Portal Fronda.pl: Z badań dr Radosława Tyrały (fragmenty publikuje najnowszy „Tygodnik Powszechny”) wynika, że polscy ateiści to całkiem wierzące osoby. Trzy czwarte z nich ochrzciło dziecko. Co piąty wierzy w istnienie duszy, a co dziesiąty – w życie po śmierci. Kilkanaście procent ateistów w Polsce chodzi do kościoła. Czy to nie jest pewna wewnętrzna sprzeczność? Z czego może ona wynikać?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Owszem, mamy do czynienia ze swoistą schizofrenią, która jest dziś dość powszechna. Chciałbym krótko odnieść się z tą tezą do deklaracji związanych z własną seksualnością. Dziś można zaobserwować pewną tendencję czy nawet modę do tego, by manifestować własną homoseksualność, choć to nie wiąże się z żadną praktyką czy konkretną życiową postawą, jest natomiast pewnym trendem kulturowym. Podobnie może być w przypadku ateizmu, choć tutaj sprawa jest bardzo poważna. Ateizm jest decyzją, która radykalnie odwraca człowieka od Boga, nakazuje postawę, która jest unicestwieniem osoby Boga. To powinno mieć swoje konsekwencje. Nie można zachować jakiejkolwiek połowiczności czy dwuznaczności, tymczasem – jak pokazują badania – mamy do czynienia z ateizmem pozornym. Polega on na przyjęciu pewnych zewnętrznych postaw, zgodnie z pewnym duchem czasu, z byciem trendy, z panującą modą. Wydaje się, że człowiek szuka dziś swojej oryginalności, a wyrazem tego jest pewne pójście pod prąd. W sytuacji, kiedy zdecydowana większość społeczeństwa, przynajmniej deklaratywnie, określa się jako katolicy, pójściem pod prąd i wyrazem pewnej oryginalności będzie przyjęcie postawy ateistycznej, ale tylko pozornie ateistycznej. Warto zauważyć, że istotną rolę w tym procesie pełnią pewne czynniki medialne i kulturowe, czyli robienie z ateistów celebrytów, pokazywanie ich jako postaci szczególnych, znaczących. To, co do niedawna było rzeczą, jeśli nie wstydliwą, to bardzo intymną, staje się rzeczywistością bardzo upublicznioną. Mam tu na myśli różnego rodzaju stowarzyszenia ateistów, wykazy stron internetowych, na których prezentowani są celebryci, deklarujący ateizm lub przyznający się do dokonania aktu apostazji. Mamy pewną modę, siatkę kulturową, w której ludzie chcą się zmieścić. Nie warto jednak traktować swojej tożsamości w sposób dwuznaczny czy pozorny. To oznacza wewnętrzne zakłamanie człowieka, które jest najgorszą postacią zakłamania. Każde kłamstwo jest korupcją antropologiczną, ale to właśnie kłamstwo wewnętrzne jest szczególną korupcją antropologiczną i szczególną dewastacją człowieka.

Wspomniał Ksiądz profesor o deklaratywnym samookreśleniu się jako osoba homoseksualna. Inną analogią może być moda na „coming outy”, tyle że tutaj, będą to „wyjścia z szafy” w wykonaniu ateistów. Problem polega jednak na tym, że za taką deklaracją nic nie idzie, bo „niewierzący” obchodzą Święta Bożego narodzenia (ze względu na zwyczaje, tradycję, „magiczny klimat”) i biorą śluby w kościele (biała sukienka, wzruszająca ceremonia)...

To jest taki ateizm, za którym nie idą żadne czyny, a jeżeli stara się on być konsekwentny, to próbuje sobie stworzyć pewien substytut religijności. Pojawiają się więc pewne tendencje, zmierzające do tworzenia lub formalizowania celebracji ateistycznych, dotyczących różnych obrządków, jak małżeństwa, pogrzeby... Szuka się pewnego substytutu. To nie jest całkowite zerwanie ze sferą transcendencji i Boga osobowego, ale zastąpienie Boga osobowego i wiary bardzo nieudolnym substytutem.

A może po lekturze badań dr Tyrały należy zacząć bić na alarm, bo skoro mamy tylu „praktykujących niewierzących”, to znaczy, że jest też coraz więcej katolików, którzy nie traktują na poważnie wiary i tak naprawdę dochodzi do zamazywania granic pomiędzy wierzącym, a niewierzącym. Co więcej, ze wspomnianych badań wynika, że aż 88 proc. ateistów należało do Kościoła katolickiego. Porzucili oni wiarę, bo negatywnie oceniają Kościół jako instytucję i jej przedstawicieli (50,2 proc.). Może takie badania powinny być ostrzeżeniem także dla nas, katolików?

Wciąż musimy sobie przypominać twierdzenie soboru, którzy nauczał, że źródłem postaw ateistycznych może być zgorszenie wśród samych katolików. Warto też pamiętać słowa ks. Józefa Tischnera, który mówił, że nie zna człowieka, który stał się ateistą po przeczytaniu Marksa, zna natomiast wielu, którzy porzucili Kościół po kazaniu swojego proboszcza. Te gorzkie słowa są oczywiście w jakiejś mierze usprawiedliwione. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że te płynnie wypowiadane frazy o 90 proc. katolików czy zdecydowanej katolickiej większości społeczeństwa polskiego nie mają pokrycia w rzeczywistości. Dziś musimy patrzeć na przemiany laicyzacyjne, sekularyzacyjne w społeczeństwie polskim bardziej konkretnie. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że monolit społeczeństwa katolickiego, w który wierzyliśmy, jest już zdecydowaną przeszłością. To oczywiście powinno mieć charakter mobilizujący, zwłaszcza w dobie nowej ewangelizacji. Powinniśmy podejmować nowe, jednoznaczne wysiłki na rzecz uczytelniania naszego katolicyzmu, chrześcijaństwa.

Mówimy sporo o rozmywaniu postaw, zacieraniu granic pomiędzy wierzącymi, a niewierzącymi. Jak się okazuje, mamy w Polsce ateistów, którzy chodzą do kościoła i chrzczą dzieci i katolików, którzy pojawiają się w nim od wielkiego dzwonu, w Boże Narodzenie lub na ślubie. Może to jest ucieleśnienie tego, co Oriana Fallaci nazywała „chrześcijańskim ateizmem” (wielokrotnie określała tak samą siebie)?

Myślę, że to wyraz problemów z tożsamością w płynnej ponowoczesności. Szukamy pewnych prób pośredniego określania, które uciekają od jednoznaczności. Mnie jednak o wiele bliżej jest do tej norwidowskiej tęsknoty za tymi, co mają tak za tak, nie za nie, bez światło-cienia... Rozumiem, że mogą być różnego rodzaju stopnie intensyfikacji czy jakości życia, ale bądźmy szczerzy z samymi sobą. Oczekiwałbym pewnej uczciwości – albo jestem chrześcijaninem, przeżywającym kryzys wiary (lub jej rozwój), albo jestem ateistą, który ma wątpliwości (lub nie), odnośnie do swoich decyzji. Próby tworzenia usprawiedliwień, takich jak „jestem ateistą, słuchającym Ewangelii” (jak określił się redaktor jednego z najpoczytniejszych dzienników w Polsce, mając na myśli kazanie na Górze) czy „jestem chrześcijańskim ateistą” są sztuczne. To dla mnie raczej pewien unik, a nie wyraz uczciwości.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk