tych tematów grożą ostracyzmem środowiskowym, społecznym, politycznym. Znamy kazus Rocco Buttiglione w Komisji Europejskiej przed laty. Znamy sytuację monografii „Homoseksualizm. Przegląd światowych badań i analiz”, która nie mogła się ukazać w prestiżowym wydawnictwie naukowym, ze względów pozamerytorycznych. Wiemy, jakie są trendy ducha czasu. Tyle tylko, że ten prąd ducha czasu wywiewa czasem racjonalność myślenia. Nie oskarżajmy wyłącznie jezuitów. Pewien dominikanin ostatnio zaistniał na rynku medialnym postulatem rozbudowanego duszpasterstwa dla „osób LGBT”. Przepraszam, ale czy mamy duszpasterstwo „osób C2H5OH”? Czy też mamy duszpasterstwo alkoholików? A jeśli mamy to duszpasterstwo alkoholików, to czy jego celem jest terapia, czy utrzymywanie alkoholików w dobrym samopoczuciu? Kochani alkoholicy, pijcie na umór i pamiętajcie, że Pan Bóg was kocha? Zdaję sobie sprawę, że kogoś urażą te słowa, ale mnie obraża mówienie o „osobach LGBT”. Skoro jednak ten język zaczyna się rozszerzać, to jest to sygnał, że dokonują się zmiany w mentalności i trzeba temu przeciwdziałać.

 

Ojciec Siepsiak nie jest wyjątkiem. Od dłuższego czasu środowiska części jezuitów i dominikanów zgrupowanych wokół liberalnych pism głoszą także konieczność zmiany nauczania w sprawie homoseksualizmu. Mamy do czynienia ze zwartą grupą progresistów. Czy ten problem da się rozwiązać i przywołać harcowników do porządku, czy też w obecnej sytuacji kościelno-politycznej w ocenie Księdza Profesora będzie trzeba nadal tolerować takie działania?

W swoich polemikach z jezuitami przywoływałem i pragnę to podtrzymać mój szacunek, wdzięczność i pamięć o przyjaźniach od lat zawartych. Niemniej, to, co się dzieje w części tego środowiska musi budzić zdziwienie i niepokój. Czasem mam wrażenie, że pojedyncze mało odpowiedzialne osoby, bazując na znaku firmowym, na renomie zakonu, na jego dokonaniach chcę dowieść tego, że – skoro mówię wam to ja, jezuita, to jest to prawda objawiona. Otóż to nie jest żadna prawda.

Na pewno pojawia się tu problem dyscypliny zakonnej, ale to oczywiście sprawa wewnętrzna szacownego Towarzystwa Jezusowego. Wydaje się jednak, że czasem może się pojawić możliwość interwencji, choćby w postaci rozmowy władz Kościoła w Polsce z przedstawicielami danej redakcji, portalu itp. To nie jest sprawa cenzury. To jest kwestia odpowiedzialności za przekaz wiary. Rolą biskupów jest przecież umacnianie braci swoich w wierze…

 

Rozmawiał Paweł Chmielewski